Ustrojowa hybryda rozłoży wiele gmin
Wczoraj ukazał się Dziennik Ustaw nr 187 z obwieszczeniem Państwowej Komisji Wyborczej w sprawie zbiorczych wyników wyborów do rad. To sygnał do zwoływania w całym kraju inauguracyjnych sesji rad gmin, rad powiatów i sejmików województw.
Ich nasilenie przypadnie na nadchodzący weekend. Razem z radnymi ślubowanie złożą wybrani bezpośrednio przez mieszkańców wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast. I wtedy się zacznie...
Naprawdę nieciekawie wygląda los tych gmin, w których jednoosobowy organ wykonawczy reprezentuje inną opcję, niż większość rady. W szczególności dotyczy to większych miast, gdzie opcje te często są nie "inne", lecz zdecydowanie wrogie - politycznie, społecznie, towarzysko, etc. Nasz diagram obrazuje sytuację w trzech największych metropoliach Polski. W Warszawie powinno ułożyć się w miarę normalnie, ale Łódź i Kraków... Podobne zaskoczenia idą w dziesiątki przypadków.
Ustrój, który Sejm i Senat zafundowały gminom, nie nadaje się do sklasyfikowania. Nie jest ani parlamentarno-gabinetowy, ani prezydencki. Idąc za tanim poklaskiem, centralny aktyw partyjny stworzył samorządowi prawną hybrydę. Pierwotnym zamysłem SLD było przeprowadzenie tego eksperymentu na gminach do 20 tys. mieszkańców... Za co towarzysze chcieli karać tylko mniejsze miejscowości? Nie ma uzasadnienia dla oszczędzania mieszkańców metropolii, z których wiele zostanie wkrótce sparaliżowanych wzajemnym zablokowaniem się organów samorządowej władzy. Mimo kłopotów z tworzeniem koalicji, zdecydowanie łatwiej da się jednak zarządzać powiatami i województwami, albowiem starostę i marszałka po staremu wybierają rady i sejmiki.
Wprowadzając bezpośrednie wybory, jednocześnie w minimalnym stopniu zmieniono ustawę o samorządzie gminnym. Zysk organu wykonawczego sprowadza się do zaledwie dwóch punktów - burmistrz powołuje obecnie zarządzeniem swoich zastępców oraz nadaje regulamin organizacyjny urzędu miasta. Poprzednio w obu tych kwestiach wnioskował do rady, a ta uchwalała - lub nie. W żadnym innym przepisie uprawnienia gminnego parlamentu nie przesunęły się do jednoosobowego zarządu. Wynika z tego, że ustawodawca z góry założył wybranie przez mieszkańców wójtów (burmistrzów, prezydentów) pośledniego sortu i dlatego bał się złożenia w ich ręce pełni władzy - zwłaszcza nad gminną kasą.
Największym ustawowym błędem są dwuznaczne relacje pracownicze między organem stanowiącym a wykonawczym. Rada nie może rozwiązać z burmistrzem stosunku pracy, ale za to ustala mu wynagrodzenie oraz wykonuje inne czynności zwierzchnika i pracodawcy, w tym udzielając wyróżnień i kar dyscyplinarnych, etc. Paranoja prawna następuje w sytuacji ekstremalnej, gdy na przykład załamany konfliktem z radnymi burmistrz nagle... porzuci stanowisko, nie zostawiając pisemnej rezygnacji. Wówczas do akcji musi wkroczyć wojewoda, przeprowadzić długotrwałą procedurę (odszukać burmistrza, wezwać do zaprzestania naruszania ustawy, etc.) i dopiero może wystąpić do premiera o odwołanie lekkomyślnego włodarza gminy.
Środkiem dyscyplinującym pozostającym w gestii rady jest przeprowadzenie antyburmistrzowskiego referendum. Jednak jego skuteczność (warunkiem ważności jest 30-proc. frekwencja) okazuje się w polskich realiach bliska zeru. Wygląda zatem na to, że najpopularniejszym sposobem odwoływania niezawisłych burmistrzów stanie się... "prawomocny skazujący wyrok sądu, orzeczony za przestępstwo umyślne". Wystarczy zwykłe pomówienie - na przykład radnego - oraz zasądzenie symbolicznej grzywny.