Trudna lekcja dla Ameryki

Rosnąca liczba zarażonych koronawirusem, zmuszenie Indii do eksportu hydroksychlorochiny czy oskarżanie WHO przez Prezydenta Donalda Trumpa pokazują, jak nerwowo jest w Waszyngtonie. Okazuje się, że USA mogą bardziej niż kiedykolwiek potrzebować rynków wschodzących, a przede wszystkim Chin.

Chiny szybko stały się światowym potentatem w wytwarzaniu wielu produktów i urządzeń medycznych stosowanych na całym świecie. Obecnie dostarczają około 43 proc. środków ochrony indywidualnej, z czego aż 37 proc. globalnego importu osłon twarzy, 47 proc. odzieży ochronnej, 64 proc. maseczek, 37 proc. rękawiczek oraz 59 proc. gogli i daszków. Odpowiadają za około 11 proc. światowego eksportu elektronicznych urządzeń diagnostycznych oraz za 9 proc. dostaw instrumentów i urządzeń medycznych. W przypadku leków Chiny w sumie generują tylko 3 proc. globalnej sprzedaży. Jednak wyspecjalizowały się w produkcji wybranych, kluczowych środków, m.in. penicyliny, antybiotyków czy leków przeciwbólowych. Są też największym, a czasem jedynym światowym dostawcą substancji czynnej używanej w niektórych ważnych farmaceutykach. Aktywne składniki leków na raka piersi i płuc oraz wankomycyna, którą stosuje się w niektórych rodzajach zakażeń opornych na środki przeciwdrobnoustrojowe, są wytwarzane prawie wyłącznie w Chinach. Ponadto kontrolują tak dużą część rynku heparyny, że rządy nie miały innego wyboru, jak u nich kupować, nawet po skandalu z zanieczyszczeniem z 2007 r. Państwo Środka zdominowało też rynek indyjski, będący drugim ważnym producentem leków spoza krajów rozwiniętych. Szacuje się, że 70 proc. substancji czynnych używanych przy wytwarzaniu farmaceutyków w Indiach pochodzi właśnie z Chin.

Reklama

Ile USA sprowadzają z Chin?

USA od lat są największym, światowym importerem różnego rodzaju towarów medycznych, poczynając od farmaceutyków, poprzez urządzenia i instrumenty medyczne, a kończąc na specjalistycznej aparaturze diagnostycznej. Dotąd najważniejszymi dostawcami były kraje europejskie, a także kilka państw azjatyckich. Teraz, kiedy Europa sama walczy z pandemią i nakłada ograniczenia na wywóz produktów medycznych poza obszar wspólnoty, USA są coraz bardziej zdane na Azję, w tym na Chiny czy Indie.

Zgodnie z ostatnimi dostępnymi danymi (za 2018 r.) Chiny były piątym dostawcą leków dla USA, zajmowały trzecie miejsce (po Niemczech i Japonii) w zakresie dostaw aparatury diagnostycznej oraz plasowały się zaraz za Meksykiem jako dostawca urządzeń medycznych. W zakresie środków ochrony indywidualnej USA polegają na dostawach z Chin w 48 proc. Wyliczono, że 42 proc. importu osłon twarzy, 45 proc. strojów ochronnych, 70 proc. maseczek ochronnych, 39 proc. rękawiczek i 57 proc. gogli i daszków pochodzi od chińskich producentów. W ostatnich latach ponad 90 proc. antybiotyków, hydrokortyzonu, ibuprofenu i witaminy C, a także 40-45 proc. heparyny i 70 proc. acetaminofenu (paracetamol) stosowanych w USA importowano z Chin. Generalnie szacowano, że około 80 proc. wszystkich leków sprzedawanych w Ameryce jest produkowanych w firmach na terenie Kraju Środka.

Jak Chiny zbudowały rynek produktów medycznych?

Chiny zbudowały potężny rynek produktów medycznych, w tym leków, w znacznej mierze dzięki USA, chociaż intencja Waszyngtonu była odwrotna. Warto przytoczyć przykład z lekami. Handel światowymi farmaceutykami jest regulowany porozumieniem z 1995 r., które znosiło cła na obrót nimi. Umowa znana była jako "inicjatywa zero za zero". Na czele przestrzegania porozumienia stoi Światowa Organizacja Handlu (WTO). Wprowadzając takie rozwiązanie, chodziło o wyeliminowanie możliwości stworzenia monopolu w produkcji leków. Miało też ułatwić rozprzestrzenianie się wsparcia medycznego wszędzie tam, gdzie było potrzebne i bez dodatkowych opłat celnych.

Porozumienie podpisały kraje odpowiadające za wytwarzanie 90 proc. leków, w tym USA, UE, Japonia, Kanada, Norwegia, Szwajcaria i Australia. Z czasem objęło wszystkich członków WTO. Na początku porozumienia co kilka lat poszerzano listę leków bezcłowych (1996, 1998, 2006 i 2010). Zaczęto od 7 tys., a obecnie obejmuje 10 tys. produktów. Ale lista nie była aktualizowana od dekady. Około tysiąca gotowych produktów i 700 substancji czynnych znalazło się poza zasięgiem porozumienia, co oznacza podleganie niejednokrotnie wysokim opłatom celnym. Co ciekawe, ten czas, w którym nie zaktualizowano listy, zbiegł się ze wzrostem zdolności produkcyjnych Chin i Indii. Oszacowano, że w latach 1995-2018 udział handlu lekami objętymi porozumieniem WTO zmalał z 90 proc. do 78 proc.

USA próbowały włączyć farmaceutyki do dwustronnych, a nie wielostronnych umów handlowych z Chinami i Indiami, ale nie udało się tego przeprowadzić. Częściowo dlatego, że Waszyngton nie chciał, aby oba kraje rozwijały się i konkurowały z amerykańskim sektorem farmaceutycznym. USA starały się ograniczyć chińskie i indyjskie zdolności produkcyjne. Jednocześnie obciążenia z tytułu sprowadzania farmaceutyków szacowano dla tych krajów na dziesiątki miliardów dolarów. Dążąc do samowystarczalności i zaspokojenia potrzeb licznego społeczeństwa Chiny, ale też inne gospodarki wschodzące, szybko zaczęły rozwijać własny przemysł farmaceutyczny. Równolegle rozwinęły produkcję aparatury medycznej oraz środków ochrony osobistej w sposób możliwie jak najbardziej uniezależniający je od drogiego importu.

Grzech zaniedbania

Na efekt amerykańskich decyzji z poprzednich lat i niedoceniania siły rynków wschodzących nie musieliśmy długo czekać, gdyż pandemia spowodowała rozerwanie globalnych łańcuchów dostaw. USA, stając się nowym epicentrum koronawirusa, borykają się z niedoborem sprzętu i leków. Zgłaszają zwiększone zapotrzebowanie na dostawy z zagranicy. Jednak wiele krajów tak samo jak Amerykanie, potrzebuje sprzętu. Są też państwa, które planują ograniczyć lub już ograniczyły, a nawet zakazały wywozu sprzętu medycznego i środków ochrony osobistej.

Dotychczas prowadzona przez Waszyngton polityka nie tylko wobec Chin, ale także innych ważnych rynków wschodzących, okazała się, delikatnie mówiąc, niewłaściwa. Nie było dobrym pomysłem łączenie obrotu farmaceutykami z ogólnymi umowami o wolnym handlu. USA potrzebują, chyba jak nigdy wcześniej, umów o wolnym handlu z Chinami, Indiami czy innymi rynkami wschodzącymi mogącymi dostarczyć leki i sprzęt medyczny wszelkiej maści.

W dobie, kiedy Europa walczy z COVID-19 i nie jest w stanie w wystarczającym stopniu wesprzeć USA, Azja staje się jedyną alternatywą. Wojownicze nastawienie administracji Trumpa i naciski wywierane na kraje, np. Indie czy Koreę Południową, nie pomogą w szybkiej realizacji porozumień. Może okazać się, że inne kraje, na czele z Chinami, będą podchodziły z dystansem do rozmów o wolnym handlu z USA w zakresie produktów medycznych.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Jedni uspokajają, inny podsycają

Pomimo licznych gróźb i nieprzychylnego nastawienia Waszyngtonu, Chiny nadal sprzedają Ameryce produkty medyczne, nieźle na tym zarabiając. Nie zaobserwowano aż tak drastycznego, jak się spodziewano, spadku dostaw sprzętu ochrony osobistej. W pierwszych dwóch miesiącach 2020 r. chiński eksport środków ochrony osobistej do USA zmalał o 19 proc., natomiast pozostałych produktów medycznych - o 28 proc. Spadki te wynikały z faktu, że Chiny też walczyły z pandemią i potrzebowały jak najwięcej środków dla siebie.

Dla uspokojenia rynków Pekin niedawno oficjalnie zaprzeczył doniesieniom medialnym z początku marca, mówiącym o wprowadzeniu zakazu czy ograniczeń eksportu materiałów medycznych. Zaprezentował statystyki pokazujące zwiększenie wytwarzania wielu kluczowych zasobów szpitalnych. Przykładowo: dzienna produkcja odzieży ochronnej wzrosła z poniżej 20 tys. sztuk na wczesnym etapie epidemii do 500 tys. sztuk, maski typu N95 osiągnęły poziom produkcji wynoszący 1,6 mln sztuk (wzrost z 200 tys.), a zwykłe maseczki ochronne są szyte w liczbie 100 mln sztuk. Wiadomość ta powinna cieszyć USA - Chiny znów produkują i prawdopodobnie nie odetną nikogo od dostaw.

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019

Natomiast spokoju z pewnością nie wprowadzają niektóre pomysły amerykańskich polityków typu zakazanie szpitalom importu produktów medycznych pochodzących z Chin, jeżeli można znaleźć alternatywnego dostawcę. Takie przepisy wprowadzałyby nie tylko niepotrzebne zamieszanie, ale nade wszystko wydłużenie procedur, co w obliczu ratowania ludzkiego życia jest kompletnie nie na miejscu. Pacjenci i lekarze potrzebują teraz mądrego wsparcia swoich decydentów politycznych i jak najlepszego dostępu do wszelkich produktów medycznych, niezależnie od kraju ich pochodzenia. Dzisiaj to jeden z najtrudniejszych egzaminów dla władz wszystkich państw, nie tylko USA i Chin, z globalnej współpracy, pomocy i zawieszenia sporów. Miejmy nadzieję, że żaden kraj nie obleje tego testu, bo zapłaci najwyższą cenę z możliwych.

Ewa Cieślik, adiunkt na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu; specjalizuje się w chińskim rynku finansowym

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: USA | Chiny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »