Stolica szuka cięć w miejskiej kasie i rezygnuje z niektórych inwestycji. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zapowiedział również podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej i opłat za parkowanie. Czy inne miasta pójdą w kierunku redukcji wydatków inwestycyjnych i wzrostu obciążeń?
Dochody Miasta Stołecznego Warszawy w 2020 roku spadną o 1,5 mld złotych, a w latach 2020-2025 będą niższe o 2,7 mld złotych, zapowiedział prezydent stolicy Rafał Trzaskowski. Powody trudnej sytuacji finansowej miasta? Pandemia koronawirusa, recesja, rozchwiana sytuacja na rynku odpadów i wzrost kosztów w innych obszarach, co wynika z polityki rządu wobec samorządów. W rezultacie miasto szykuje się na podwyżki biletów komunikacji miejskiej oraz opłat za parkowanie i przesuwa w czasie część inwestycji zaplanowanych na najbliższe lata. Czy to dobra decyzja?
- Żeby inwestować, trzeba mieć z czego. Warszawa jest w najtrudniejszej sytuacji ze wszystkich miast, bo jest najbardziej uzależniona od dochodów, które najbardziej spadły, czyli od udziału w podatku PIT. W zeszłym roku w stolicy ten udział wzrósł o 11 proc., a w tym roku spadł o 8 proc. rok do roku. Spadł, ponieważ nałożyły się na siebie zmiany ustawowe i pandemia. W miastach i gminach, gdzie wpływy z PIT stanowią mniejszą część budżetu, te spadki są mniej odczuwalne, ale w Warszawie, gdzie są jego największym składnikiem, to duży ubytek, w dodatku niczym niezrekompensowany - mówi Interii Andrzej Porawski, dyrektor Biura Związku Miast Polskich.
Jak tłumaczy, rząd wprowadził Fundusz Inwestycji Samorządowych, a to co dostała Warszawa to 2 proc. swojego planu inwestycyjnego, czyli ok. 93 mln złotych. - To maksymalna kwota jaką można było otrzymać z Funduszu, ale dla Warszawy to kropla w morzu potrzeb. Średnio samorządy dostały 12 proc. planu inwestycyjnego, a miały mniejsze ubytki w dochodach niż stolica. Pozostałe miasta są więc w zasadniczo innej sytuacji. Gdyby Warszawa miała dostać 10 proc. swojego planu inwestycyjnego, to powinna otrzymać 0,5 mld złotych - wylicza Porawski i podkreśla, że Warszawy trzeba bronić.
- Trzaskowski nie ma wyjścia. Mógłby bardziej się zadłużać i oczywiście dług nie jest czymś złym, ale w rozsądnych granicach. Tylko trzeba go później spłacić. Trzaskowski mógłby nie zrezygnować z tylu inwestycji teraz, ale kosztem zadłużenia, czyli zmniejszenia inwestycji w przyszłości - wskazuje samorządowiec. I uzupełnia, że Warszawa - jak każde miasto - budowała swój plan inwestycyjny w perspektywie wieloletniej, a od kilku lat PIT przyrastał. Teraz nie tylko nie przyrósł, ale i spadł. W przypadku innych miast pomoc rządowa osłabiła ten efekt, ale nie w przypadku stolicy.
Jak wygląda sytuacja w innych miastach? - Z żadnych inwestycji nie zrezygnowaliśmy - mówi nam Maciej Chłodnicki, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Rzeszowa. - Nie dotykamy żadnych inwestycji, a wręcz przeciwnie, chcemy ich zrealizować jak najwięcej, bo po pierwsze to napędza gospodarkę, a po drugie teraz można uzyskać dużo lepsze ceny w przetargach. Stawki są niższe i mieścimy się w naszych kosztorysach - wyjaśnia Chłodniki i dodaje, że miasto cały czas idzie do przodu. Tylko w tym tygodniu w Rzeszowie rozpisano trzy duże przetargi, a w październiku wystartuje inwestycja za 60 mln złotych.
Jak ocenia decyzję o cięciach w Warszawie? - Każdy prezydent miasta ma swoją politykę. Trudno mi to komentować. U nas prezydent postawił na inwestycje - wskazuje rzecznik Rzeszowa.
Z inwestycji nie rezygnuje na razie Poznań. - Na ten moment plan na 2021 rok przewiduje inwestycje na poziomie 1,287 mln zł. Jest to kwota większa niż w roku bieżącym i w latach poprzednich. Na tak znaczną kwotę inwestycji wpływ mają przede wszystkim inwestycje współfinansowane ze środków UE, które realizowane są we wcześniej przyjętych wartościach oraz harmonogramach, z realizacji których Miasto nie rezygnuje - komentuje Piotr Husejko, dyrektor Wydziału Budżetu i Kontrolingu Urzędu Miasta Poznania. Jak dodaje, Miasto pomimo mniejszych wpływów do budżetu (o około 200 mln zł w 2020 roku) stara się nie rezygnować z realizacji zaplanowanych inwestycji. Duża część kwot dotyczy projektów będących już w trakcie realizacji lub takich, które uzyskały dofinansowanie ze środków unijnych.
W Lublinie jednostki organizacyjne miasta pracują nad wnioskami do projektu budżetu na 2021 rok. - Środki zaplanowane na realizację założonego na 2021 r. programu inwestycyjnego wynikają głównie z przyjętych harmonogramów wykonywania zadań, podpisanych umów o dofinansowanie ze środków europejskich oraz umów z wykonawcami prac. Zmniejszenie przyjętych środków na wydatki majątkowe mogłoby spowodować skutki finansowe w postaci kar za rozwiązywanie umów z wykonawcami lub być przyczyną zwrotu dofinansowania europejskiego w związku z niewywiązaniem się z terminów realizacji zadań inwestycyjnych objętych dofinansowaniem ze środków UE - dowiadujemy się w Urzędzie Miasta.
O ubytkach w miejskiej kasie mówi Interii Andrzej Wnuk, prezydent Zamościa. - Widzimy, że od początku roku mamy ponad 7,5 mln zł ubytku, jeżeli chodzi o podatki, co jest dużą wartością. Mamy zaplanowane 71 mln z podatku dochodowego, 4 mln z podatku CIT i 34 mln z podatku od nieruchomości. To ok. 110 mln zł z czego nie mamy 7 milionów - wskazuje.
- Szacujemy, że ubytek wpływów z podatków wyniesie łącznie ok. 10 proc. Ten ubytek musimy zrekompensować 10-procentowymi cięciami w wydatkach bieżących. Nie wszędzie da się obciąć, na przykład w wydatkach na oświatę, czy na kwestie związane z covid-19. Nie będzie też wyłączania latarni na noc. Tniemy, gdzie możemy, ale nie kosztem bezpieczeństwa - mówi włodarz Zamościa. Przykłady cięć? Zwolniono 20 osób w urzędzie miasta, a 14 przeszło na emeryturę. Zlikwidowana zostanie izba wytrzeźwień, która kosztowała miasto 1 mln 350 tys. zł rocznie.
Bez zmian pozostaną za to nakłady inwestycyjne. - Nie tniemy w ogóle inwestycji. Utrzymujemy je na dotychczasowym poziomie, a nawet zwiększamy - zapowiada Andrzej Wnuk i wyjaśnia, że inwestycje na danym terenie do dochód dla mieszkańców.
- Wydajemy na inwestycje 112 mln zł, zadłużamy się na to na ok. 30 mln zł. Reszta to dotacje z Unii Europejskiej i z innych źródeł. Wydajemy własne 30 mln zł, a na rynek trafia 112 mln zł z czego 70 proc. to wydatki osobowe. Część pieniędzy jest przeznaczana na materiały do inwestycji, a reszta to wynagrodzenie dla pracowników i zysk pracodawców, którzy płacą PIT i CIT. Szacujemy, że z tych powiedzmy ok. 70 mln zł na pensje dla naszych mieszkańców, zapłacą oni 17 proc. podatku dochodowego czyli ok. 11,5 mln zł, z czego 5,5 mln zł wpłynie jako udział własny do gminy i powiatu. Czyli z tego co wydamy, na inwestycje mamy ok. 5 mln zł dochodu bieżącego, który możemy przeznaczyć na wydatki bieżące - wylicza prezydent Zamościa.
- Pytanie, czy trzeba zadłużać miasto? Naturalnie, że trzeba, a nawet należy w sytuacji gdy za jedną naszą złotówką idą trzy złote zewnętrzne. Tylko kiepski menadżer tego nie robi. To jedyna możliwość rozwoju - podsumowuje Andrzej Wnuk.
Dominika Pietrzyk