Ukraina. Czy nadejdą "korytarze zbożowe"?

W Ankarze szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow deklaruje zasadniczą gotowość do utworzenia "korytarza zbożowego". Dzięki temu pszenica z Ukrainy będzie mogła trafić na rynek światowy. Kijów jest sceptyczny.

Silosy są pełne, a pojemność magazynów prawie wyczerpana. Według Światowego Programu Żywnościowego ONZ ponad 20 milionów ton zboża, które w rzeczywistości było przeznaczone na rynek światowy, nadal zalega na Ukrainie. W czasie pokoju Ukraina obsługiwała ponad 50 procent swojego eksportu przez swój największy port nad Morzem Czarnym w Odessie.

Grupa Polsat Plus i Fundacja Polsat razem dla dzieci z Ukrainy

Reklama

Odkąd pod koniec lutego rozpoczęła się rosyjska wojna napastnicza, dźwigi przeładunkowe nie pracują. Od tego czasu blokada rosyjskiej Floty Czarnomorskiej uniemożliwia jakikolwiek import i eksport. Ponadto żegludze wzdłuż wybrzeża Ukrainy zagrażają liczne miny morskie; nie wiadomo dokładnie, ile ich jest. Jedyną pewną informacją jest to, że zarówno Rumunia, jak i Turcja musiały już rozbroić kilka min, które oderwały się od cum i dryfowały po Morzu Czarnym.

Zboże jest jednak pilnie potrzebne - w kilku krajach Afryki i Bliskiego Wschodu już teraz brakuje chleba i pszenicy. Również sama Ukraina jest uzależniona od dochodów z eksportu zboża. W ostatnich tygodniach Kijów próbował wyeksportować więcej pszenicy za granicę, również z pomocą kolei. Jednak różne szerokości torów na Ukrainie i w pozostałej części Europy, a także brak wagonów towarowych po stronie europejskiej znacznie spowalniają eksport koleją.

Zaminowane morze

Dlatego od tygodni podejmowane są gorączkowe wysiłki, aby wznowić eksport zboża przez Morze Czarne. Z tego powodu do Turcji udał się teraz minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow. Jak donoszą media, udało mu się osiągnąć zasadnicze porozumienie ze stroną turecką. Zgodnie z nim turecka marynarka wojenna ma oczyścić z min morskich obszar wokół ukraińskich portów i zapewnić bezpieczny przejazd frachtowcom ze zbożem, aby uchronić je przed ewentualnym ostrzałem. "Jesteśmy gotowi zapewnić bezpieczeństwo statków wychodzących z ukraińskich portów" - powiedział Ławrow na konferencji prasowej w Ankarze . I dodał, że nastąpi to "we współpracy z naszymi tureckimi partnerami". W Stambule ma zostać utworzony organ koordynacyjny ONZ, który będzie regulował sposób dalszej dystrybucji eksportowanego zboża na rynku światowym.

Obecnie rozważa się wykorzystanie trzech portów ukraińskich do załadunku pszenicy: Oprócz Odessy można rozważyć także sąsiednie ośrodki przeładunkowe w Czornomorsku i Jużnym. Rozważa się również eksport pszenicy z ogarniętego konfliktem Mikołajewa i okupowanych przez Rosję portów w Chersoniu i Mariupolu.

Ukraina jest zasadniczo zainteresowana takim porozumieniem, ale nadal ma poważne zastrzeżenia. Przedstawiciele Ukrainy nie byli obecni na spotkaniu w Ankarze. Organizacja Narodów Zjednoczonych zaproponowała już utworzenie czterostronnej grupy kontaktowej składającej się z przedstawicieli ONZ, Turcji, Rosji i Ukrainy, która miałaby opracować mechanizm kontroli ewentualnego korytarza zbożowego.

Turcja chce mediować i zabezpieczać

- Taki korytarz mógłby powstać, gdyby wszyscy tego chcieli - uważa Beate Apelt, szefowa biura Fundacji Friedricha Naumanna w Stambule. Istnieje jednak kilka punktów spornych. To szczególnie zapory w formie min, które obie strony rozmieściły u wybrzeży Ukrainy. - Ukraińska marynarka chce w je wykorzystać, by zapobiec desantom rosyjskich okrętów wojennych w pobliżu Odessy - mówi Apelt. Miny musiałyby zostać usunięte, aby umożliwić przepłynięcie statków towarowych ze zbożem. Według źródeł tureckich, może to nastąpić w ciągu jednego do dwóch tygodni. Według tureckiego eksperta ds. bezpieczeństwa Yörük Isika z Middle East Institute w Stambule turecka marynarka wojenna jest "jedną z najbardziej doświadczonych w NATO" w realizacji tego zadania: posiada jedenaście okrętów obrony przeciwminowej i personel przeszkolony w rozminowywaniu.

