W rok po tragedii w Nowym Jorku nic już nie jest takie samo

Świat przyzwyczaił nas do łamania kolejnych progów, barier. Wielokrotnie wydawało się, że już tym razem wyznaczono granice nie przekraczalne. Tak bywało w sporcie, technice, praktycznie w każdej sferze, również w dziedzinie zbrodni. I za każdym razem, równie szybko lub nieco wolniej, przekraczano te uznawane za "nie przekraczalne".

Świat przyzwyczaił nas do łamania kolejnych progów, barier. Wielokrotnie wydawało się, że już tym razem wyznaczono granice nie przekraczalne. Tak bywało w sporcie, technice, praktycznie w każdej sferze, również w dziedzinie zbrodni. I za każdym razem, równie szybko lub nieco wolniej, przekraczano te uznawane za "nie przekraczalne".

Ale to, co stało się przed rokiem w Nowym Jorku o całe lata świetlne odbiegło od może nie akceptowanych, również nie akceptowalnych, ale jednak obserwowanych zjawisk. Po raz kolejny przekroczone zostały granice ludzkiego pojmowania, zarówno w wymiarze ludzkim, symbolicznym, jak i ekonomicznym.

Przyjrzyjmy się przez chwilę temu, co się stało. W zamach terrorystycznych w Nowym Jorku zginęło kilka tysięcy osób. Bardzo dużo, a jednak znacznie mniej niż ginie co roku na naszych drogach, nie mówiąc już o drogach w Stanach Zjednoczonych, czy o skutkach powodzi w Chinach sprzed kilku lat. Zostały zniszczone dwa budynki - nawet bardzo wysokie, to jednak nieporównanie mniej do skutków średniej wielkości trzęsienia ziemi regularnie nawiedzającego Turcję. Zostały porwane i rozbite cztery samoloty, podczas gdy corocznie, na skutek najróżniejszych przypadków, spada ich kilkadziesiąt.

Reklama

Dlaczego więc hekatomba w Nowym Jorku tak wstrząsnęła wyobraźnią miliardów ludzi na całym świecie? Czy winę za wszystko ponosi, jak zwykle, telewizja, że wiernie relacjonowała wstrząsające wydarzenia dziejące się na małej, więc stosunkowo łatwej do filmowania scenie? Chyba jednak tym razem nie.

Nie chodzi więc o rozmiar zniszczeń, nie chodzi nawet o liczbę ofiar, chodzi właśnie o przekroczenie granicy "nie przekraczalności". Przecież wszyscy, gdyby o tym pomyśleli, zdali by sobie sprawę z tego, że dokonanie takiego aktu terrorystycznego, technicznie jest nie tylko możliwe, ale wręcz łatwe. Nie chcieli jednak sobie wyobrażać, że znajdzie się ktoś, kto zdecyduje się na przejście nad tą kolejną granicą. Kolejną, poza którą, być może, nie istnieją już żadne.

I chyba właśnie dlatego, mimo, że strefa zero jest już uprzątnięta, że nie ma już gruzów po World Trade Center, świat nie otrząsnął się z szoku. Na miejscu bliźniaczych wież jest goła ziemia. Dopiero trwają dyskusje, prace studyjne nad tym, co powinno wypełnić to puste miejsce: w sensie rzeczywistym i symbolicznym.

Światowa gospodarka nie osiągnęła jeszcze nawet tego etapu na drodze wychodzenia z szoku 11 września. Bo przecież niby ani amerykańska, ani tym bardziej światowa gospodarka nie doznały jakiegoś wstrząsu, który by zachwiał ich podwalinami. A mimo to wiele jeszcze wody upłynie w East River zanim zostaną uprzątnięte gruzy, nie mówiąc już o wybudowaniu na ich miejscu nowych "świątyń wolnego handlu". Bo właśnie obudziła się wyobraźnia i świadomość, że coraz trudniej o granice, a tym bardziej te nie przekraczalne.

Prawo i Gospodarka
Dowiedz się więcej na temat: Razem | samo | świat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »