Węgrzy szkodzą całemu regionowi

Na razie nie grozi nam powtórka z Węgier. Nasza gospodarka ma się dużo lepiej. Wystarczy jednak kilka lat nieodpowiedzialności.

Węgrzy eksplodowali. Po tym, jak dowiedzieli się, że socjaldemokraci, których niedawno wybrali na drugą kadencję, okłamywali ich, wyszli na ulice i zaprotestowali w skali niespotykanej od 1989 r.

Przejedzone lata

Problemy rozpoczęły się kilka lat temu, wraz z nieodpowiedzialną polityką fiskalną. Po dojściu do władzy socjaldemokraci podwyższali płace w budżetówce, uruchamiali programy socjalne i cięli podatki.

- Nie obyło się bez kreatywnej księgowości, dzięki której poza budżetem centralnym znalazły się m.in. wydatki na autostrady czy leasingowanie lotniska w Budapeszcie. Po urealnieniu okazało się, że deficyt budżetu jest bliski 10 proc. PKB - mówi Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP.

Reklama

W obliczu dziury w budżecie rząd zdecydował się na drastyczne kroki: podniesienie VAT i CIT, zwiększenie pozapłacowych kosztów pracy, dwuletnie zamrożenie płac w budżetówce, wprowadzenie opłat za wizytę u lekarza, czesnego na uczelniach. Wprowadził też podatek znany u nas jako "belkowe".

Ponad stan

- Prawdopodobnie nie uchroni to Węgier przed spowolnieniem wzrostu gospodarczego do 1-2 proc. PKB. Jeśli dojdzie do spowolnienia globalnego, możliwa będzie nawet recesja - uważa Łukasz Tarnawa.

Ekonomiści spodziewają się, że inflacja po zwyżce podatków skoczy w połowie 2007 r. do 7-8 proc., co spowoduje konieczność podniesienia stóp procentowych, które wynoszą 7,25 proc. (w Polsce 4 proc.)

- To efekt życia ponad stan. To, co się stało na Węgrzech, powinno być dla polskiej klasy politycznej przestrogą. Dzięki temu możemy zobaczyć, jak może wyglądać nasz kraj za 4-5 lat, jeśli pójdziemy drogą Węgier, jeśli pozwolimy sobie na rozdawnictwo. Taki los czeka tych, którzy w okresie niezłego wzrostu gospodarczego, nie patrząc, na co stać państwo, żyją ponad stan - ostrzega ekonomista PKO BP.

Wprawdzie fundamenty naszej gospodarki są dużo lepsze, a polski rząd deklaruje utrzymanie kotwicy budżetowej, ale partnerzy PiS nie mieliby nic przeciwko zwiększeniu deficytu "o kilka miliardów" i przeznaczeniu pieniędzy m.in. na podwyżki. Podobną logiką kierowali się Węgrzy, którzy w okresie dobrej koniunktury zamiast zmniejszać deficyt, zwiększali go.

Bartosz Krzyżaniak

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: cały | Węgrzy | szkodzi | regiony | Węgier
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »