To będzie największa farma wiatrowa na morzu. Ale Brytyjczykom nadal mało
Pierwsza część największej morskiej elektrowni wiatrowej na świecie właśnie zaczęła pracę. Na Morzu Północnym uruchomiono pierwszą turbinę z projektu Dogger Bank. Docelowo elektrownia ma być w stanie zasilić sześć milionów gospodarstw domowych w Wielkiej Brytanii.
Pierwsza turbina elektrowni Dogger Bank już zasila brytyjskie domy i firmy - podaje "The Guardian". To oznacza, że prace rozpoczęła już farma wiatrowa, która docelowo ma być największa na świecie.
Dogger Bank to farma położona na Morzu Północnym, ok. 70 mil morskich od wybrzeży Yorkshire. Turbina, która zaczęła pracować w poniedziałek, to dopiero pierwsza z 277 budowanych w ramach projektu. Koszty całej inwestycji wyniosą ok. 9 mld funtów (równowartość ok. 47,5 mld zł).
Farma powstaje w ramach współpracy brytyjskiej firmy SSE i norweskich spółek Equinor i Vårgrønn. Jej budowa ma zostać ukończona w 2026 roku. Moc elektrowni ma sięgać 3,6 gigawata. To wystarczy do zasilenia 6 mln gospodarstw domowych rocznie - czyli ponad jednej piątej wszystkich gospodarstw domowych w kraju.
Jak wskazują firmy odpowiedzialne za projekt, każdy obrót 107-metrowych łopat pierwszej turbiny może wytworzyć energię wystarczającą do zasilenia przeciętnego brytyjskiego domu przez dwa dni.
Ukończenie projektu ma "kluczowe znaczenie dla wytwarzania odnawialnej, wydajnej energii, która może zasilać brytyjskie domy dzięki brytyjskim morzom" - skomentował informacje o uruchomieniu Dogger Bank Rishi Sunak, premier Zjednoczonego Królestwa, cytowany przez "The Guardian". "Inwestycja nie tylko zwiększy nasze bezpieczeństwo energetyczne, ale stworzy miejsca pracy, obniży rachunki za energię elektryczną i utrzyma nas na drodze do osiągnięcia zerowej emisji netto" - dodawał premier.
Ale, jak zwraca uwagę dziennik, mimo udanej inauguracji projektu, rządowi Sunaka i tak nie szczędzi się krytyki, jeśli chodzi o podejście do odnawialnej energii.
Kilka tygodni temu jego gabinet spotkał się z ostrą krytyką ze strony ekologów. Chodziło o wycofanie się z polityki dążenia do osiągnięcia zerowych emisji netto. Rząd mocno krytykowano również w ubiegłym miesiącu. Przyczyną tym razem był fatalny przebieg aukcji na nowe lokalizacje dla morskich farm wiatrowych. Do wzięcia były tereny, na których można wybudować farmy o mocy nawet 5 gigawatów. Ale nie udało się wyłonić ani jednego potencjalnego wykonawcy.
"Brak inwestycji rządu Sunaka w energię wiatrową to prezent dla Putina, który zdusił międzynarodowy rynek gazu, od którego jesteśmy uzależnieni - komentował cytowany przez "Guardiana" Keir Starmer, lider Laburzystów , głównej partii opozycyjnej w brytyjskim parlamencie.
Ale, jak zwraca uwagę dziennik, przyczyn nieudanej aukcji trzeba szukać także poza Downing Street. Rolę odgrywa obecnie również zachowawczość inwestorów, którzy nie chcą podejmować się wielomiliardowych projektów w czasach wysokiej inflacji. "Na początku tego roku szwedzki koncern energetyczny Vattenfall oświadczył, że zaprzestanie prac nad wielomiliardową farmą wiatrową Norfolk Boreas. Jak powód podano, że rosnące koszty sprawią, że projekt nie jest już opłacalny" - podaje dziennik jako przykład.
Tymczasem Wielka Brytania musi się spieszyć, jeśli chodzi o odejście od emisji w energetyce. Obecny konserwatywny rząd Wielkiej Brytanii wyznaczył sobie cel dekarbonizacji brytyjskiego systemu elektroenergetycznego do 2035 roku. Partia Pracy ma jeszcze ambitniejszy program - zobowiązała się osiągnąć ten sam cel do 2030 roku, jeśli dojdzie do władzy. Stałaby jednak przed poważnym zadaniem osiągnięcia tych celów na rynku silnie uzależnionym od wytwarzania energii z paliw kopalnych.