Tykająca bomba OFE
Będą zmiany w regulaminie Sejmu. Posłowie zgłaszają projekty ustaw bez jakichkolwiek wyliczeń finansowych, nie biorąc żadnej odpowiedzialności za budżet państwa. Nowelizacja sejmowego regulaminu powinna tę złą praktykę wyeliminować.
Panie marszałku, senatorowie skarżą się na posłów, że nie uchwalają ustaw, zwłaszcza tych ważnych, ustrojowych. A jak pan ocenia 100 dni pracy Sejmu?
- Do tej pory zwyczajowo oceniano przede wszystkim pierwsze 100 dni rządu. I takie rozliczenie wydaje mi się bardziej uzasadnione. Bo przecież z punktu widzenia tworzenia prawa, a szczególnie tworzenia dobrego prawa, 100 dni to nie jest czas wystarczający do powstania ustawy. Proces ustawodawczy trwa przecież zawsze parę miesięcy.
SEJM VI KADENCJI W LICZBACH
Sejm VI kadencji od 6 listopada 2007 r. do 20 lutego 2008 r., w ciągu 20 dni obrad, na ośmiu posiedzeniach uchwalił 28 ustaw i podjął 34 uchwały. Do laski marszałkowskiej wpłynęły 83 projekty. Posłowie zadali 554 pytania i wnieśli 938 interpelacji. Posiedzeń komisji stałych i nadzwyczajnych było 306. Posłowie 2431 razy zabierali głos na posiedzeniach plenarnych.
■ Którymi ustawami w pierwszej kolejności powinni zająć się teraz posłowie? Czy w ogóle są w Sejmie jakieś ważne, pilne ustawy?
- Niektóre, najpilniejsze projekty już przeszły ścieżkę legislacyjną. Uchwaliliśmy ustawę budżetową i ustawy okołobudżetowe. Była to nerwowa praca, która wynikała z nieprzystosowania polskiego kalendarza politycznego do kalendarza wprowadzenia budżetu. Jest to wyzwanie na przyszłość. Mam nadzieję, że uda się doprowadzić do wyskalowania terminów z obydwu tych kalendarzy, tak aby przy następnych wyborach kolejna ekipa mogła w miarę swobodnie kształtować przyszły budżet.
■ Jakie inne pilne ustawy są zgłoszone do laski marszałkowskiej?
- Dotarły na Wiejską ustawy związane z reformą służby zdrowia, ale z mocy prawa i zdrowego rozsądku wymagają one jeszcze głębokiej konsultacji społecznej. Jest na to czas, mamy miesiąc na konsultacje ze związkami zawodowymi, minimum dwa tygodnie z Izbą Lekarską i innymi organizacjami pracowników służby zdrowia. Ten czas jest potrzebny, aby uzyskać większą wiedzę o proponowanych rozwiązaniach i spróbować znaleźć minimum porozumienia w kwestiach, które z natury swej są społecznie wrażliwe i ryzykowne. Chyba już wszyscy w Polsce dojrzeli do przekonania, że trzeba podjąć reformę, a nie tylko żądać coraz większych kwot wpłacanych do systemu. Konsultacje powinny skończyć się do końca lutego.
■ Sejm powinien jak najszybciej uchwalić ustawy emerytalne, o wypłatach środków z OFE, o nowym systemie rentowym, gdyż do dziś ludzie nie wiedzą, ile wynosić będą ich przyszłe emerytury. Czy umieści pan te projekty w pierwszej kolejności w porządku obrad najbliższych posiedzeń Sejmu?
- Akurat w przypadku tych projektów nie mamy noża na gardle, żadna zapaść nie grozi w ciągu miesiąca. Brak wielu decyzji, które nie zapadały w poprzednich latach, powoduje jednak, że taka zapaść może mieć miejsce w perspektywie dwóch najbliższych lat. Obecny rząd nie chce uciec od rozwiązania problemów związanych z systemem emerytalnym. Mamy tu do czynienia z wrażliwym społecznie obszarem. Oceniam jednak, że rząd i parlament mają wystarczająco dużo czasu, aby spokojnie przeprowadzić odpowiednie ustawy systemowe.
■ Sejm nie wykonuje orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego. Skutek jest taki, że powstają poważne luki prawne. Na przykład do tej pory nie uchwalono ustawy, która regulowałaby sprawę egzaminów zawodowych prawników po aplikacjach. Nie wiadomo, kto ma zastąpić w sądach asesorów. Czy uznaje pan te sprawy za ważne?
- Liczba koniecznych do wdrożenia orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego jest pochodną liczby spraw przegranych. Stanowi to sygnał świadczący o tym, że jeśli chodzi o jakość tworzonego prawa, to nie wszystko było w porządku. Według mnie lepiej jest uchwalić dobre prawo niż potem je naprawiać nowelizacjami zgodnie z zaleceniami wskazanymi przez Trybunał. Istnieje nie tylko pytanie, w jakim tempie można wdrożyć te orzeczenia w życie, ale również, co zrobić, aby uniknąć błędów wytkniętych legislatorowi przez Trybunał.
Niektóre orzeczenia są bardzo trudne do wprowadzenia w życie bez naruszania logiki wcześniej podjętych systemowych regulacji. Nad aplikacjami już pracuje Ministerstwo Sprawiedliwości.
■ Ale to przecież pan kieruje ustawodawczym rozkładem jazdy na Wiejskiej?
- Nie ma sytuacji, w której marszałek miałby komfort wybierania pilnych projektów i tych mogących poczekać, bo życie powoduje, że jest określona liczba spraw kierowanych przez rząd do parlamentu. Marszałek musi pilnować, aby niektóre kwestie rozwiązań systemowych proponowanych przez posłów nie zastąpiły działań rządowych. Nawet kilkunastu posłów ma prawo zgłosić odrębny projekt, wywracający niekiedy zasady fundamentalne dla systemu prawnego. Ograniczenia dla marszałka to nie konieczność czekania na inicjatywę rządu, ale czekanie na stanowisko rządu w sprawie projektów poselskich.
■ Nie sądzi pan, że najwięcej błędów w ustawach powstaje podczas drugiego czytania, kiedy to posłowie jeden przez drugiego dorzucają do projektu swoje poprawki i żaden organ sejmowy nie może już tego skontrolować. Czy może pan zapobiec takiej sytuacji w przyszłości?
- Są dwie rzeczy, które można w tej sprawie zrobić: pierwsza, to stworzenie ostrzejszych reguł przy tworzeniu projektów poselskich. Tak jak obowiązują przepisy wewnętrzne w rządzie, które narzucają pewne ramy dla projektów rządowych ustaw. Wiąże się to z konsultacjami społecznymi i międzyresortowymi, unikaniem sprzeczności z innymi ustawami. Posłów te reguły w zasadzie nie obowiązują. Szukam w tej chwili w porozumieniu z ministrem finansów nowego rozwiązania w regulaminie Sejmu, które by ograniczyło radosną twórczość posłów, którzy nie biorą odpowiedzialności za budżet. Być może znajdziemy również rozwiązania, które narzuciłyby większe rygory natury formalnej. Oprócz tego, że w drugim czytaniu powstają największe błędy, to istnieje jeszcze jedna choroba polskiego parlamentaryzmu - duża liczba projektów rządowych, które wnoszone są przez kluby parlamentarne. Powoduje to, że rządy w ten sposób unikają czasem odpowiedzialności za projekt, posłowie go zmieniają i projekt żyje własnym życiem. Nie ma pełnej odpowiedzialności za finał tych prac. Natomiast projekty rządowe można i trzeba pilotować aż do podpisu prezydenta. Projekty ustaw oddane posłom zawsze grożą popsuciem prawa.
BOGUSŁAW BANASZAK
przewodniczący Rady Legislacyjnej przy Prezesie Rady Ministrów
Rządowe projekty ustaw są dobre, ale często posłowie psują je w Sejmie. Jest to bolączka nie tylko Polski, ale i innych państw. Często przyjmuje się projekty, których posłowie nie znają.
W natłoku dużej liczby ustaw trudno znać je wszystkie. W Sejmie nie obowiązuje - tak jak w innych krajach - kworum obecności. Bywa że podczas dyskusji nad projektem ustawy jest obecnych kilkanaście osób, a w czasie głosowania każdy poseł ma ściągę ze wskazówkami jak głosować.
WOJCIECH SZARAMA
poseł PiS, przewodniczący sejmowej Komisji Ustawodawczej
Inicjatywa poselska jest potrzebna do normalnego funkcjonowania Sejmu. Projekty ustaw może wnosić 15 posłów lub kluby poselskie, pod warunkiem że zostanie w nich wyjaśniona potrzeba i cel wydania ustawy, przedstawione przewidywane skutki społeczne, gospodarcze, finansowe i prawne, a także wskazane źródła finansowania. Regulamin sejmowy był zmieniany w zeszłym roku i nie trzeba go poprawiać ani kosztem władzy marszałka, ani umniejszać roli Prezydium Sejmu.
■ Profesor Andrzej Zoll i wielu innych prawników postuluje wprowadzenie ustawy o tworzeniu prawa, która obejmowałaby zarówno projekty rządowe, jak i poselskie jednolitym reżimem. Czy sądzi pan, że taka ustawa pozwoliłaby usprawnić proces legislacyjny?
- Jestem całym sercem za taką ustawą. Tylko do jej uchwalenia należy przede wszystkim pozyskać przychylność samych parlamentarzystów. W praktyce ustawa taka oznacza bowiem nie tylko dyscyplinowanie, ale także istotne samoograniczenie się zarówno posłów, jak i senatorów. Nie tylko zresztą posłów prorządowych, ale głównie opozycji.
■ Czy komisja Przyjazne państwo ma szansę na usunięcie z naszego prawa najpoważniejszych bubli i nonsensów? Czy wierzy pan w powodzenie misji posła Palikota?
- Nonsensów prawnych jest naprawdę sporo. Ich eliminowanie to zadanie w takim samym stopniu konieczne co trudne. Do tej pory nie udało się tego zrobić w ramach prac rządowych. Warto więc spróbować tym razem w parlamencie.
Rozmawiała Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska
■ BRONISŁAW KOMOROWSKI - historyk z wykształcenia, działacz harcerski, w latach 1990-1993 cywilny wiceminister obrony narodowej w rządach Tadeusza Mazowieckiego, Jana. K. Bieleckiego i Hanny Suchockiej. Od 1997 do 2000 roku przewodniczył sejmowej Komisji Obrony Narodowej. W latach 2000-2001 piastował stanowisko ministra obrony narodowej; od 2001 roku był zastępcą przewodniczącego sejmowej Komisji Obrony Narodowej oraz członkiem sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Wicemarszałek Sejmu w poprzedniej kadencji.