Triumf wymiaru sprawiedliwości
Czy to możliwe, że w XXI wieku przełożony zmuszał swoją pracownicę do kontaktów seksualnych nie tylko z nim, ale również z innymi pracownikami, a ta przez rok nie protestowała? Z wyroku sądu I instancji wynika, że tak. Działo się tak w Bielbawie - zakładzie będącym jednym z największych polskich producentów tkanin bawełnianych. Skazani wciąż są w nim zatrudnieni. Czy dziś taka sytuacja mogłaby się powtórzyć?
Teoretycznie nie - wyjaśnia Andrzej Rogoyski, adwokat, specjalista od prawa pracy. Małgorzata B. była zmuszana do stosunków seksualnych w czasie pracy w 2001 roku. Wówczas w prawie pracy nie było definicji molestowania seksualnego. Od 1 stycznia 2004 r. pracodawca, który nie przeciwdziała aktom molestowania, może być postawiony zarzut dyskryminacji. W efekcie pracownik molestowany seksualnie może dochodzić sprawiedliwości nie tylko przed sądem cywilnym, ale także przed sądem pracy. Jeżeli sąd uzna, że pracodawca naruszył zasady równego traktowania w zatrudnieniu, to pracownik ma prawo do odszkodowania. - W interesie pracodawcy jest zatem dbanie o to, by w jego zakładzie nie dochodziło do takich sytuacji - dodaje mecenas. Mimo to bardzo mało osób ma odwagę powiedzieć: jestem molestowany/a. Przez pierwszy rok obowiązywania przepisów do Państwowej Inspekcji Pracy trafiło tylko 101 skarg dotyczących dyskryminacji, w tym 3 skargi o molestowanie. Dlaczego? - Takie sprawy są bardzo wstydliwe, a kobiety myślą, że mają małe szanse na wygraną - wyjaśnia Urszula Nowakowska, szefowa Centrum Praw Kobiet. W tej chwili udowodnienie molestowania seksualnego, czyli dyskryminacji ze względu na płeć, jest łatwiejsze. To pracodawca musi wykazać, że nie dochodziło do tego typu zachowań. Potrzebne są jednak zeznania świadków, którzy zwykle z obawy o utratę pracy wolą milczeć. Z drugiej strony taka regulacja sprzyja fałszywym oskarżeniom.
Małgorzata B. ze strachu przed zwolnieniem przez rok godziła się na seksualne wykorzystywanie. Dopiero w styczniu 2002 r. poskarżyła się wiceprezesowi. - W tym momencie wybrała najlepszy sposób - wyjaśnia Andrzej Rogoyski. Wiceprezes stwierdził jednak, że do podjęcia przez niego jakichkolwiek działań potrzebne jest pisemne zgłoszenie. - Bez znajomości faktów trudno oceniać sytuację - komentuje Urszula Nowakowska. Z informacji, jakie do mnie docierają, odnoszę jednak wrażenie, że to, co spotkało Małgorzatę B., nosi znamiona gwałtu, a taką sprawę można skierować do prokuratora bez pisemnego wniosku. Podobno wiceprezes powiadomił policję, ale ta nie wszczęła śledztwa. Kiedy pół roku później Małgorzata B. zobaczyła swoje nazwisko na liście pracowników do zwolnienia przygotowanej przez jej kierownika, zdecydowała się złożyć skargę na piśmie. W efekcie Sąd Rejonowy w Dzierżoniowie skazał 10 pracowników zakładu produkcyjnego Bielbaw z Bielawy, oskarżonych o seksualne wykorzystywanie podległej im pracownicy, na kary pozbawienia wolności. Jest to wyrok precedensowy. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w Polsce w 2003 r. z art. 199 kodeksu karnego skazano 19 osób, w 2002 - 18, a w 2001 - 11.
Mimo wyroku wszyscy oskarżeni wciąż są zatrudnieni w Bielbawie. W specjalnym oświadczeniu zarząd firmy poinformował, że jakiekolwiek decyzje podejmie po uprawomocnieniu się wyroku. Wówczas dopiero wyciągnie surowe wnioski dyscyplinarne.
Co stanowi prawo?
Kodeks karny Art. 199 Kto, przez nadużycie stosunku zależności lub wykorzystanie krytycznego położenia, doprowadza inną osobę do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Kodeks pracy Art. 183a par. 6 Dyskryminowaniem ze względu na płeć jest także każde nieakceptowane zachowanie o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci pracownika, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności lub poniżenie albo upokorzenie pracownika; na zachowanie to mogą się składać fizyczne, werbalne lub pozawerbalne elementy (molestowanie seksualne).
- Nie dziwi mnie, że tuż po zgłoszeniu skargi wiceprezes nie zwolnił podejrzanych - uważa Grzegorz M., właściciel dużej firmy. W Polsce obowiązuje domniemanie niewinności, a takie sprawy są trudne do udowodnienia i łatwo kogoś skrzywdzić, szczególnie że należałoby tu zastosować rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika. - Ale mając potwierdzenie, że oskarżyciel publiczny wszczął postępowanie karne, uznałbym, że przestępstwo jest oczywiste i nie czekał ani na wniesienie sprawy do sądu, ani tym bardziej na prawomocny wyrok - dodaje biznesmen. - Nie do zaakceptowania jest fakt, że Małgorzata B. straciła pracę, a oskarżeni wciąż są zatrudnieni - podkreśla mecenas Rogoyski. - Wyrok sądu w Dzierżoniowie uświadomi jednak wielu osobom, że prawo karze zalotników w pracy, a błogie czasy przymykania oczu nawet na klepanie i szczypanie już się skończyły - dodaje prof. Marian Filar, karnista z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. A sąd pracy może nałożyć srogą karę na właścicieli zakładu. Przed warszawskim sądem toczy się sprawa, w której pracownica domaga się 7 milionów złotych od byłego pracodawcy, który dopuścił się m.in. molestowania. - Małgorzata B. też może wnieść o odszkodowanie w procesie cywilnym, z tytułu naruszenia godności - dodaje Urszula Nowakowska. A skoro doszło do skazania w sprawie karnej, to sprawa cywilna powinna być wygrana.
Jolanta Góra