Więcej bitów i bajtów wyjdzie nam na zdrowie

Pandemia wzmocniła silne już wcześniej przekonanie, że chcemy w Polsce znacznie lepszej opieki zdrowotnej. Wydajemy na nią relatywnie mało, a na dużo więcej nas nie stać. Rozwiązaniem może być więcej bitów i bajtów w polskiej medycynie.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Informatyzacja szeroko rozumianego lecznictwa to kierunek, w którym śmiałe, ale dobrze przemyślane przedsięwzięcia łączą wiedzę medyczną z najnowszymi osiągnięciami technologii. Jeśli jednak spojrzeć na podstawowe wielkości, to informatyzacja nie zawojowała jeszcze procesów leczenia i utrzymywania ludzi w zdrowiu. Wydatki świata na cele medyczne osiągną za chwilę 10 bln (10 000 mld) dolarów. To już prawie 10 proc. globalnego PKB, przy czym niemała część jest marnowana, także w wyniku ślamazarnej cyfryzacji, na którą wydaje się nie więcej niż kilka procent pieniędzy przeznaczonych na ochronę zdrowia.

Reklama

Szastamy, choć nas nie stać

Wygląda na to, że im zamożniejszy kraj, tym większa jest rozrzutność, a cyfryzacja zdaje się - przynajmniej częściowo - zbędna. Wystarczy obejrzeć jakiś amerykański serial dziejący się w szpitalu, by dowiedzieć się, że zdiagnozowanie nawet banalnego kichania wymaga tam kompletu drogich badań przeprowadzanych głównie w celu "pompowania" rachunków.

My też szastamy, choć nas nie stać. Spójrzmy na przykład na nasze domowe apteczki, pełne leków na receptę, kiedyś przepisanych w zbyt dużej ilości lub odstawionych jeszcze przed początkiem kuracji. Podobnie jest z badaniami obrazowymi - jedni badają się co rusz i często niepotrzebnie, inni zaś nie mogą się doczekać terminu. Wielkie programy komputerowe i małe, ale sprytne aplikacje organizują nam już sporą część życia, ale w ochronie zdrowia na dobre jeszcze nie zagościły.

Konkluzje i rekomendacje w tej sprawie dla Polski zawiera raport Krystiana Łukasika pt. "Cyfrowe zdrowie. Jak poprawić efektywność usług medycznych". Od długiego czasu mam w tej kwestii własne przemyślenia, tak się złożyło się, że zgodne ze stanowiskiem autora.

Publikacje cytowane w raporcie podają, że globalny rynek e-zdrowia (po angielsku HCIT od healthcare information technology) wart jest dziś, licząc usługi i sprzęt, kilkaset miliardów dolarów i co roku rośnie o co najmniej kilkanaście procent. Od "twardych" liczb ważniejsze są jednak proporcje, z których wynika, że IT w globalnej medycynie jest dopiero na etapie zalążka. Zapewne się rozwinie, ale sam z siebie będzie rosnąć zbyt wolno w stosunku do naszych oczekiwań. Trzeba ten proces wspomagać i mu kibicować.

W Polsce punkt wyjścia jest jeszcze gorszy. Komisja Europejska opracowała wskaźnik gospodarki cyfrowej i społeczeństwa cyfrowego - DESI (Digital Economy and Society Index). Najbardziej zaawansowane są państwa małe; spośród dużych wyjątkiem jest Hiszpania na pozycji wicelidera (po Estonii). Polska jest bliżej końca. Jeżeli chcemy mieć lepiej - także pod względem zdrowia - musimy jak najszybciej znaleźć się w czołówce.

Tu uwaga à propos korzystania z nadarzających się okazji oraz przekuwania porażki w sukces. Hiszpanii nie postrzegamy jako technologicznego lidera, a jednak jest prawie na czele klasyfikacji DESI, co sprawia, że będzie jej łatwiej o wzrost i dobre wyniki gospodarcze. Hiszpanie właściwie wykorzystali czas na cyfryzację po szoku z powodu wielkiego kryzysu z lat 2007-2009. Przy wychodzeniu z pandemii trzeba wziąć z nich przykład, przeprowadzając informatyzację naszej medycyny.

Cenny personel

Argumentacja za przemyślaną informatyzacją służby zdrowia nie jest złożona. Bardzo szybki postęp w lecznictwie przez tzw. wzrost ekstensywny jest niemożliwy ze względu na niedostatki personelu (nawiasem mówiąc, ostrzeżenia i napomnienia w tej sprawie były formułowane już 15-20 lat temu). Jednocześnie proces kształcenia i dojrzewania kadr lekarsko-pielęgniarskich jest długi, co utrudnia także wdrażanie (swoją drogą bardzo drogich) nowoczesnych urządzeń i terapii. Ekstensywna rozbudowa zaplecza przez wznoszenie nowych szpitali i przychodni jest również (pomijając szczególne przypadki) zaprzeczeniem racjonalnego działania. Cyfryzacja pozwala natomiast lepiej wykorzystywać istniejące zasoby, tzn. ludzi i majątek. Nie jest tania, ale odznacza się wysoką efektywnością mierzoną stosunkiem nakładów do rezultatów. Ponadto jej wdrażanie może być stosunkowo szybkie i oddziałuje na całe społeczeństwo, kraj i gospodarkę, a więc także na wysokość PKB i środków do wydawania na dalszą poprawę ochrony zdrowia.

Przykładem wykorzystania komputerów i łącz z korzyścią dla pacjentów oraz ich lekarzy są e-recepty. Wystawiono ich już ponad pół miliarda, choć obowiązkowe są ledwo od półtora roku. Zaraz po wdrożeniu nowinka była przyjmowana dość nieufnie, także przez (mniejszość) lekarzy, lecz po wybuchu pandemii i ograniczeniach bezpośrednich kontaktów między ludźmi okazała się cudownym rozwiązaniem. E-recepta jest nie tylko świetnym ułatwieniem. Za jakiś czas umożliwi też dokładniejszą analizę stosowania leków w najróżniejszych przekrojach, z korzyścią dla leczenia i racjonalizowania jego kosztów.

Na dotychczasowy dorobek polskiej cyfryzacji składa się także Internetowe Konto Pacjenta. Było bardzo przydatne w trakcie rejestracji pacjentów do zaszczepienia przeciw SARS-CoV-2, ale w obecnej formie jest jak kromka suchego chleba podana głodnemu zamiast obiadu. Wdrażane i opracowywane są różne rozwiązania, dotyczące np. telemedycyny, zaopatrzenia w krew od dawców (e-krew) czy elektronicznej dokumentacji medycznej. Z zewnątrz odnosi się jednak wrażenie, że droga zwana kiedyś "od pomysłu do przemysłu" ciągnie się i dłuży.

Proces cyfryzacji powinien być szybszy i rozleglejszy. W opracowaniu pt. "Health Consumer Powerhouse" z 2018 r., mierzącym poziom opieki zdrowotnej, Polska uplasowała się dopiero na 32. miejscu z uwzględnionych 35 krajów. Uzyskaliśmy zaledwie 585 punktów na 1000 możliwych. Na pierwszym miejscu znalazła się Szwajcaria (893 punkty), a bardziej porównywalne z Polską Czechy były na 14. miejscu z 731 punktami. Przemyślana i dobrze przygotowana cyfryzacja dałaby szansę na szybszą poprawę podobną do sukcesu polskich banków, które nie zdążyły wdrożyć papierowych czeków i przeszły od razu do najnowszych i najbardziej innowacyjnych rozwiązań.

Wieloaspektowy szok wywołany w świecie przez pochód SARS-CoV-2 uwypuklił głęboki niedorozwój systemów ochrony zdrowia, lecz jednocześnie wyzwolił dążenie do poprawy sytuacji. W polskich warunkach mnożenia priorytetów przy niewysokich środkach do wykorzystania głównym walorem inwestycji w cyfryzację, w tym cyfryzację usług medycznych, jest połączenie dwóch efektów. Pierwszy efekt to wzrost gospodarki i jego konsekwencje, a drugi to potencjalne i rzeczywiste oszczędności. Im staranniej i wszechstronniej przygotowywane są poszczególne przedsięwzięcia, tym łatwiej pierwszy efekt zamienia się w drugi.

Dopływ z Brukseli

Globalny charakter pandemii sprawił, że finansowanie ewentualnej cyfrowej ofensywy będzie w Polsce łatwiejsze dzięki dopływowi środków unijnych z puli nazwanej w Brukseli - jak zwykle bez polotu - Instrumentem na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności. Pula ta jest warta 672,5 mld euro, z tego 58,1 mld euro ma być dla Polski.

Odporność kojarzy się ze zdrowiem, nie dziwi więc, że Unia dopuściła przeznaczenie części środków pomocowych z tego instrumentu na cele zdrowotne. W polskim Krajowym Planie Odbudowy (KPO) na zadanie określone jako "efektywność, dostępność i jakość systemu ochrony zdrowia" przeznaczono 4,6 mld euro, w tym 0,5 mld euro, czyli nieco ponad 20 mld zł, w postaci pożyczek. W jakiejś części do wykorzystania na ten cel jest też 4,9 mld euro na finansowanie inwestycji w transformację cyfrową uwzględnionych w polskim KPO.

Wydatki na cyfryzację w ochronie zdrowia stanowią niestety tylko ułamek zdrowotnej części KPO. Wśród kluczowych danych w raporcie Krystiana Łukasika pojawia się kwota 1 mld euro, która miałyby zostać wydana do końca 2025 r. tylko na rozwój e-usług medycznych. Średnio wychodzi miliard złotych rocznie. To jednak bardzo mało, zważywszy że wydatki na służbę zdrowia w ubiegłym roku wyniosły ponad 120 mld zł. Z drugiej strony to i tak sukces, bo w pierwszej wersji KPO na te cele miało pójść 800 mln euro.

Z przywoływanych w raporcie ankiet wynika tymczasem, że już 70 proc. Polaków chce mieć możliwość rezerwacji wizyt lekarskich online. Czy kilka miliardów złotych przeznaczonych na ten cel wystarczy, by do systemu elektronicznych rezerwacji włączyć każdą przychodnię i placówkę medyczną w Polsce? Wątpię.

Już ponad połowa z nas chciałaby korzystać ze zdalnego monitoringu stanu zdrowia pod kontrolą lekarza. Technicznie to obecnie nic trudnego, ale pod warunkiem istnienia bardzo dobrej infrastruktury, której na wielkich obszarach kraju ciągle nie ma. Z drugiej strony aż 4 mln Polaków w przedziale wieku 16-74 nigdy jeszcze nie korzystało z internetu. Pamiętajmy jednak, że ponad pół wieku temu jeszcze więcej osób nigdy nie oglądało na własne oczy telewizji. Nadrabiać będą musieli także lekarze - tak jak stale muszą uaktualniać swoją wiedzę medyczną, tak samo będą musieli rozszerzać swe kompetencje informatyczne.

Raport wymienia zidentyfikowane dotychczas zakresy potencjalnych inwestycji w informatyzację usług zdrowotnych. Na pierwszym miejscu wymienione są przedsięwzięcia dotyczące bezpieczeństwa i ochrony danych. Zważywszy, że powodzenie cyfryzacji w dużym stopniu zależy od akceptacji społecznej, wydaje się, że taka "precedencja" jest jak najbardziej na miejscu. Ludzie, a przynajmniej ich większość, nie mogą mieć obaw, że ich zdigitalizowana wieloletnia dokumentacja medyczna zniknie na zawsze z powodu awarii systemu lub że wiedza o ich stanie zdrowia zostanie niewłaściwie użyta.

Podejrzliwi obywatele, nadaktywna administracja

Rozwój systemów e-zdrowia w najbliższych latach powinien się skupiać na narzędziach wspomagających analizę stanu zdrowia pacjenta oraz ułatwianiu interpretacji wyników i obrazów. Drugi obszar to wspieranie lekarzy, także z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, w wyszukiwaniu zmian pozwalających na wczesne wykrywanie symptomów groźnych chorób. Trzeci kluczowy element to centralne repozytorium (baza) danych medycznych. Można przypuszczać, że właśnie z taką bazą będzie największy kłopot, choć korzyści byłyby wręcz niesamowite. Obawy o realizację tych planów w zakładanym terminie, tj. do końca 2025 r., w mniejszym stopniu wynikają z prawdopodobnego niedostatku środków, podkreślanego przez autora raportu, bo te zawsze można skądś przesunąć. Na czoło wysuwa się nadwrażliwość i "nadpodejrzliwość" ludzi oraz nadaktywność  administracji na polu tzw. RODO.

W rzeczowej, ale krytycznej ocenie KPO w zakresie zdrowia Krystian Łukasik zwraca uwagę na nieuwzględnienie w programie współpracy z sektorem prywatnym, zwłaszcza w modelu partnerstwa publiczno-prywatnego. Posługując się przykładem Stanów Zjednoczonych, wskazał na niebezpieczeństwa związane z początkami wykorzystania sztucznej inteligencji w opiece medycznej. Program obejmował 200 milionów Amerykanów i okazało się, że białym przyznawał lepszą opiekę niż czarnym. Wprawdzie w Polsce problem rasowy nie istnieje, ale można mieć obawy o różnice wynikające np. z miejsca zamieszkania czy wspomnianej już nieumiejętności korzystania z internetu.

Wraz z postępem technologicznym pilna staje się potrzeba zaprojektowania sprawiedliwego systemu przypisywania odpowiedzialności za decyzje lekarskie podejmowane przez  inteligentne systemy wspierające, zwłaszcza że ludzie raczej ufają rezultatom wygenerowanym przez oprogramowanie. Wprawdzie na świecie dyskusja wokół tego problemu już się toczy, ale dobrze byłoby, gdyby odbywała się także w Polsce.

Raport Krystiana Łukasika zawiera przegląd aplikacji do stosowania przez pacjentów lub lekarzy. Pokrótce omówiono w nim również sprawdzone narzędzia, które mogą być wykorzystane w ramach prewencji, do konsultacji, diagnoz, ale też m.in. cyfrowe rozwiązania dla chirurgów do przechowywania nagrań wideo z zabiegów.

Zwieńczeniem raportu są rekomendacje, które warto wziąć pod uwagę w planowaniu przedsięwzięć zmierzających do poprawy stanu zdrowia Polaków. Padły już zapowiedzi o zwiększeniu udziału wydatków na zdrowie w PKB nawet do 7 proc. za jakiś czas, ale wydać pieniądze to jedno, a wydać je rozsądnie i z optymalnym skutkiem, to coś innego, nieporównanie ważniejszego.

Autor raportu rekomenduje więc przede wszystkim wdrożenie na poziomie administracji państwowej oceny algorytmów (systemów) sztucznej inteligencji wspomagających pracę lekarzy. Uważa, że wszystkie usługi wykorzystujące sztuczną inteligencję w sektorze zdrowia powinny być poddawane audytom prowadzonym przez powołaną do tego instytucję. Sądzi (słusznie), że wielką rolę w transformacji cyfrowej ma do odegrania sektor prywatny, który powinien korzystać z systemu refundacji. Czwarta rekomendacja dotyczy konieczności powołania wyspecjalizowanej instytucji publicznej do spraw zarządzania danymi i cyfryzacją, w tym w lecznictwie i medycynie.

Na końcu jest postulat, by zwiększyć finansowanie cyfrowej transformacji sektora ochrony zdrowia. Brzmi znajomo, bo któż nie chciałby mieć więcej pieniędzy do wydania, ale w przeciwieństwie do olbrzymiej większości podobnych, ten jest dobrze umotywowany.

Jan Cipiur, dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: służba zdrowia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »