UE. Polska w mniejszości w sporach o prąd

Węgry zwalczają limit cenowy na gaz z Rosji. Bruksela wbrew Warszawie pracuje nad wspólnymi oszczędnościami prądu. Polskie kontrpropozycje wobec Komisji Europejskiej z małym poparciem.

UE chce zablokować drakońskie ceny

Komisja Europejska ma już w przyszłym tygodniu przedstawić projekty konkretnych przepisów, by osłabić kryzys energetyczny w Unii. Dlatego w ten piątek [9.9.22] Bruksela sondowała ministrów z wszystkich państw Unii, jakie rozwiązania mają we wrześniu szanse na uzyskanie wymaganej większości co najmniej 15 z 27 państw Unii obejmujących co najmniej 65 proc. ludności UE.

Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, zaproponowała w tym tygodniu wprowadzenie pułapu cenowego na gaz z Rosji, ale m.in. Polska, Włochy, Belgia, Francja chciałyby rozszerzenia tego limitu na cały import, czyli także gazociągowy z Norwegii oraz skroplony gaz LNG ze Stanów Zjednoczonych. - Popieramy wprowadzenie ceny maksymalnej na każdy gaz importowany do Unii. To pozwoli zatrzymać szantaż rosyjski i zracjonalizować całą sytuację na rynku gazu - tłumaczyła dziś Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska. Jednak takim limitom cenowym przeciwne są m.in. Węgry czy Austria. Budapeszt przekonuje, że do takiej decyzji - choć z prawnego punktu widzenia to nie jest aż tak oczywiste - trzeba by jednomyślnej zgody wszystkich krajów Unii. Sceptycy obawiają się odwetowego odcięcia przez Moskwę całych dostaw gazu do Europy.

Reklama

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

- Ministrowie dokonali przeglądu możliwych opcji wprowadzenia limitu cenowego na gaz importowany z określonych jurysdykcji. Konieczne są dalsze prace nad ewentualnym wprowadzeniem takiego rozwiązania. Być może trzeba więcej czasu - tłumaczył dziś czeski minister Jozef Sikela. Niewykluczone, że przywódcy krajów Unii wrócą do tematu maksymalnej ceny na gaz - w ramach debat o nowych sankcjach - na jednym z jesiennych szczytów UE.

Polska chce oszczędzać sama

Ponadto Czechy, stwierdziwszy dziś odpowiednią większość w Radzie UE, zwróciły się do Komisji Europejskiej o projekt skoordynowanych oszczędności energii elektrycznej, co von der Leyen wstępnie zaproponowała już w ostatnią środę [7.9.22]. Ostateczny kształt tego projektu poznamy w przyszłym tygodniu, ale wedle pierwszych przymiarek chodzi o redukcję zużycia o 5 proc. w godzinach szczytu, czyli o 10-15 proc. ogólnego zużycia energii elektrycznej.

Spora część krajów Unii, w tym Niemcy i Holandia, chcą od razu obowiązkowego charakteru tych oszczędności, z kolei Polska jest przeciwna wszelkiej oszczędnościowej koordynacji na poziomie unijnym. - Zaproponujemy obowiązkowe oszczędności energii elektrycznej w godzinach szczytu - zapowiedziała jednak po dzisiejszych obradach Kadri Simson, komisarz UE ds. energii.

Rada UE już w czasie wakacji wprowadziła przepisy o skoordynowanych oszczędnościach gazu o 15 proc. na razie na zasadzie politycznego zobowiązania, które - po ponownym większościowym głosowaniu Rady UE - może zamienić się w prawny obowiązek wszystkich 27 państw Unii. Tym przepisom o gazie przeciwna była tylko Polska i Węgry, ale zostały przegłosowane przez pozostałe 25 krajów UE. A po dzisiejszej debacie Rady UE wydaje się, że Polska ma znów małe szanse na zatrzymanie przepisów o skoordynowanych oszczędnościach prądu.

