Uwięziony oligarcha staje w obronie wolnej Rosji

Żałuję, że nie mam dość miejsca, by przytoczyć w całości przemówienie, które Michaił Borysowicz Chodorkowski - niegdysiejszy szef naftowego giganta, spółki Jukos - wygłosił w sądzie w ostatnim dniu drugiego sfabrykowanego procesu, jaki niedawno wytoczyły mu rosyjskie władze. Nigdy wcześniej tak bardzo nie poruszyły mnie słowa żadnego biznesmena.

Chodorkowski oczywiście nie jest już biznesmenem. Ten niegdyś najsłynniejszy rosyjski oligarcha kierował przedsiębiorstwem naftowym Jukos, które pod jego ręką stało się najlepiej zarządzaną, najszybciej rozwijającą się i najbardziej transparentną firmą w kraju - a zarazem świetlanym znakiem nadziei dla całego rosyjskiego przemysłu.

Tymczasem Michaił Chodorkowski już od siedmiu lat przebywa w więzieniu, z czego większość czasu spędził w syberyjskim łagrze. Odebrano mu jego przedsiębiorstwo, którego aktywa wyprzedano państwowym podmiotom energetycznym. Chodorkowski i jego partner handlowy, Płaton Lebiediew, zostali skazani na podstawie sfingowanych zarzutów, dotyczących oszustw podatkowych. Postawili im je prokuratorzy działający w imieniu Władmira Putina, który w pewnym momencie uznał Chodorkowskiego za zagrożenie.

Później, w 2007 roku, kiedy na horyzoncie rysowała się dla biznesmena perspektywa warunkowego zwolnienia , ci sami prokuratorzy - wszystko wskazuje na to, że przy współudziale PricewaterhouseCoopers, wieloletniego audytora Jukosu - znów postawili obu mężczyzn w stan oskarżenia, wysuwając przeciwko nim kolejne kafkowskie zarzuty.

Ten proces niedawno się zakończył. Wyrok najprawdopodobniej zostanie ogłoszony w grudniu (jego odczytanie wyznaczono na 15 grudnia - przyp. tłum.), ale nikt nie ma wątpliwości co do tego, jaka będzie jego treść. Podobnie jak nikt nie ma wątpliwości, jaki jest status Chodorkowskiego w Rosji.

W erze Putina stał się on kimś pokroju Andrieja Sacharowa (radzieckiego fizyka jądrowego, prześladowanego za odmowę dalszych badań nad rozwojem programu nuklearnego ZSRR - przyp. tłum.) - odważnym dysydentem, sprzeciwiającym się autorytarnemu reżimowi; żywym, oddychającym wyrzutem sumienia za rosyjski brak praworządności.

Chodorkowski stał na wypełnionej swoimi zwolennikami sali sądowej, zamknięty w szklanej klatce, w której był więziony nawet podczas procesu. Mówił prawie przez piętnaście minut, niemal nie odnosząc się do zarzutów, jakie mu postawiono. Zamiast tego w poruszający sposób mówił o tym, co jego proces oznacza dla jego kraju.

- Co musi się dziać w umyśle przedsiębiorcy, starszego kierownika, albo po prostu zwykłego człowieka, wykształconego i kreatywnego, który patrzy na nasz proces i wie, że jego wynik jest całkowicie przewidywalny? - pytał. - Jego oczywista konkluzja przyprawia o dreszcze w swej surowej prostocie: "siłowiki" mogą zrobić wszystko - dodał, używając popularnego w Rosji nieformalnego określenia na potężnych decydentów z kręgu Putina.

- Ten proces śledzą miliony oczu w Rosji i na całym świecie - kontynuował. - Patrzą na jego przebieg z nadzieją, że Rosja pomimo wszystko stanie się krajem wolności, i że prawo stoi ponad urzędnikiem. Krajem, w którym popieranie opozycji nie ściąga na człowieka politycznego odwetu; w którym służby specjalne chronią ludzi i prawo, a nie biurokrację przed ludźmi i prawem; w którym prawa człowieka nie zależą od dobrego czy złego nastroju cara.

- Nie jestem doskonały, ale jestem człowiekiem, który ma ideę - dodał. - Tak jak każdemu ciężko jest mi żyć w więzieniu i nie chcę w nim umrzeć. Ale jeśli będę musiał, to w nim umrę. Rzeczy, w które wierzę, warte są tego, by za nie umrzeć - mówił Chodorkowski.

- Wysoki sądzie! - powiedział, patrząc sędziemu prosto w oczy. - W rękach Wysokiego Sądu leży coś więcej niż nasz los (Chodorkowskiego i Lebiediewa - przyp. tłum.). Tu i teraz rozstrzyga się los każdego obywatela naszego kraju.

Kiedy skończył, w sali zawrzało. Podczas gdy tłum wykrzykiwał słowo "wolność", sędzia uderzył młotkiem o pulpit i oznajmił koniec procesu. W tym momencie najsłynniejszy więzień polityczny Rosji został zakuty w kajdanki i odprowadzony do swojej celi.

Historia Michaiła Chodorkowskiego naznaczona jest większymi i mniejszymi tragediami. Jest w niej oczywiście tragedia osobista - dramat człowieka oskarżonego o przestępstwa, których nigdy nie popełnił.

Jest tu tragedia rosyjskiego systemu politycznego, niegdyś stojącego u progu prawdziwej demokracji, który obecnie nie jest niczym innym, jak ścieżką bogacenia się dla kremlowskich oficjeli. Ofensywa takiej mentalności przyspieszyła zaraz po "uprzątnięciu" Chodorkowskiego.

Jest tu również tragedia rosyjskiego biznesu. Czy Chodorkowski w drodze na szczyt również angażował się w "niewłaściwe" interesy? Niemal na pewno tak. Na początku lat 90. XX wieku - w epoce, którą dziś nazywa się "Bardzo Dzikim Wschodem", robili to wszyscy rosyjscy oligarchowie. Pod koniec tej dekady poświęcił się jednak całkowicie idei przekształcenia Jukosu w modelowy koncern - taki, który poprowadziłby Rosję ku nowej, przedsiębiorczej mentalności.

- Był największym wizjonerem wśród rosyjskich oligarchów - mówi William Browder, dyrektor funduszu The Hermitage Fund, który niegdyś zarządzał największym portfelem inwestycyjnym w Rosji. - Wiedział, że jego firma musi być liderem w dziedzinie transparentności, by zbierać najwyższe oceny.

W tym celu Chodorkowski wprowadził do zarządu zachodnich przedsiębiorców, którzy rozumieli, na czym polega dobre zarządzanie firmą. Strategiczne kierownicze stanowiska obsadził obcokrajowcami, co z rosyjskiej perspektywy było rzeczą niesłychaną.

Jednym z głównym powodów, dla których tamtejsze firmy były oceniane tak nisko, był brak wiary inwestorów w oficjalne statystyki, a także niepewność co do tego, jaka część utargów trafia do kieszeni dyrektorów jako "lewy dochód".

W Jukosie Chodorkowskiemu udało się zmienić tę percepcję. Dokonał tego poprzez ścisłą współpracę z audytorami z rosyjskiej filii międzynarodowej korporacji PricewaterhouseCoopers, którzy stworzyli dla Jukosu nową strukturę księgowania. Umożliwiła ona koncernowi składanie sprawozdań finansowych, spełniających zachodnie standardy księgowości, satysfakcjonujących jednocześnie rosyjskiego fiskusa. Był to nie lada wyczyn.

Według Bruce'a Misamore'a, Amerykanina, który przez kilka lat był dyrektorem finansowym Jukosu, Chodorkowski został aresztowany w okresie, kiedy pracował nad sfinalizowaniem sprzedaży części akcji Jukosu jednemu z dwóch gigantów paliwowych - Exxon Mobil lub Chevronowi ( w roku 2003). Oba koncerny były zainteresowane inwestycją na rosyjskim rynku naftowym.

Jednocześnie Chodorkowski przygotowywał się do wejścia z Jukosem na nowojorską giełdę. Jego majątek wyceniano wówczas na 15 mld USD.

Aresztowanie stało się krytycznym momentem rosyjskiej historii najnowszej. Zanim do niego doszło, powszechne było przekonanie, że bogactwo chroni przed uwięzieniem. Zesłanie najbogatszego człowieka w Rosji na Syberię rozwiało te iluzje. Pozostali oligarchowie albo uciekli z kraju, albo zaczęli zabiegać o przychylność Kremla, co nierzadko oznaczało włączanie rządowych oficjeli do firmowych transakcji.

Jukos, jedno z sześciu największych przedsiębiorstw naftowych świata, był niewątpliwie również największą firmą, jaka kiedykolwiek została unicestwiona przez "siłowików". Ale nie jedyną.

Znów wracamy do samego Chodorkowskiego. W pierwszym procesie on i Płaton Lebiediew oskarżani byli o oszustwa podatkowe - to standardowy wybieg, stosowany w Rosji wówczas, gdy prokuratura chce pozbyć się niewygodnego biznesmena bez jakichkolwiek zasadnych powodów. Tym razem postawiono im zarzut defraudacji mienia Jukosu w latach 1998-2003 z zamiarem przywłaszczenia zysków przedsiębiorstwa.

Obrona starała się wykorzystać fakt, że w księgach rachunkowych z tego okresu uwzględniona została każda sprzedana kropla ropy - za audyt Jukosu odpowiadał wówczas PricewaterhouseCoopers. Łatwo domyślić się, co nastąpiło później.

Rosyjskie władze dokonały nalotu na moskiewską siedzibę audytorskiej korporacji i rozpoczęła się rewizja. Kierownictwo PwC zostało przesłuchane raz i drugi - w Rosji takie serie przesłuchań często poprzedzają aresztowania. Jednocześnie prokuratura przez cały czas starała się zmusić firmę do dezawuacji audytów, jakie przez dziesięć lat prowadziła w Jukosie.

Przez kilka lat rosyjski Pricewaterhouse wykazywał się niezłomnością. Wreszcie - jak mówią zwolennicy Chodorkowskiego - kadra kierownicza nie wytrzymała presji. W czerwcu 2007 roku PricewaterhouseCoopers odżegnał się od wyników audytów, które niegdyś z taką dumą prowadził. Wkrótce potem prokuratura skierowała sprawę do sądu.

PwC twardo zarzeka się, że nie ugiął się pod naciskami. Były przewodniczący komitetu audytowego rady dyrektorów Jukosu, szanowany francuski finansista Jacques Kosciusko-Morizet, zeznał w trakcie procesu, że partnerzy Pricewaterhouse, z którymi miał okazję rozmawiać, wyrażali zażenowanie postępowaniem audytorów w Jukosie.

Z kolei William Browder z The Heritage Fund, zapytany przeze mnie o poczynania PcW, powiedział krótko: - Powinni zgnić w piekle za to, co zrobili Chodorkowskiemu.

Niedawno zatelefonowałem do Departamentu Stanu USA, chcąc dowiedzieć się, czy amerykańska administracja zrobiła cokolwiek, by zaprotestować przeciwko prześladowaniu Chodorkowskiego i Lebiediewa. Mimo iż nie uzyskałem zdecydowanej odpowiedzi, jest dla mnie jasne, że rząd USA nie wyraził oficjalnie swojego sprzeciwu wobec procesu dwóch biznesmenów.

Wygląda na to, że Chodorkowski zajmuje dalekie miejsce na liście priorytetów tej administracji w zakresie praw człowieka.

Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata w Biznes INTERIA.PL

Nie powinno tak być. Fakt, że niegdyś był bogaczem i oligarchą, nie powinien robić żadnej różnicy. Liczy się to, że Michaił Chodorkowski walczy o polityczną wolność i rządy prawa, kładąc swoje życie na szali w imię ideałów, które jakoby bardzo sobie cenimy.

- Stał się więźniem sumienia i jako taki zasługuje na współczucie i pomoc międzynarodowej społeczności - powiedział o nim Elie Wiesel, laureat pokojowej Nagrody Nobla.

Przeczytajcie przemówienie Chodorkowskiego - jego tekst bez trudu można znaleźć w internecie. Nie sądzę, że się z nim nie zgodzicie.

Joe Nocera

Tłum. Katarzyna Kasińska

- - - - - -

1 sierpnia 2006 roku INTERIA.PL pisała:

Jukos jednak upadł

Moskiewski Sąd Arbitrażowy ogłosił upadłość koncernu naftowego Jukos, torując drogę do likwidacji tego największego do niedawna w Rosji producenta ropy. Koncern stanął na skraju bankructwa, kiedy w 2003 roku Federalna Służba Podatkowa zażądała od niego zapłacenia ok. 21 mld dolarów zaległych podatków. Równolegle o defraudacje i oszustwa podatkowe oskarżony został założyciel i szef spółki Michaił Chodorkowski.

W maju 2005 roku został on skazany na dziewięć lat pozbawienia wolności i pobyt w kolonii karnej. We wrześniu tegoż roku sąd złagodził mu wyrok do ośmiu lat łagru. Karę odbywa w kolonii w Krasnokamieńsku, w obwodzie czytyjskim, w Syberii Wschodniej (ok. 6 tys. km na południowy wschód od Moskwy).

Zdaniem obserwatorów w Moskwie, prawdziwą przyczyną kłopotów Jukosu były aspiracje polityczne Chodorkowskiego, który przyznał publicznie, że wspiera opozycyjną wobec Kremla partię Jabłoko i nie wykluczył startu w wyborach prezydenckich w 2008 roku. Chodorkowski otwarcie krytykował też politykę prezydenta Władimira Putina.

Wniosek o ogłoszenie upadłości koncernu w marcu 2006 roku złożyło konsorcjum 14 banków zachodnich z Societe Generale na czele, które w sierpniu 2003 roku pożyczyło Jukosowi 1 mld USD. Roszczenie to - do spłacenia pozostało 482 mln USD - przejął później państwowy koncern naftowy Rosnieft, który w grudniu 2004 roku stał się właścicielem Jugansknieftiegazu, największej spółki wydobywczej Jukosu.

W marcu Sąd Arbitrażowy w Moskwie ustanowił zarządcę zewnętrznego w Jukosie. W lipcu wierzyciele koncernu odrzucili plan sanacji spółki, przedstawiony przez jej management, i poparli zarządcę zewnętrznego Rebguna, który ponowił wniosek o ogłoszenie bankructwa koncernu.

Według Rebguna, długi Jukosu wynoszą 496,5 mld rubli (18,3 mld dolarów), podczas gdy jego aktywa mają wartość 477,1 mld rubli (17,7 mld USD). Koncern podważa szacunki zarządcy i utrzymuje, że jego aktywa warte są 37,7 mld dolarów.

Werdykt Sądu Arbitrażowego otwiera drogę do zlicytowania pozostałych aktywów koncernu, na które apetyt ostrzą sobie m.in. Rosnieft i Gazprom.

Temu pierwszemu - jak utrzymują moskiewskie media - zależy przede wszystkim na zakładach petrochemicznych Jukosu i uprzywilejowanych akcjach Jugansknieftiegazu. Natomiast Gazprom jest zainteresowany 20 proc. udziałów w Sibniefcie i akcjami słowackiej spółki przesyłowej Transpetrol.

Wyrok Sądu Arbitrażowego w Moskwie nie jest prawomocny. Prawnicy Jukosu zapowiedzieli złożenie apelacji. Z kolei syndyk nie wykluczył ugody z niektórymi wierzycielami.

- - - - -

Jukos

Rosyjskie przedsiębiorstwo naftowe. Powstało w 1993 r. Jego nazwa pochodzi od pierwszych liter głównych aktywów należących wówczas do kompanii: Jugansknieftiegazu i Kujbyszewnieftieorgsintiez. W 1995 r. państwo sprzedało 45 proc. akcji Jukosu bankowi Menatep, który wkrótce dokupił jeszcze 33 proc. akcji. W 1996 r. na czele przedsiębiorstwa stanął Michaił Chodorkowski, będący jednocześnie głównym akcjonariuszem Menatepu.

ZOBACZ AUTORSKĄ GALERIĘ ANDRZEJA MLECZKI

New York Times IHT
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »