W Polsce małe jest piękne
Polska powinna utrzymać niewielkie gospodarstwa rodzinne - przekonuje w wywiadzie z PAP komisarz ds. rolnictwa Dacian Ciolos. Komisarz spotyka się we wtorek w Warszawie z polskim ministrem rolnictwa Markiem Sawickim.
Rumuński komisarz UE weźmie udział w międzynarodowej konferencji na temat reformy WPR; spotka się z ministrem rolnictwa Markiem Sawickim i wicepremierem Waldemarem Pawlakiem, a także odwiedzi jedno z nowoczesnych gospodarstw pod Warszawą.
PAP: Co pan myśli o polskim rolnictwie, czy jakieś sektory mają wyższy potencjał niż inne?
Dacian Ciolos: W Polsce w większym stopniu niż innych krajach postkomunistycznych utrzymane zostało rolnictwo rodzinne. Polska miała też mniej problemów strukturalnych i potrafiła postawić na nogi rolnictwo szybciej niż np. Bułgaria czy Rumunia. I jeśli przed wejściem do UE polscy rolnicy mieli wiele obaw, dziś dzięki Wspólnej Polityce Rolnej, poparcie dla UE wzrosło. Uważam, że należy utrzymać ten model rolnictwa rodzinnego, bo te gospodarstwa, nie za duże i niewyspecjalizowane w jednym typie upraw czy hodowli, potrafią lepiej się dostosować do trudnych sytuacji kryzysu, a ponadto utrzymują zatrudnienie na wsi. Jeśli rolnik jednocześnie produkuje mleko, uprawia buraki czy zboża, to kiedy np. spadają ceny mleka, to i tak ucierpi mniej niż duże, wyspecjalizowane gospodarstwo, które zainwestowało tylko w mleko.
PAP: Ale przecież wielu ekspertów krytykuje, że sześć lat po wejściu Polski do Unii WPR nie doprowadziła do koncentracji gospodarstw i wciąż przeważają w Polsce małe gospodarstwa...
D.C.: Ci eksperci za dużo siedzą w biurach i dokonują obliczeń na podstawie starych danych... Trzeba iść w teren, by zobaczyć co to jest małe gospodarstwo. Oczywiście nie jestem przeciw koncentracji, by poprawić wyniki... Ale proszę spojrzeć na Danię. Dziś mamy tam bardzo duże i wydajne gospodarstwa, ale za to jakie problemy rolników! To gospodarstwa bardzo wyspecjalizowane, uzależnione od kredytów, bo inwestują, by się jeszcze bardziej unowocześnić i w sytuacji kryzysu grozi im upadek. A małym gospodarstwom może nie wiedzie się dziś lepiej niż dwa lata temu, ale też nie dużo gorzej. Udaje im się utrzymać.
Zapewniam jednak, że nie jestem przeciwnikiem dużych gospodarstw. Uważam jednak, że koncentracja nie wszędzie jest możliwa. Na przykład na terenach górskich czy wokół miast małe gospodarstwa zawsze będą mieć swoje miejsce. Nie powinniśmy mieć jednego narzuconego z góry modelu.
PAP: Rozpoczął pan konsultacje w sprawie przyszłości WPR po 2013 roku. Czy można dziś powiedzieć, że rolnicy polscy i z innych krajów będą otrzymywać dopłaty przynajmniej na tym samym poziomie, co w 2012 roku?
D.C.: Gdyby to zależało tylko od Komisji Europejskiej... Proszę nie zapominać, że my tylko zaproponujemy, a decyzję podejmą państwa członkowskie i Parlament Europejski. To, co jest jasne dla mnie jako komisarza, to że musimy utrzymać Wspólną Politykę Rolną silną i wspólnotową. A to oznacza, że musi ona pozostać finansowana z budżetu UE, a nie budżetów narodowych.
PAP: Czyli jest pan przeciwko współfinansowaniu dopłat bezpośrednich przez kraje, czym mogłyby być zainteresowani bogatsi członkowie UE?
D.C.: Tak. Nie powinniśmy podejmować ryzyka różnicowania krajów na te, które chcą finansować, i te, które nie chcą.
Ale sama WPR musi zostać zreformowana, wszystkie kraje to rozumieją. Nie da się utrzymać dopłat bezpośrednich opartych na starych referencyjnych danych historycznych o produkcji. Żaden polityk nie będzie mógł wytłumaczyć dziś przed podatnikami, że dajemy rolnikom akurat tyle dopłat, bo tyle produkcji osiągnęli między 2000 a 2002 rokiem.
PAP: Dochody rolników w większości krajów UE zmalały w ostatnich latach i rolnicy mają nadzieje, że dopłaty bezpośrednie wzrosną po 2013 roku. Potrzebują też pewności, by planować inwestycje. Czy nie lepiej im już dziś powiedzieć: jest kryzys w Europie, kraje muszą redukować nadmierne deficyty budżetowe i więcej pieniędzy na WPR nie będzie?
D.C.: Tak, rzeczywiście trudno wyobrazić sobie dziś, że można mówić o wzroście budżetu WPR i w ogóle całego budżetu UE. A nawet jeśli nastąpi wzrost budżetu UE, to przecież są też inne polityki. Ale mam nadzieję, że jeśli chcemy utrzymać ambitną WPR, to będzie też ambitny budżet na rolnictwo.
Uważam, że wciąż potrzebujemy dopłat bezpośrednich, ale nie takich jak w przeszłości. Musimy zmienić cele tych dopłat i kryteria ich dystrybucji, tak by dla wszystkich podatników UE było jasne, dlaczego rolnicy je dostają. To znaczy, że te dopłaty mają zapewnić pewną stabilność dochodów rolników, a także wynagrodzić im funkcje publiczne (takie jak utrzymywanie krajobrazu czy zatrudnienia na terenach wiejskich), jakie spełnia rolnictwo, a za które nie wynagradza rynek. Wymagamy od rolników wiele - by przestrzegali norm ochrony środowiska, prowadzili dobrą gospodarkę wodną i gruntową, dbali o dobrostan zwierząt. To wszytko kosztuje i dlatego muszą być wspierani, a dopłaty bezpośrednie utrzymane.
Musimy mieć też rozmaite mechanizmy zarządzania rynkami, by uniknąć chwiejności cen, takie, które pozwolą nam reagować w sytuacjach kryzysu, jaki mieliśmy w ubiegłym roku w sektorze mleka.
PAP: Skoro ilość środków na WPR jest ograniczona, to czy nie rozważa pan, by zmniejszyć dopłaty dla wielkich gospodarstw oraz firm czy banków, dla których rolnictwo jest tylko drugorzędną działalnością?
D.C.: Dla mnie WPR powinna przede wszystkim zapewnić stabilność dochodów rolników, w tym sensie myślę o rolnikach w gospodarstwach rolniczych. Kiedy mówimy o celu WPR, takim jak utrzymanie terenów rolnych czy utrzymanie zatrudnienia, też myślimy głównie o małych i średnich gospodarstwach. Ale z drugiej strony takie kwestie, jak ochrona środowiska czy normy dobrostanu zwierząt, dotyczą wszystkich gospodarstw - małych i dużych oraz tych, dla których rolnictwo nie jest główną działalnością. Trzeba więc najpierw ustalić kryteria i potem te gospodarstwa, które będą się kwalifikować, dostaną pomoc. Dla mnie najważniejsze jest, by wsparcie finansowe było przejrzyste. By nie było wrażenia, że środki idą do wielkich gospodarstw, a małe nie są wystarczająco wspierane.
PAP: Czego oczekuje pan od polskiej prezydencji w UE w 2011 roku, skoro na ten okres przypadnie początek negocjacji nowej WPR?
D.C.: Do listopada br. przygotuję strategiczne wytyczne dla WPR po 2013 r. i potem zaczniemy przygotowywać pakiet legislacyjny, w którym zaproponujemy konkretne kryteria, by otrzymywać unijne dopłaty oraz propozycje dotyczące drugiego filaru WPR, czyli wsparcia rozwoju wiejskiego.
Prezydencja polska będzie odgrywać ważną rolę w reformie WPR, bo ten pakiet legislacyjny przedstawimy w pierwszym miesiącu polskiej prezydencji, w lipcu 2011 roku. Taki jest mój cel. Początek negocjacji będzie więc prowadzony przez rząd Polski. Mam bardzo dobre relacje z Polską, jeszcze z okresu, kiedy byłem ministrem rolnictwa Rumunii; świetnie mi się pracowało z ministrem Markiem Sawickim i mam nadzieję, że dalej będziemy pracować przynajmniej tak samo dobrze. Żaden kraj nie może się dziś stawiać w pozycji kraju konserwatywnego i sprzeciwiać się jakimkolwiek zmianom. Polska to kraj, który zna się dobrze na rolnictwie; to partner, który wie, o czym mówi.