Zablokować ceny na prąd?

Kluczową kontrpropozycją Polski wobec pomysłów Komisji Europejskiej było wprowadzenie - na rynku hurtowym - górnego pułapu ceny na prąd "przybliżonej do ceny jego wytwarzania" bez względu na krajowy miks energetyczny czyli koszyk źródeł produkcji prądu (z gazu, węgla, atomu, źródeł odnawialnych) w poszczególnych krajów Unii. - To uniwersalne rozwiązanie, które zadziałałoby na obniżenie cen energii elektrycznej tu i teraz - podkreślała minister Moskwa. Ale przynajmniej na razie Polska nie zdołała przekonać dostatecznie wielu krajów Unii.

Ogólna blokada taryf na prąd, której teraz chciałaby Warszawa, jest krytykowana przez ekspertów Komisji Europejskiej za ryzyko pogłębienia kryzysu. - Jeśli pułap cenowy udałaby się utrzymać, doprowadziłby do obniżenia cen energii elektrycznej. Istnieje jednak bardzo duże ryzyko, że wytwórcy wycofaliby swoje moce z rynku, jeśli ich koszty przekroczyłyby pułap. Trudny do uzgodnienia przez państwa UE, zwłaszcza w krótkim czasie, byłby poziom pułapu cenowego i tego, kto dotuje jego utrzymanie - ostrzega Komisja w jednym ze swych dokumentów roboczych.

Natomiast czeska prezydencja - po dzisiejszej dyskusji w Radzie UE -  stwierdziła, że większość krajów jest raczej gotowa na pomysły ingerencji w unijny rynek cen prądu, które podsuwa Komisja Europejska. Chodzi m.in. o ograniczenie dochodów producentów prądu nie z gazu, którzy teraz - jak przy odnawialnych źródłach energii - zarabiają krocie na prądzie, którego ogólna cena jest windowana w Unii przez gaz. Takie rozwiązanie, którego konkrety Komisja Europejska być może poda w przyszłym tygodniu, przyniosłoby fundusze do redystrybucji na pomoc dla obywateli oraz małych i średnich firm najmocniej dotkniętych kryzysem cenowym. Komisja ma też pilnie opracować szczegóły ewentualnego systemu "opłaty solidarnościowej" od zysków firm produkujących energię z paliw kopalnych.

Bez zmian na rynku CO2

Polska w ten piątek ponownie domagała się radykalnych posunięć w sprawie unijnych zezwoleń na emisję CO2 (system ETS), by obniżyć ceny energii oraz ich wpływ m.in. na przemysł cementowy i chemiczny. - Chcemy zawieszenia systemu ETS z jego jednoczesną reformą. Drugim możliwym rozwiązaniem jest zablokowanie ceny ETS na poziomie 32 euro [za tonę CO2, obecna cena to około 75 euro] - powiedziała minister Moskwa. Jednak te postulaty są teraz bez szans. A na zamkniętych spotkaniach ambasadorów krajów Unii w Brukseli nawet polska dyplomacja nie wraca do tematu "zawieszenia ETS", a pomysł limitu 32 euro podnosi jako jedyny kraj Unii.

Natomiast czeska prezydencja zwróciła się dziś do Komisji Europejskiej o przeanalizowanie, jak można użyć systemu ETS w przeciwstawianiu się obecnemu kryzysowi. Wśród możliwych opcji, na które wskazuje również Polska, jest przyspieszone uwolnienie przez Brukselę puli darmowych certyfikatów ETS pierwotnie zaplanowanych na lata 2026-29. Jednak sporo brukselskich ekspertów, również w instytucjach UE,  przekonuje, że taka interwencja byłaby potrzebna dopiero przy wzroście cen ETS do np. 150 euro z obecnego przedziału 70-90 euro, w którym wahają się ostatnich tygodniach.

Tomasz Bielecki (Bruksela)

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Zobacz również:

Deutsche Welle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »