Trzynastego grudnia pozostanie nam szarża

Delegacja Rzeczypospolitej na posiedzenie Rady Europejskiej spędziła noc z 12 na 13 grudnia w Kopenhadze. Śniadanie lepiej było zjeść już na miejscu, no bo jak byśmy wyglądali, gdyby pogoda uniemożliwiła rano lądowanie samolotu... Przecież na ósmą zostało umówione spotkanie ze sprawującym przewodnictwo UE premierem Andersem Rasmussenem.

Delegacja Rzeczypospolitej na posiedzenie Rady Europejskiej spędziła noc z 12 na 13 grudnia w Kopenhadze. Śniadanie lepiej było zjeść już na miejscu, no bo jak byśmy wyglądali, gdyby pogoda uniemożliwiła rano lądowanie samolotu... Przecież na ósmą zostało umówione spotkanie ze sprawującym przewodnictwo UE premierem Andersem Rasmussenem.

Ta zaaranżowana specjalnie dla nas sesja na najwyższym szczeblu zakłóca program unijnego szczytu. Szefowie państw i rządów obradowali wczoraj do późnego wieczoru, a dzisiaj mieli zbierać się w Bella Center dopiero po godzinie 9. Polska nie tylko wymogła na gospodarzach wcześniejsze wstawanie, ale także postawiła pod znakiem zapytania realizację planu dnia - szefowie rządów państw kandydackich mieli zostać po południu wpuszczeni na półgodzinną sesję zatwierdzającą rozszerzenie UE, potem ustawić się do wspólnej fotografii, dostąpić zaszczytu przyjęcia przez królową Małgorzatę II, zjeść obiad wydany przez premiera Danii - i wieczorem jechać do domu. Twarda postawa Polski stała się przyczyną niepewności co do terminu zakończenia szczytu.

Reklama

Dopiero na miejscu okaże się, co konkretnie nasza delegacja będzie robiła w ciągu dnia, od zakończenia spotkania z premierem Rasmussenem aż do punktów objętych programem dla wszystkich kandydatów. W przygotowanym przez protokół dyplomatyczny standardowym programie znajduje się w tym miejscu pustka. Ogólnie wiadomo, że będziemy negocjować, negocjować, negocjować... Ludzi jest aż nadto, ponieważ w Kopenhadze przebywa całe polityczne kierownictwo rządu, upoważnione przez Radę Ministrów do podejmowania na bieżąco decyzji. Problem w tym, czy w ogóle będzie z kim rozmawiać. Wszak Piętnastka zaplanowała o godz. 10 i 15 dwie sesje robocze we WŁASNYM gronie.

Nieprzypadkowo podkreślamy tę ogromną różnicę, dzielącą członka Unii Europejskiej od kandydata. Jeśli mielibyśmy - odpukać - nie wejść do UE od 1 maja 2004 r. i ponownie próbować w jakimś następnym rozszerzeniu, to i tak Polskę czekałaby powtórka całego stresu, tyle że owymi pełnoprawnymi członkami, z wyższością rozpierającymi się w unijnych fotelach, byliby m.in. nasi potężni sąsiedzi - Słowacja czy Litwa, jeszcze potężniejsza Malta, etc. Nasuwa się zatem pytanie retoryczne - czy w ogóle istnieje możliwość, abyśmy w Kopenhadze nie osiągnęli KOMPROMISOWEGO SUKCESU!?

W kilku najbardziej drażliwych tematach jedyną metodą na negocjacyjny sukces wydaje się jednak szarża. Jakież to byłoby polskie! Ale nawet rozstrzygające szarże mają to do siebie, iż przynoszą nacierającemu ogromne straty. Na stronach 9-12 analizujemy negocjacyjne ofiary, złożone przez polską gospodarkę w czasie wieloletniej kampanii. Pozostańmy z nadzieją, że w ostatnim natarciu na szczycie w Kopenhadze przynajmniej nie zgubimy tarczy. Nie byłoby przecież z czym wracać...

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: trzynastego | szarża | delegacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »