W poszukiwaniu Saladyna - islamiści budują struktury państwa
Państwo Islamskie (ISIS) jako pierwsza organizacja terrorystyczna posiada swoją gospodarkę, wyposażoną w aparat skarbowy, i w bliskim czasie we własną walutę, wspieraną przez zewnętrzne źródła finansowania, struktury mniej i bardziej legalnego handlu. Ale ekonomia, to co stanowi o jego sile, może przesądzić rychło o jego kresie.
Na początku maja Państwo Islamskie przyznało się do pierwszego ataku w USA. Doszło do strzelaniny przed budynkiem wystawowym w miejscowości Garland w stanie Teksas, w którym zorganizowano konkursową wystawę karykatur proroka Mahometa. Cóż, public relations bez zarzutu...
IS przypomniało o sobie opinii publicznej i dodało rangi. Dziwne było natomiast to, że w mediach mówiono o Państwie Islamskim, jako o grupie zbrojnej. Może to sposób, by osłabić horror, jakiego doświadcza świat islamu, a razem z nim inne partie naszej cywilizacji. To, że Państwo Islamskie nie jest grupą zbrojną, ale quasi-państwem, nie powinno być już dzisiaj zaskoczenia. Świadczą o tym działania polityków. Czy w przeciwnym razie angażowałoby tak mocno uwagę ONZ?
Miesiąc temu Rada Bezpieczeństwa ONZ opowiedziała się za polityką zaprzestania finansowania Państwa Islamskiego działającego na terytorium Iraku i Syrii. Zabroniła też kupowania starożytności pochodzących z ogarniętej wojną Syrii, a także zagroziła sankcjami państwom i podmiotom w przypadku kupowania ropy naftowej od dżihadystów z Państwa Islamskiego i Frontu al-Nusra.
Owe wezwanie, chociaż przyjęte z entuzjazmem przez media, pokazuje że nieprzejrzystość polityk wokół Państwa Islamskiego jest ich cechą podstawową. Przyjrzyjmy się dalszej części apelu: Rada Bezpieczeństwa ONZ zaapelowała o zaprzestanie płacenia islamistom okupów za porywanych ludzi. Rezolucja została zgłoszona przez Rosję, natomiast jej przyjęcie było jednomyślne. Założenia rezolucji są wiążące i pozwalają Radzie Bezpieczeństwa ONZ na nakładanie sankcji na podmioty prawa międzynarodowego, które łamią jej zapisy. Dokument nie przewiduje jednak możliwości użycia siły wojskowej wobec tych, którzy będą handlować z dżihadystami. W tekście rezolucji podkreślono, że Państwo Islamskie "generuje zyski angażując się zarówno bezpośrednio jak i pośrednio w grabież i przemyt przedmiotów będących dziedzictwem kultury, dzięki czemu może finansować rekrutację i wzmacniać działalność operacyjną i prowadzić ataki terrorystyczne".
Ambasador USA przy ONZ Samantha Power, komentując przyjęcie rezolucji, wyraziła niezadowolenie ze stanowiska Rady Bezpieczeństwa ONZ, która jej zdaniem - "powinna była wykazać się podobną determinacją wcześniej, kiedy trwały wysiłki na rzecz zakończenia wojny w Syrii. Dodała, że ten trwający cztery lata konflikt doprowadził do "powstania potęgi Państwa Islamskiego". Power ma dużo racji, chociaż można by przy tej okazji wspomnieć o tragicznej w skutkach interwencji USA w Iraku w 2003, i infantylnej polityce europejskiej w czasie arabskiej wiosny.
Media karmią okrucieństwem, do którego się przyzwyczajamy. Czy pamiętamy jeszcze o spalonym w klatce jordańskim pilocie, zamordowanych nad brzegiem morza Koptach, bezustannych mordach popełnianych na szyitach. Bezprecedensowe okrucieństwo powoduje, że przywódcy państw protestują, zbierają się na marszach (jak po wydarzeniach w redakcji "Charlie Hebdo"), ale dla opinii publicznej te piarowskie zabiegi są rodem z cyrku, bo niejasna jest polityka Stanów Zjednoczonych, Europy i wszystkich podmiotów, zaangażowanych w konflikt, jak Iran, Turcja czy Arabia Saudyjska. Wspomnijmy o Rosji i Chinach, które są również graczami na tej scenie. Być może okrucieństwo IS jest okrucieństwem systemowym, które wielu podmiotom i instytucjom się opłaca. Dzięki niemu płynie rzeka saudyjskich pieniędzy i transporty wojskowego sprzętu z różnych stron świata.
Początki Państwa Islamskiego sięgają ataku Al-Kaidy Osamy Bin-Ladena na WTC 11 września 2001 roku. Dzisiaj możemy mieć duże wątpliwości, co do założeń wojny z terrorem, którą rozpoczęły po "September Eleven" Stany Zjednoczone pod przwództwem prezydenta George'a Busha. Waszyngton dał bowiem wyraźny sygnał, że wojna się będzie toczyć bez konfrontacji z sojusznikami Stanów Zjednoczonych: Arabią Saudyjską i Pakistanem. Tymczasem wszystkie dokumenty, które dochodziły do Białego Domu podkreślały rolę Arabii Saudyjskiej w finansowaniu Al-Kaidy. Nie chodziło tylko o pieniądze, ale też o propagowanie wahhabizmu, XVIII-wiecznej odmiany islamu, która narzuca prawo szariatu i uznaje szyitów i wyznawców sufizmu za niewiernych, równych chrześcijanom i żydom. Patrick Cockburn w swojej książce "Państwo Islamskie" cytuje Richarda Holbrooke'a, specjalnego wysłannika amerykańskiego rządu do Afranistanu i Pakistanu, który mówiąc z kolei o istotnym wpływie Pakistanu na talibów, zauważył: "Być może walczymy z niewłaściwym przeciwnikiem w niewłaściwym kraju".
Państwo Islamskie było odnogą Al-Kaidy, by po kilku zmianach nazw i przywódców (kolejno Al-Zarkawi jak i Raszid al-Baghdadi zostali zlikwidowani) działać niezależnie od momentu wycofywania wojsk amerykańskich z Iraku w 2006 roku. Wojna w Syrii wpłynęła na rozwój tej wyjątkowo okrutnej organizacji, która sprzymierzyła się z syryjską Al-Kaidą i An-Nusrą. Rzecz jasna, w zgodzie z wahhabizmem, zaatakowała społeczności innych wyznań (w tym szyitów) i Wolną Armię Syrii, kierowaną przez byłych oficerów armii, walczącą z reżimem prezydenta Assada. Eskalacja wojny nastąpiła 11 lipca 2013 roku, gdy ISIS zamordowało członka Najwyższej Rady Wojskowej Wolnej Armii Syrii - Kamala al-Hammamiego. Na północy Syrii organizacja terrorystyczna rozpoczęła walkę z Kurdami, a potem podjęła systematyczną eksterminację chrześcijan, alawitów, szyitów, oraz Kurdów. Nadal walczy przeciw nim słabnąca Wolna Armia Syrii i sunnicki Front Islamski. Na początku 2014 roku od działalności ISIS odcięli się byli sojusznicy Dżabhat an-Nusra oraz Al-Kaida. To nie osłabiło ISIS, który w Iraku zdobył Mosul i Tikrit. 29 czerwca 2014 roku ogłoszono powstanie kalifatu Państwa Islamskiego, na czele którego stanął Abu Bakr al-Baghdadi, który według ISIS stał się przywódcą muzułmanów całego świata.
Trudno oszacować, ilu dżihadystów należy do tej organizacji. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka oceniało liczbę bojowników na 50 tysięcy i 6000 świeżych rekrutów (w tym 1000 cudzoziemców). Szacunki CIA w wrześniu 2014 był mówiły o możliwości zmobilizowania od 20 do 32 tysięcy ludzi w Syrii i Iraku, podczas gdy wcześniejsze szacunki amerykańskie operowały liczbą około 10 aktywnych zwolenników pod bronią.
Wspomniane już opanowanie terenów na północy Iraku (Mosul) oznacza, że IS kontroluje istotne obszary ekploatacji złóż ropy naftowej. Według informacji jakie zgromadziła ONZ w listopadzie 2014 roku dżihadyści zarabiali dziennie na handlu ropą od ok. 850 tys. do 1,6 mln dolarów.
Dlatego strategia prezydenta USA Baracka Obamy zakładała uderzenie w pola naftowe, by zablokować źródła finansowania ISIS. Ale Państwo Islamskie to zróżnicowany biznes kryminalny i ropa jest tylko jednym z kilku źródeł przychodów. Niewątpliwie najważniejszym, ponieważ pola naftowe, z których korzysta ISIS należą do najbardziej efektywnych na świecie. Brak technologii i personelu powoduje jednak, że wyniki ekonomiczne są znacznie słabsze, niż mogły by być. Wydobycie ISIS w Syrii ocenia się na 44 tys. baryłek w Syrii i ok. 4 tys. baryłek w Iraku.
Ropę sprzedaje się z dużym upustem pośrednikom za 20-35 dolarów za baryłkę. Do rafinerii surowa ropa trafia za ok. 60 dolarów za baryłkę, co jest ceną sporo poniżej średniej rynkowej. Pośrednicy na punktach kontrolnych płacą ok. 5000 dolarów łapówki za wywiezienie ropy z terenów pod kontrolą ISIS. Paradoksalnie, przy okazji wrogowie ISIS też stają się coraz bogatsi. Kurdyjscy przemytnicy, którzy zajmują się ropą, mogą liczyć na przychody ok. 300 tys. dolarów dziennie. Jedna z kurdyjskich gazet ujawniła ostatnio niektóre mechanizmy handlu: na liście osób zajmujących się handlem jest kilka rządzących Kurdystanem rodzin, oddział Toyoty w Erbil, który sprzedaje ciężarówki ISIS; członek kurdyjskiego Politbiura i lider operacji wojskowych oraz kilka średnich wielkości rafinerii. Niektóre osoby z listy zajmowały się handlem jeszcze w czasach reżimu Saddama Husseina. Handlarze zapewniają również odpowiedni strumień dóbr dla ISIS: ciężarówki, benzynę i cysterny gazu.
Ropa nie jest, jak powiedzieliśmy, jedynym źródłem przychodów islamskich ekstremistów. Jeżeli ISIS potrzebuje kapitału inwestycyjnego na zatrudnienie personelu i pozyskanie sprzętu wysokiej jakości, by wzmocnić kontrolę na terenami sunnickimi, zgłasza się do darczyńców w krajach Zatoki Perskiej. Często też, co potwierdza cytowane stanowisko ONZ, ISIS sięga po pieniądze z rozbojów, porwań i okupu. Nie tak dawno, szwedzka firma zapłaciła za swojego pracownika, 70 tys. dolarów. Okup za zamordowanego dziennikarza Jamesa Foleya okazał się za wysoki. ONZ szacuje że dzienne dochody z okupów wynoszą 96-123 tys. dolarów. Pieniądze płyną też ze sprzedaży podrobionych papierosów, leków, telefonów komórkowych, antyków i zagranicznych paszportów. Na przykład, przemyt papierosów z Syrii do Turcji wzrósł pięciokrotnie, przemyt telefonów komórkowych pięciokrotnie, przemyt paliwa trzykrotnie. ISIS jest również opodatkowuje też czarny rynek handlu starożytnościami - stawki wynoszą 20-50 procent od transakcji, w zależności od regionu i typ starożytności.
Te szczególne formy nielegalnego handlu są atrakcyjne dla terrorystów, ponieważ w typowych sektorach działalności kryminalnej: na rynku narkotyków i w handlu bronią panuje duża konkurencja.
Dzisiaj, działalność gospodarcza ISIS pod wieloma względami nie różni się od legalnej. Posiada różnorodne dochody i źródła, poszukuje i rozwija nowe linie zysku, i koncentruje się na najbardziej udanych produktach i przewagach konkurencyjnych. ISIS przemycał ropę z Syrii, zanim jego bojownicy weszli do Iraku. Co więcej, ekspansja IS ma nie tylko podłoże religino-ideologiczne, ale i ekonomiczne; potencjalne zyski z bogatych irackich pól naftowych był jednym z powodów, dla których bojownicy Państwa Islamskiego rozpoczęli ofensywę na Irak. ISIS jest przedsiębiorcze: zdobyto pewną liczbę modułowych mini-rafinerii, które są tanie, mobilne i nie potrzebują dużego zaangażowania kapitałowego. Amerykański Departament Obrony namierzył kilkanaście takich urządzeń.
Liderzy ISIS są również racjonalnymi aktorami biznesowymi. Starają się o najlepsze profesjonalne usługi; angażują się w analizę zysków i kosztów, koncentrując się na zbrodni, która daje najwyższą nagrodę przy najmniejszym ryzyku. Korzystają przy tym z zaawansowanych technologii i rekrutują najlepszych pracowników na całym świecie.
Przykładają też wiele starań o utrzymanie elastyczności płynności finansowej swoich przedsięwzięć.
Według Sekretarza Generalnego Związku Banków Arabskich, Wissama Fattouha, amerykańskie władze są głęboko zaniepokojone możliwościami finansowymi ISIS i wzmogły presję na banki arabskie, aby zapobiegły przelewom środków ISIS w ramach ich systemu bankowego.
"Departament Skarbu USA jest bardzo zaniepokojony finansowaniem islamskiego państwa . Amerykanie zdają sobie sprawę, że w przeciwieństwie do Al-Kaidy ta organizacja terrorystyczna wymaga ciągłego finansowania" - powiedział Wissam Fattouh w wywiadzie prasowym. Dodał, że społeczność międzynarodowa jest również zaniepokojona faktem, że ISIS zaczął kontrolować obszary, na którym znajdują się szereg banków komercyjnych, a więc ma dostęp do ich skarbców. Szacuje się, że dżihadyści w samym Mosulu wzbogacili się w ten sposób o setki milionów dolarów. A później wydali na tym terenie własne karty identyfikacyjne.
Prezydent Stanów Zjednoczonych i inne rządy oczekiwały, że uderzenie w przemysł naftowy ISIS będzie ową srebrną kulą, które uśmierci widmo Państwa Islamskiego. Tak się jednak nie stało. Według raportu "Foreign Affairs" w skuteczne zwalczanie Państwa Islamskiego musi być zaangażowana wspólnota biznesu. Żeby osłabić gospodarczo ISIS, nie wystarczy ograniczyć jego finansowanie, ale odkryć i zinfiltrować jego instytucje, rozpoznać modele działania. Innymi słowy, biznes ma wejść w struktury nielegalnego biznesu.
Aby powstrzymać firmy w kurdyjskim Iraku od sprzedaży lub rafinacji ropy naftowej, Zachód osiągnie więcej, gdy rząd w Bagdadzie zapłaci dobrze Kurdom za ropę i będzie źródłem przychodów w regionie. Jeżeli tego nie zrobi, Kurdowie poszukają alternatywy, nawet jeżeli by mieli być po niewłaściwej strony mocy.
Wysiłek w powstrzymaniu ekspansji ISIS powinien też objąć zachodnie firmy. Przemysł farmaceutyczny i energetyczny monitoruje dynamikę nielegalnego handlu, firmy ubezpieczeniowe mają wgląd do statystyki porwań i rozbojów. Kluczem jest więc specyficzne partnerstwo publiczno-prywatne, gdzie obie strony efektywnie dzielą się informacjami i opracowują alternatywne modele funkcjonowania biznesu. Obie strony mogą też przestrzegać klientów, że kupując nielegalne towary, finansują jedną z bardziej brutalnych odmian terroryzmu.
Na razie nikt w walce z ISIS nie brał społeczności biznesu dostatecznie pod uwagę. Ale bez takiej współpracy, Waszyngton nie może liczyć na powodzenie w tej rozgrywce. Współpraca taka zakłada dzielenie się informacją. Problem polega na tym, że wojna z Państwem Islamskim, o której decyduje dziesiątki zmiennych, karmi się niewiedzą i dezinformacją, a kontakt rządów z opinią publiczną na Zachodzie jest w tej mierze niepełny i spóźniony.
Prezydent Barack Obama powiedział, że Ameryka oczekuje w Syrii umiarkowanych współpracowników i przeciwników prezydenta Assada. Być może łatwiej oczekiwać na mądrego władcę w świecie islamu. Myślą możemy wracać do historii i myśleć o kimś pokroju Saladyna. Problem z tym władcą jest taki, że był z pochodzenia Kurdem i szyitą. To nie byłyby dla niego dobre czasy.
Paweł Badzio