Unia Europejska karze reżim Łukaszenki
Unia Europejska karze reżim Aleksandra Łukaszenki. I przy okazji wszystkich Białorusinów. UE nałożyła na Białoruś sankcje ekonomiczne. Przeciw były Polska, Litwa i Łotwa, które przekonywały, że sankcje najbardziej uderzą w zwykłych obywateli.
Sankcje polegają na wykluczeniu Białorusi z grupy państw korzystających w handlu z UE z uprzywilejowanych taryf celnych. Chodzi o wykluczenie Białorusi z Powszechnego Systemu Preferencji Handlowych (ang. GSP). System dotyczy przede wszystkim wartego około 400 mln euro rocznie handlu tekstyliami, surowcami i drewnem.
Unia zdecydowała się na ten krok w reakcji na łamanie praw pracowniczych przez reżim Łukaszenki. Decyzja jeszcze może się zmienić, bo sankcje zaczną obowiązywać dopiero za sześć miesięcy. Jeśli do tego czasu Mińsk przekona UE, że szanuje prawa pracownicze, mogą one zostać cofnięte.
Wprowadzenie sankcji podzieliło UE. Przeciwko ograniczeniom byli sąsiedzi Białorusi: Polska, Litwa i Łotwa, argumentując, że uderzą one przede wszystkim w zwykłych obywateli. Reżim w Mińsku - zgodnie z zasadą Jerzego Urbana: "Rząd sam się wyżywi" - nie odczuje skutków sankcji handlowych.
Przeciwko jest także przywódca białoruskiej opozycji Alaksandr Milinkiewicz. Odbierając nagrodę im. Andrieja Sacharowa 12 grudnia w Parlamencie Europejskim, apelował: "Sankcje ekonomiczne uderzą w zwykłych ludzi" - mówił Milinkiewicz, przyznając jednak, że rozumie powody, dla których UE chce je nałożyć.
"Nie możemy przymykać oczu na poważne i powtarzające się przypadki łamania praw pracowniczych na Białorusi" - argumentowali od dawna przedstawiciele Komisji Europejskiej, która była inicjatorką wprowadzenia sankcji.
Dotychczas tylko jeden kraj został ukarany wykluczeniem z GSP - w 1997 roku Birma. Póki co nie widać efektów sankcji nałożonych na ten kraj - wojskowa junta wciąż trzyma się mocno.
Białoruś będzie pierwszym krajem europejskim pozbawionym preferencji w handlu z UE.
