Telefonia stacjonarna: jest źle, ale może być jeszcze gorzej
Ten rok dla rynku telefonii stacjonarnej jest fatalny, ale wszystko wskazuje na to, że dla działających na nim graczy nadchodzą jeszcze gorsze czasy. Niewykluczone, że już za kilka miesięcy będziemy świadkami spektakularnych bankructw niezależnych operatorów.
Żaden nie może być pewien przyszłości. Ich fatalną sytuację może jeszcze poprawić rząd, ale potrzebne są szybkie decyzje.
Rynek telefonii stacjonarnej opanowała stagnacja. W pierwszych sześciu miesiącach 2001 r. liczba abonentów Telekomunikacji Polskiej zwiększyła się netto zaledwie o 81,5 tys. (wzrost o 0,8 proc.). To najgorszy wynik od blisko 10 lat, a o jego skali najlepiej świadczy fakt, że operator stracił w tym czasie 400 tys. klientów.
Powodów jest jednak znacznie więcej.Lepsze komórki
Nie wiadomo, jak duży odsetek stanowią klienci, którzy zrezygnowali z usług TP SA na rzecz operatorów komórkowych. Sama PTC oficjalnie twierdziła, że dzięki intensywnej akcji promocyjnej chce odebrać TP SA 1 mln klientów.
- Nie sądzę, żeby zjawisko transferu klientów do operatorów komórkowych odgrywało znaczącą rolę. Ceny abonamentu mogą być wprawdzie niższe, ale ceny rozmów - dużo droższe. Co do planów Ery - na pewno im się to nie udało i nie uda - ocenia Michał Potocki.
Faktem jest natomiast, że na koniec tego roku - według szacunków CAIB - w Polsce będzie więcej użytkowników telefonii komórkowej (11,7 mln) niż stacjonarnej (11,6 mln). W kolejnych latach ten dystans będzie szybko rósł, a jeśli ceny połączeń u operatorów komórkowych spadną, stan posiadania operatorów stacjonarnych może zacząć topnieć.
Trzeba odłączać
Słabe tempo przyrostu abonentów telefonii stacjonarnej nie wynika tylko z tracenia klientów, ale także znacznego spadku nowych przyłączeń. Bardzo wyraźnie widać to w przypadku konkurentów TP SA. Największy z nich - Netia - przez sześć miesięcy 2001 r. zwiększył liczbę abonentów tylko o 32,2 tys. (wzrost o 10 proc.). - Jednym z powodów jest kiepska sytuacja gospodarcza, mająca wpływ na kondycję finansową firm i klientów indywidualnych. Ostatnio, po raz pierwszy w swojej historii, zaczęliśmy odłączać dłużników - mówi Jolanta Ciesielska.Kiepski wynik osiągnęły także spółki telefonii stacjonarnej skupione w Elektrimie Telekomunikacja. W ciągu sześciu miesięcy liczba ich abonentów zwiększyła się zaledwie o 14 tys. (wzrost o 19,2 proc.).
- Od końca 2000 roku trwał proces pozyskiwania strategicznego inwestora dla spółek telefonii stacjonarnej grupy Elektrim. Naturalną konsekwencją było spowolnienie procesu inwestycyjnego, a co za tym idzie - niewielki przyrost liczby abonentów - tłumaczy Paulina Kamyk z Elektrim Telekomunikacja. Według niej do końca roku nowy inwestor ET - Viviendi opracuje strategię, która zdynamizuje funkcjonowanie spółek telefonii stacjonarnej i zintegruje ich działanie ze spółkami telewizji kablowej.Pod publiczkę
- Zmniejszamy tempo przyłączeń, co jest wynikiem tego, że zdecydowana większość terenów, które pozostały do przyłączenia, to tereny wiejskie i słabo zurbanizowane. Tam trzeba ponosić kolosalne nakłady inwestycyjne, nieproporcjonalne do późniejszych efektów - mówi Michał Potocki z TP SA.
Podejście do telefonizacji terenów słabo zurbanizowanych to jedna z bardzo niewielu kwestii, w których z TP SA zgadzają się operatorzy niezależni. Od jakiegoś czasu toczą oni walkę o zamianę opłat koncesyjnych na inwestycje w infrastrukturę. Zaznaczają jednak, że nie zgodzą się na obligatoryjną realizację tych inwestycji na terenach słabo zurbanizowanych.
Gwóźdź do trumny
O mizerii na rynku telefonii stacjonarnej świadczy także to, że aż 60 proc. z 57 wydanych koncesji jest nie wykorzystanych. Problem tkwi w opłatach koncesyjnych, które są największą bolączką niezależnych operatorów. Rynek został uwolniony, a im pozostało jeszcze do spłacenia około 1 mld zł rat koncesyjnych. Łączne zobowiązania z tego tytułu wynosiły prawie 3 mld zł. W efekcie większość lokalnych operatorów nie ma środków na inwestycje. Obecnie trwa walka o anulowanie pozostałych do spłacenia rat. Decyzja w tej sprawie leży w gestii rządu. Potrzebny inwestorPikanterii całej sprawie dodaje fakt, że żaden z operatorów nie ma w pełni stabilnej sytuacji właścicielskiej. W niezłej sytuacji - przynajmniej na dziś - jest TL, w której 100 proc. ma KGHM. Finansuje on inwestycje operatora, które tylko w tym roku pochłoną około 600 mln zł. Dokładanie do tego biznesu tak ogromnych kwot nie będzie jednak trwać wiecznie. KGHM już szuka dla spółki inwestora branżowego i rozesłał memoranda informacyjne do około 25 podmiotów. Według nieoficjalnych informacji, brakuje zainteresowanych.
Niewiadomą pozostają także przyszłość spółek skupionych w Elektrim Telekomunikacja. Nie ma pewności, czy Vivendi będzie inwestować w telefonię stacjonarną. Dotychczas unikał tego jak ognia.W najtrudniejszej sytuacji jest jednak największy z niezależnych operatorów - Netia. Rynek co chwilę wstrząsają pogłoski o rychłym bankructwie spółki, a cena jej akcji, które jeszcze niedawno wyceniano nawet na 200 zł, teraz wynosi poniżej 5 zł. Telia, inwestor spółki, zastanawia się teraz nad jej dalszym finansowaniem. Ewentualna rezygnacja może oznaczać dla Netii bankructwo.Jeśli weźmie się pod uwagę, że jeszcze istniejący mniejsi operatorzy także mają ogromne problemy z finansowaniem, to niewykluczone, że już niedługo kolejne spółki podążą śladem PTO, które w ubiegłym roku było trzecim pod względem wielkości operatorem telefonii stacjonarnej. Teraz jest bankrutem.
Zdaniem Michała Marczaka, analityka DI BRE, czarny scenariusz jest możliwy. Nie należy jednak, jego zdaniem, patrzeć na przyszłość operatorów tylko pesymistycznie.- Sytuacja alternatywnych operatorów uzależniona jest od wielu czynników, choćby poziomu wzrostu gospodarczego. Ważne będzie też podejście do tej branży nowego rządu. Jeśli zaproponuje operatorom korzystne rozwiązanie w sprawie opłat koncesyjnych oraz będzie odważniejszy w liberalizowaniu rynku, nie powinien się spełnić pesymistyczny scenariusz - mówi Michał Marczak.