Tym panom już dziękujemy
Stagnacja czy rozwój? Praca czy bezrobocie? Europa czy pobocza kontynentu? - pyta premier Leszek Miller, podczas licznych spotkań po rozpadzie koalicji. I od razu odpowiada: "rozwój, praca, pełnoprawna i korzystna obecność w Unii Europejskiej".
No pewnie, a co miał powiedzieć; lepiej być pięknym, zdrowym i bogatym niż biednym, brzydkim i chorym.
W tych trzech krótkich hasłach premier przedstawił główne zadania jakie stoją przed jego, już mniejszościowym, rządem:
* zwycięstwo zwolenników integracji w referendum unijnym
* poprawa koniunktury m.in. poprzez realizację programu "Przedsiębiorczość, rozwój, praca"
* niezbędna naprawa finansów publicznych, jako warunek niezbędny dla realizacji dwóch pierwszych celów, a przede wszystkim absorpcji środków unijnych.
Pierwszym sprawdzianem, z racji kalendarza, będzie więc referendum unijne a jego wynik może stać się wyrokiem dla tego rządu. Już sam proces przygotowań do referendum, deklaracje i kampanie prowadzone przez poszczególne ugrupowania będą dostatecznie wyraźnym sygnałem. Czy odejście, a raczej wyrzucenie z koalicji PSL, zasadniczo zmienia coś w tej sprawie? Wydaje się, że nie. Stanowisko tej partii, w kwestii integracji europejskiej i wynegocjowanych warunków, było tak nieprecyzyjnie określone, że każdy mógł je odczytać tak jak sobie tego życzył. Wobec tego koalicji SLD-UP być może nawet łatwiej będzie zawrzeć doraźny sojusz z pro europejską Platformą Obywatelską.
Program "Przedsiębiorczość, rozwój, praca", jeszcze zanim na dobre opuścił ministerialne gabinety już stał się sierotą. Kto dziś pamięta, że stał za nim, i promował, mający teraz kłopoty partyjne, były minister, byłego resortu gospodarki, Jacek Piechota. A jak działa w praktyce to najlepiej widać po stopie bezrobocia. Kiedy program był uchwalany i wprowadzany bezrobocie nieznacznie przekraczało 16 proc., teraz wynosi prawie 19 i wszyscy analitycy są zgodni, że to jeszcze nie pułap. I tu jakiekolwiek sojusze parlamentarne niewiele zmienią.
Wreszcie reforma finansów publicznych i poszukiwane przez ministra Kołodkę 31 mld złotych, które pozwolą nam przyjąć 62 mld z najróżniejszych funduszy unijnych. A ponieważ nie ma pomysłu skąd wziąć te pieniądze, poza sięganiem do kieszeni podatników, co przecież - przynajmniej formalnie i pośrednio - stało się przyczyną rozpadu koalicji, tu przewiduję największe problemy.
Przyjęta przez rząd i koalicję SLD-UP strategia "ucieczki do przodu" lub wiejskiej dziewczyny, której jedynym pomysłem na życie jest bliskie "zaprzyjaźnienie się" z kawalerem z miasta, a później "jakoś to będzie" - może okazać się krótkowzroczna i niewystarczająca. Wiadomo przecież, że oni tam, w tej Unii Europejskiej... nie zawsze postępują "po Bożemu".
I tylko rzesz "Staszków, którzy sprawdzali się w biznesie", rodem z PSL, trochę szkoda, bo chociaż premier wspominał coś o kompetencjach (że niby one będą decydowały), ale jednocześnie zdeklarował się jako zwolennik czystych sytuacji. Ale to już całkiem osobna historia.