Operacja rozminowywania pozostawiłaby jednak Odessę w pewnym sensie bezbronną. Kijów obawia się, że rosyjskie okręty wojenne mogłyby zaatakować największe ukraińskie miasto portowe przez udrożniony korytarz i dlatego żąda gwarancji bezpieczeństwa - np. zachodnich pocisków przeciwokrętowych, przeciw czemu Moskwa stanowczo protestuje. - Trudno mi sobie wyobrazić, że ludzie w Kijowie uwierzą w przyrzeczenie o nieagresji ze strony Moskwy, biorąc pod uwagę potworności tej wojny do tej pory - mówi Apelt. - W tym miejscu do gry wkracza Turcja, która najwyraźniej nie tylko chce mediować w sprawie korytarza, ale także zabezpieczyć go własnymi okrętami - podkreśla ekspertka.

Okręty NATO jako zabezpieczenie?

Ankara zadeklarowała, że zasadniczo jest gotowa to zrobić. Wątpliwe jest, czy sama ochrona ze strony okrętów tureckich będzie wystarczająca dla Kijowa. Zdaniem Yörüka Isika, aby Kijów zgodził się na ten plan, kilka państw musiałoby wyegzekwować gwarancje bezpieczeństwa, na przykład Turcja we współpracy z Wielką Brytanią i USA. Taka gwarancja nie byłaby jednak pozbawiona ryzyka. Do tej pory NATO ściśle trzymało swoje wojska z dala od konfliktu na Ukrainie. Gdyby tak chroniony konwój został zaatakowany przez jedną ze stron, okręty wojenne NATO byłyby bezpośrednio zaangażowane w walkę - co mogłoby grozić dalszą eskalacją wojny.

Z kolei Rosja nalega na umożliwienie jej inspekcji międzynarodowych frachtowców z ziarnem, zanim wpłyną one do ukraińskiego portu. Moskwa wyraziła obawę, że w ten sposób do kraju może przedostać się broń dla armii ukraińskiej. Kijów do tej pory stanowczo odrzucał ten pomysł. Wiele kontrowersji budzi także podział wpływów ze sprzedaży. Mówi się nie tylko o eksporcie zboża z okolic Odessy, ale także z ukraińskich miast portowych, które obecnie znajdują się na terytorium okupowanym przez Rosję, takich jak Chersoń czy Mariupol.

To, kto otrzyma jakie wpływy, może stać się punktem spornym w konkretnych negocjacjach, zwłaszcza że Kijów już oskarża Rosję o kradzież zboża z zajętych portów ukraińskich i jego eksport - na przykład do Syrii, ale być może także do samej Turcji. Ambasada Ukrainy w Ankarze zażądała od Turcji, by ta bardziej rygorystycznie sprawdzała rosyjskie statki w cieśninie Bosfor pod kątem kradzieży ładunków - jak dotąd bezskutecznie.

Wyścig z czasem

Zatem do osiągnięcia rzeczywistego porozumienia jest jeszcze długa droga. I to bolesne dla Zachodu: - Przypuszczalnie - mówi Beate Apelt - za zgodę na korytarz zbożowy Moskwa każe sobie zapłacić zniesieniem niektórych sankcji. Na wspólnej konferencji prasowej ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Ławrowem turecki minister spraw zagranicznych już zasugerował możliwe ustępstwo w tej kwestii. - Kiedy mówimy o ponownym otwarciu międzynarodowego rynku dla zboża z Ukrainy, uważamy usunięcie przeszkód, które stoją na drodze rosyjskiego eksportu, za uzasadnione żądanie - powiedział w środę Cavusoglu.

- Jest to trudna sytuacja decyzyjna dla Ukrainy i jej zachodnich partnerów, zwłaszcza, że kończy im się czas - mówi Beate Apelt. Według Światowego Programu Żywnościowego światu pozostało zaledwie dziesięć tygodni na znalezienie rozwiązania. Właśnie wtedy na Ukrainie mają się odbyć tegoroczne żniwa wiosenne, na które nie ma miejsca w silosach zbożowych, gdyż pozostają one przepełnione po brzegi.

Współpraca: Elmas Topcu

Redakcja Polska Deutsche Welle

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Zobacz również:

Deutsche Welle
Dowiedz się więcej na temat: spichlerz świata | zboże | wojna w Ukrainie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »