W gronie największych eksporterów świata

Polski eksport wprowadził nas do elitarnego grona 30 krajów - największych eksporterów świata. Sukces ten zawdzięczamy w połowie firmom z kapitałem zagranicznym. A jeśli któregoś dnia wycofają się z naszego rynku?

Statystyki wyglądają imponująco: przez cztery ostatnie lata (2003 - 2006 r.) podwoiliśmy nasz eksport, a w ciągu dekady - zwiększyliśmy go pięciokrotnie. Nieprzerwanie rośnie on już od roku 2000. W świetnym pod tym względem roku 2006 sprzedaliśmy za granicę produkty za blisko 110 mld dolarów. W niektórych latach nasz eksport rósł w tempie równie wysokim jak u największych gospodarczych tygrysów świata, sięgającym 19 proc. w roku 2005, a w minionym - 22 procent.

Ale bez euforii, inne kraje są w tym jeszcze lepsze od nas. Do tego grona należy ośmiu szczęściarzy, którym tryska drożejąca ropa lub gaz (np. Kuwejt w 2005 r. zanotował 57-proc. zwyżkę wywozu, Algieria - 47 proc.) oraz drugie tyle państw opierających eksport na towarach przetworzonych: Chiny (28 proc. w 2005 r. i 26 proc. w ubiegłym), Chile, Indie, Norwegia, Brazylia, Wietnam, Australia i Indonezja.

Reklama

A my? Na razie zajmujemy pod względem dynamiki zagranicznej sprzedaży miejsce 17 - 18.

Dlaczego to takie ważne? Dlatego że jeszcze w minionej dekadzie największą bolączką naszego handlu zagranicznego jawiło się zbyt niskie tempo wzrostu eksportu. W latach 1990 - 1999 świat notował je na poziomie (średniorocznie) 5 proc., podczas gdy goniąca go Polska - zaledwie 8,7 procent. To głównie z tego powodu jeszcze w 2000 r. na jednego Polaka przypadało 816 dol. eksportu, czyli trzy razy mniej niż na Czecha (2,2 tys. dol.), pięć razy mniej niż Słoweńca (4,2 tys. dol.), nie wspominając już o Niemcach (6,6 tys. dol.), Belgach (17,3 tys. dol.) czy Chińczykach z Hongkongu (26 tys. dolarów!). Wtedy także udział eksportu w tworzeniu polskiego PKB ledwo przekraczał 20 procent. U naszych południowych sąsiadów wskaźnik ten był niemal dwukrotnie wyższy.

Dziś jest z tym w Polsce co prawda znacznie lepiej (2860 dol. z eksportu towarów per capita, przy czym eksport ma 33-proc. udział w PKB), ale ciągle daleko nam do krajów, dla których eksport był i jest głównym motorem ich rozwoju oraz bogactwa. Wiedzieli o tym już starożytni Fenicjanie, a wyjaśnili naukowo na początku XIX w. Smith i Ricardo w teorii kosztów komparatywnych.

Zmieniły się natomiast dwie okoliczności. Ludzkość od stuleci nie miała lepszych warunków do eksportu niż obecnie. Poprawiła się komunikacja, szybciej podróżujemy, łatwiej jest przemieszczać towary. Ale przede wszystkim w kolejnych negocjacjach (tzw. rundy GATT, obecnie WTO - World Trade Organization) świat zburzył przeszkody w postaci ceł i ograniczeń pozataryfowych, jakimi odgrodziły się poszczególne kraje od bliższych i dalszych sąsiadów. Od 1947 r. cła w skali światowej spadły o blisko 40 proc. i nie przekraczają dziś średnio 4,4 procent.

Takie okoliczności wabią, niczym plaster miodu pszczoły. Nasila się więc konkurencja w podaży dóbr na rynkach światowych i eksporterzy muszą codziennie udowadniać wyższość własnej oferty. Właśnie z tego powodu począwszy od połowy lat 80. minionego stulecia zaczęliśmy coraz bardziej odstawać od czołówki. W latach 70., eksportując mało przetworzone towary, Polska miała 1-proc. udział w globalnym eksporcie, ale dwie dekady później - zaledwie 0,4 procent. Teraz wskaźnik ten wynosi 0,9 procent. Sukces to czy tylko powrót na stare pozycje?

Otwarte pozostają też inne pytania. Czy Polska może nadal zwiększać eksport w tak wysokim tempie, jak w tym dziesięcioleciu? Czy występują ku temu silne przesłanki i możliwości?

Eksport nie polega przecież na wysyłaniu w świat nadwyżek produkcyjnych ponad popyt krajowy.
- Po to, by eksportować, trzeba mieć konkurencyjne towary - nie pozostawia wątpliwości dr Jan Przystupa z Instytutu Badań Rynku, Konsumpcji i Koniunktur. - Jeżeli ich ceny w walucie wewnętrznej są wyższe niż za granicą, to i tak ich nigdzie poza krajem nie sprzedamy.

Choć istnieje od tej reguły wyjątek - towar jest co prawda drogi, ale tak bardzo atrakcyjny technologicznie, jakościowo lub wzorniczo, że łatwo znajduje nabywców.

Dlatego trudno wskazać jedną przyczynę obecnego polskiego eksportowego boomu. Można go tłumaczyć przymusem w sytuacji, w której w kraju na początku lat 90. oraz 10 lat później gwałtownie zaczął słabnąć popyt wewnętrzny. Doszły do tego korzystne wówczas zmiany w przeliczeniach walutowych (deprecjacja złotego), trwające do połowy 2004 r., oraz poprawa koniunktury światowej. Do rozkwitu przyczyniło się także wstąpienie Polski do Unii Europejskiej. Uprościło ono prowadzenie działalności gospodarczej przez rodzime firmy na wspólnym rynku, zniosło ograniczenia i limity, tak ważne np. w eksporcie towarów rolno-spożywczych.

W istocie polscy eksporterzy pracowali na obecny sukces od kilku lat, inwestując i restrukturyzując się. O ile jeszcze w 1995 r. wydajność pracy większości polskich branż przemysłowych była dwa - trzy razy niższa niż w krajach Unii, o tyle obecnie w wielu z nich Zachód ma nad nami tylko niewielką przewagę. Utrzymane natomiast zostały istotne różnice w poziomie płac, które u nas są trzy - cztery razy niższe. Korzystnie zmieniła się struktura podaży eksportowej, bowiem więcej niż połowa dewiz pochodzi ze sprzedaży za granicę towarów wysokoprzetworzonych: samochodów, części do nich i silników (ponad 17 proc.), maszyn, urządzeń elektrycznych i elektronicznych, w tym telewizorów i monitorów (11 proc.), wyrobów chemicznych (10,8 proc.), metali nieszlachetnych oraz wyrobów z nich (12 procent).

- Teraz nadszedł okres żniw, po latach zasiewów inwestycyjnych - podkreśla Kazimierz Miszczyk, radca ministra gospodarki.
- Szczególne znaczenie miał napływ blisko 100 mld dol. kapitałów inwestycyjnych.

Do początku tej dekady bezpośrednie inwestycje zagraniczne (BIZ) charakteryzowały się tym, że miały na celu produkcję atrakcyjnych towarów na rynek krajowy. W Polsce ich brakowało, a więc ówczesne bezpośrednie inwestycje zagraniczne zagospodarowywały łatwe do opanowania nisze gospodarki, przy okazji poprawiając poziom nowoczesności produkcji, aby dać odpór towarom importowym. Inwestycje te wprowadzały zarazem nowe technologie i nowoczesną organizację pracy.

- Ale BIZ z tamtego okresu nie spowodowały istotnego pobudzenia eksportu, skoro nawet kooperanci byli dobierani z zewnątrz - ocenia dr Jan Przystupa. Dopiero po roku 2001, kiedy już wiadomo było, że wejdziemy do Unii, inwestorzy zagraniczni zaczęli wybierać Polskę jako miejsce produkcji konkurencyjnych towarów wysyłanych do całej Europy. Wtedy właśnie ruszyły inwestycje Volkswagena, Isuzu, Toyoty, później wytwórców monitorów cyfrowych, telewizorów i nowoczesnego sprzętu AGD. Polska z dnia na dzień stała się drugim, trzecim ich producentem w Europie.

Ten charakter BIZ utrzymuje się i przynosi owoce, co pokazują liczne przykłady spośród największych stu eksporterów (publikowana przez nas lista obejmuje 50 pozycji). Piętnastu z nich sprzedaje w Polsce nie więcej niż 10 proc. produkcji, a jedna trzecia - najwyżej 20 procent. Wśród nich są tylko dwie firmy z polskim kapitałem: Stocznia Gdynia i Gdańska Stocznia Remontowa. Z kolei z badań GUS wynika, że blisko 35 proc. towarów z firm z kapitałem zagranicznym jest eksportowana do jednostek macierzystych lub powiązanych kapitałowo. Takiego zjawiska, a przynajmniej w takiej skali, nie było cztery - pięć lat temu.

Ministerstwo Gospodarki odnotowuje, że przychody ze sprzedaży za granicę czerpie ponad 42 tys. przedsiębiorstw działających w Polsce. Połowa naszego eksportu przypada na firmy z kapitałem krajowym, a druga - na 7,5 tys. producentów z kapitałem zagranicznym. Parafrazując znane powiedzenie, dawno tak niewielu nie robiło tak wiele dla polskiej gospodarki.

Skoro zagraniczni inwestorzy weszli, to pewnie mogą i wyjść. Może nawet gwałtownie, jeżeli odwróci się koniunktura, czego doświadczyło już kilka krajów w końcu lat 90., np. Argentyna, Chile i Meksyk. Czy nie wisi nad nami groźba załamania eksportu?

Pytani o to eksperci raczej uspokajają. Do wspomnianych państw latynoskich zagraniczny kapitał przenosił swe "przedostatnie" technologie. A były i tak o niebo lepsze niż krajowe. Ale kiedy rynek wewnętrzny nasycił się, a zarazem gospodarka światowa zwolniła, gros inwestorów wycofało się z tych krajów.
- Gdybyśmy nie byli w Unii Europejskiej i nie napływały do nas inwestycje proeksportowe z górnej półki, to powiedziałbym, że musimy się bać powtórzenia tamtych scenariuszy - wyjaśnia dr Jan Przystupa.
- Na szczęście, od kilku lat mamy inną sytuację.

Kazimierz Miszczyk również nie widzi groźby gwałtownego załamania eksportu, gdyż "ostatnie lata zahartowały naszych eksporterów do działania na konkurencyjnych rynkach i do zmiennych koniunktur". Realne jest natomiast osłabienie jego dynamiki, ponieważ od dwóch lat w relacji do podstawowych walut umacnia się złoty. Odczuwają to szczególnie małe firmy, które nie mogą sobie zrekompensować "taniego" eksportu "tanim" importem zaopatrzeniowym lub kooperacją w obrębie dużej organizacji, jak robią to koncerny i duże krajowe przedsiębiorstwa.

- Dlatego w ciągu ostatnich pięciu lat liczba najmniejszych eksporterów, sprzedających za granicę towary warte do 100 tys. dol. rocznie, zmalała z 32,9 do 27,5 tysięcy - wylicza Kazimierz Miszczyk.

Jednak badania IBRKiK wykazują, że o ile 10 lat temu kurs złotego wyjaśniał prawie w 40 proc. zmienności wolumenu eksportu, to dziś jego znaczenie w sprzedaży za granicę zmalało do mniej niż 20 procent.

- Tak więc nie jest on czynnikiem decydującym o "dynamizacji" lub osłabianiu tempa eksportu - argumentuje Jan Przystupa.
- Są nimi natomiast koniunktura na głównych rynkach sprzedaży oraz bezpośrednie inwestycje zagraniczne.

Przedstawiciele największych eksporterów mają różne zdanie na temat przyszłości swej zagranicznej sprzedaży.
- Nasze inwestycje w Polsce były przygotowywane z myślą o zaopatrywaniu rynków europejskich - przyznaje Andrzej Maślak, dyrektor ds. marketingu w BSH Sprzęt Gospodarstwa Domowego.
- Tak więc obecna dynamika eksportu nie jest przypadkowa i w niewielkim stopniu zależy od okresowych wahań koniunktury i kursów walut.

Waldemar Grzegorczyk, dyrektor Biura Komunikacji CIECH, zauważył, że mocny złoty po prostu nie pozwala zarabiać więcej, niż można by oczekiwać po dobrej koniunkturze.

- Obawiam się, że dynamika wzrostu eksportu w tym roku może nie osiągnąć poziomu zeszłorocznego, zarówno w skali kraju, jak i naszej firmy - mówi Wojciech Michniewski, dyrektor ds. sprzedaży CMC Zawiercie.
- Przyczyną jest wzrost popytu krajowego, co w połączeniu z aprecjacją złotego powoduje wyższą rentowność sprzedaży w Polsce.

Jest dobrze z polskim eksportem, ale... daleko jeszcze do zadowolenia. Cechuje się on np. małą dywersyfikacją, gdyż 81 proc. sprzedaży przypada na kraje unijne, w tym połowa na Niemcy, Włochy, Francję, Wielką Brytanię i Czechy. Jest też coraz bardziej skoncentrowany, bowiem pięć lat temu stu największych eksporterów miało niespełna 30-proc. udział w łącznej sprzedaży za granicę, a obecnie 32-proc. udział ma pierwszych 50 eksporterów. Zamiast rosnąć, maleje liczba małych eksporterów, wśród których można by szukać największych rezerw podtrzymywania dzisiejszej dynamiki.

- Główną obecnie barierą dla rozwoju eksportu jest brak strategii wspierania eksporterów przez państwo - mówi Bożena Wróblewska, prezes Centrum Promocji Krajowej Izby Gospodarczej.

Znamienne, że od ponad 10 lat dyskutuje się o potrzebie powołania banku wspierającego przedsiębiorców, na wzór Eximbanku. Z takich rozwiązań korzystają firmy niemieckie czy holenderskie, ale także węgierskie i tureckie, uzyskując preferencyjne warunki kredytowania oraz gwarancji eksportu.

U nas projekt ten kolejny raz wypadł z programów Ministerstwa Gospodarki. Tymczasem wejście na nowe rynki, często bardzo chłonne, ale "trudne" biznesowo, nie może się obejść bez udzielania tamtejszym kupcom kredytów. Usługi polskiego KUKE są zbyt drogie, zwłaszcza dla małych przedsiębiorstw.

Z tych tylko powodów, a równocześnie groźby pogorszenia światowego cyklu koniunktury, można być umiarkowanym pesymistą. Co prawda minister gospodarki Piotr Woźniak zapewniał niedawno podczas konferencji prasowej, że w latach 2008 - 2012 średnie tempo wzrostu polskiego eksportu wyniesie 16 proc. - to na ile ta informacja była podparta analizami, a w jakim stopniu stanowiła element propagandy - czas pokaże. W pierwszym kwartale tego roku dynamika eksportu zmalala, przynajmniej w ujęciu złotówkowym i euro (wzrost odpowiednio o 14 i 15 procent). Z naszych analiz 100 największych eksporterów wynika, że bezwzględny spadek - niekiedy dwucyfry (cztery firmy) - był w minionym roku udziałem aż 12 proc. spółek.

Ale przy tym wszystkim jest jeszcze jedno, bardzo poważne zagrożenie. Polska nie ma narodowych towarów, jednoznacznie z nią kojarzonych. Tego nie załatwią za nas inwestorzy zagraniczni. Nawet jeżeli szybko nas nie opuszczą.


Indesit Company Poland. Łódzka fabryka kuchenek będzie największa w Europie.

Nasz kraj jest już trzecim w Europie wytwórcą różnego typu AGD. Wkrótce przesunie się co najmniej o jedną pozycję, za sprawą kilku inwestorów zagranicznych i krajowych.

W kwietniu zakończyła się rekrutacja pierwszych 70 pracowników do nowej fabryki Indesit Company Polska (ICP) w Radomsku. Za dwa lata ruszy tam produkcja pralek i zmywarek, a zarazem pełną moc osiągną uruchamiane właśnie nowe linie produkcyjne w łódzkich zakładach ICP, co podwoi produkcję. Można się więc spodziewać, porównując plany konkurencji, że ICP stanie się numerem jeden wśród producentów sprzętu AGD w Polsce. Obecnie, wytwarzając 943 tys. kuchni oraz 550 tys. chłodziarek i zamrażarek, ustępuje jeszcze tylko Amice Wronki.

- Te nowe plany inwestycyjne dowodzą, że Polska jest jednym z najważniejszych rynków produkcyjnych w strategii koncernu - mówi Marco Zini, dyrektor generalny Indesit Company Polska.

Nie są to słowa kurtuazji, ale twarde wyliczenia, ujęte w trzyletnim planie biznesowym firmy-matki. Jak wyjaśniał niedawno w Fabriano podczas konferencji prasowej Marco Milani - CEO Indesit Company - z powodu wzrostu cen stali, niklu, miedzi i aluminium, zarząd firmy szuka oszczędności. W szczególności można to osiągnąć, przesuwając produkcję materiałów, komponentów i wyrobów gotowych do krajów o tańszych kosztach produkcji. Dlatego podjęto decyzję o rozbudowie zakładów w Polsce, a ponadto w Lipiecku w Rosji. Tylko w minionym roku dostawy komponentów do fabryk włoskich z obu tych źródeł wzrosły z 24 do 30 proc., a udział lokalnych kooperantów polskich i rosyjskich zakładów Indesit zwiększył się z 34 do 40 procent. Dzięki takim posunięciom Indesit Company umocni się na pozycji drugiego w Europie producenta sprzętu AGD.

Zdaniem Marco Ziniego, na decyzji zarządu IC o rozbudowie zakładów w Polsce zaważyła też strategia lokowania nowych inwestycji w pobliżu najbardziej dynamicznie rozwijających się rynków. Do inwestowania w naszym kraju zachęcają również specjalne strefy ekonomiczne, które są w stanie zaoferować bardzo atrakcyjne tereny pod inwestycję, ale również pomagają w szybkim przeprowadzeniu inwestora przez całą ścieżkę załatwiania formalności. Do 2006 r. IC zainwestował w Polsce 120 mln euro, a w najbliższych latach zwiększy te nakłady o blisko 100 mln euro. Łódzkie zakłady IC będą największą fabryką w Europie, produkującą około 7 tys. kuchenek wolnostojących dziennie. Wytwarzane są w nich wyroby ze wszystkich segmentów cenowych, od najprostszych modeli, po te najbardziej zaawansowane.

... państwo: - utrzymuje rozwój gospodarki, zapewnia wiele miejsc pracy, a także wzrost funduszu płac, co przekłada się na dodatkowy popyt krajowy i dodatkowo rozwija gospodarkę; - zwiększa wpływy budżetowe z podatków i ceł; - stwarza szansę osiągnięcia korzystnego (dodatniego) bilansu płatniczego państwa; - umożliwia pozyskiwanie dewiz; - wymusza rozwój technologiczny i postęp nauki, techniki, organizacji pracy.

Korzyści z przewagi komparatywnej

Pomimo aprecjacji złotego, od dwóch lat eksport rośnie dynamicznie. Czy to paradoks gospodarczy, czy fenomen?

W potocznym rozumieniu, nominalny kurs złotego względem obcych walut stosowany jest do obliczania zmian rentowności eksportu. Tymczasem konkurencja nie wynika wyłącznie z nominalnego kursu, ale także z relacji efektywności gospodarowania. Ponieważ w Polsce jednostkowe koszty pracy są niższe niż za granicą i rosną wolniej niż tamtejsze jednostkowe koszty pracy, to mimo umacniania się kursu naszej waluty, realnie utrzymuje się - po skorygowaniu nominalnego kursu o jednostkowe koszty pracy, jako deflatora - przewaga konkurencyjna rodzimych towarów.

Zjawisko to wyjaśnia ogólna teoria kosztów komparatywnych (przewag), sformułowana na początku XIX w. przez Davida Ricardo.

Upraszczając, można stwierdzić, że dopóki w Polsce wydajność pracy wyprzedza wzrost płac i zatrudnienia, dopóty można oczekiwać utrzymywania przewag komparatywnych wielu towarów w relacji do produkowanych w krajach zachodnich. I odwrotnie - w wypadku towarów z dużym wkładem pracy, zaś małą złożonością i kapitałochłonnością produkcji, Polska nie może konkurować z krajami tańszej siły roboczej.

Trudna runda

Symulacje ekonomiczne ekspertów towarzyszące ósmej Rundzie Urugwajskiej GATT (trwała od 1986 do 1994 r., powołała WTO i wypracowała najwięcej istotnych zmian w światowych stosunkach handlowych) jednoznacznie wskazywały, że liberalizacja handlu międzynarodowego przyczynia się do wzrostu dobrobytu całego świata. Gdyby w latach 2000 - 2010 rozciągnięto ją na kolejne dziedziny, co miało być owocem Rundy Milenijnej (Runda w Doha), istniała szansa utrzymania przez świat 3-procentowego tempa wzrostu produktu brutto rocznie, a także wydźwignięcie z nędzy ponad 66 mln ludzi z krajów najuboższych.

Obrady tej rundy nadal się toczą. Kością niezgody jest to, jak obniżać cła w rolnictwie i zmniejszać pomoc dla farmerów w krajach bogatych.

Nasi w czołówce

Fiat Auto Poland. Spośród obecnych w Polsce producentów samochodów, ten wytwarza ich najwięcej, a większość z nich trafia na eksport. Włosi planują i realizują kolejne inwestycje.

W roku 2006 w rodzimych fabrykach samochodów wyprodukowano w sumie nieco ponad 700 tys. aut osobowych i dostawczych. Na Fiat Auto Poland, mające swój zakład w Tychach, przypada z tej liczby ponad 308 tysięcy. To przede wszystkim zasługa niedrogiej, niedużej, lecz cenionej w wielu europejskich krajach pandy. W 2006 r. wysłano z Polski ponad 250 tys. egzemplarzy tego auta i kolejne 40 tys. pozostałych modeli produkowanych w Tychach, czyli m.in. fiata 600 (wcześniej znanego jako seicento). Warto dodać, że w sumie jest to liczba o prawie 28 tys. większa niż rok wcześniej. Wzrost eksportu jest zatem znaczący. Podobnie zresztą jak wartość wysyłanych za granicę towarów, która według oficjalnych danych spółki w 2006 r. wyniosła 2,1 mld euro.

Wspomniane liczby, w zestawieniu z całkowitą produkcją oznaczają, że polski zakład aż 94 proc. swoich wyrobów wysyła za granicę, w sumie do 55 państw na całym świecie. Najważniejsze rynki to: Włochy, Niemcy, Francja i Hiszpania, ale fiaty z Polski jeżdżą też w takich krajach, jak: Haiti, Martynika, RPA bądź Singapur.

Fiat Auto Poland nadal inwestuje i rozbudowuje swój zakład, są zatem spore szanse, że wzrosną i wartość eksportu, i liczba wysyłanych aut. Wkrótce zakończy się produkcja wiekowego modelu 600, a już teraz uruchamiane są linie produkcyjne, na których powstawać będzie małe stylowe auto - fiat 500. Szefowie koncernu z Turynu liczą, że ten stylizowany na lata 60. samochodzik (nawiązuje swym wyglądem do ówczesnej "sześćsetki") stanie się rynkowym przebojem i tym samym jeszcze bardziej wywinduje wyniki polskiej spółki.

Co więcej, w Polsce powstawać także będzie nowy ford ka. To wynik umowy podpisanej między amerykańskim koncernem, a Fiatem. Na jej podstawie już teraz budowane są w Tychach nowe hale produkcyjne, z których wyjadą małe fordy. Nowe ka w dużej części bazuje na podzespołach fiata 500 i stąd wspólna produkcja obu aut.

Warto dodać, że konkurując o produkcję kolejnych modeli z innymi fabrykami Fiata, polski zakład bardzo dba o zachowanie wysokich standardów, poddając się przeróżnym kontrolom.

Fabryka w 2006 r. zakwalifikowała się też do europejskiego finału EFQM - konkursu Europejskiej Fundacji Zarządzania Jakością.

Piotr Stefaniak

Manager Magazin
Dowiedz się więcej na temat: sprzęt AGD | Kazimierz | Fiat | świat | popyt | procent | świata | inwestorzy | towary | eksport | Indesit | firmy | auto | Tychy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »