Wielka Brytania na pasie wolnego ruchu

"Cameron własnoręcznie stworzył warunki dla Europy dwóch prędkości - Wielka Brytania będzie odtąd na pasie wolnego ruchu, jeśli w ogóle pozostanie na drodze".

Brytyjska prasa analizuje weto premiera Davida Camerona

Oceny motywów i skutków decyzji brytyjskiego opremiera są diametralnie rozbieżne. Dyktuje je tradycyjny podział brytyjskiej prasy na prawicę i lewicę. Po jednej stronie "Times" i "Daily Telegraph" chwalą zdecydowanie premiera, postawionego ich zdaniem w sytuacji bez wyjścia przez nieustępliwych Niemców, Francuzów i brukselskich biurokratów. Po drugiej "Guardian" i "Independent" oburzają się na krótkowzroczność i egoizm Camerona, które pozostawiły Londyn w całkowitej izolacji. "Brytania pozostała bez przyjaciół w Europie", "Cameron pozostawił po sobie wrażenie, że Wielka Brytania chciała być częścią Europy tylko i wyłącznie na własnych, samolubnych warunkach" - twierdzi w artykule redakcyjnym "The Independent". Tymczasem "The Daily Telegraph" w swoim artykule redakcyjnym pisze: "zepchnięty do narożnika David Cameron podjął odważną decyzję". "Skończyła się droga, jaką od dziesięcioleci posuwały się w Europie brytyjskie rządy". "Status quo przestało być możliwą opcją. Wielka Brytania nie może być nadal niechętnym pasażerem, podczepionym pod europejski ekspres". Jeśli słuchać "Daily Telegrapha" - "Premier oddał swemu krajowi nieocenioną usługę." Jeśli "Independenta" - "Cameron własnoręcznie stworzył warunki dla Europy dwóch prędkości - Wielka Brytania będzie odtąd na pasie wolnego ruchu, jeśli w ogóle pozostanie na drodze".

Reklama

_ _ _ _ _

OPINIE

Komentatorzy ostrożnie oceniają wyniki unijnego szczytu w Brukseli, przeważają jednak oceny krytyczne. Na zakończonym wczoraj spotkaniu większość europejskich liderów zdecydowała się na ściślejszą integrację gospodarczą i dyscyplinę finansową. 23 kraje, do których dołączą kolejne trzy, chcą więc podpisać umowę międzyrządową i tylko Wielka Brytania pozostanie poza nowym klubem.

Europejscy przywódcy mieli na tym szczycie znaleźć sposób na uratowanie strefy euro już teraz, a znaleźli tylko 200 miliardów euro pożczyki dla bankrutów, a potem zajęli się reformami. Te ustalenia nie przekonują Fredrika Erixona z Europejskiego Centrum Międzynarodowej Ekonomii Politycznej w Brukseli. "To nie wystarczy, by uspokoić rynki i zwalczyć kryzys. To kupowanie czasu, może dobry początek, ale potrzeba o wiele więcej" - dodał ekspert.

Jeszcze bardziej krytyczny jest Hugo Brady, ekspert londyńskiego instytutu badawczego, zajmującego się europejską reformą. "To, co się wydarzyło, jest niefortunne. Mieli rozmawiać o kryzysie, a dyskusja zboczyła na inne tory, zupełnie zmieniając europejską politykę" - dodał w rozmowie z Polskim Radiem. Taka umowa międzyrządowa zmienia charakter Unii Europejskiej, bo marginalizuje unijne instytucje. Oznacza też, że w przyszłości kraje mogą regulować kolejne obszary, takie jak na przykład polityka podatkowa, do tej pory nieregulowana na poziomie unijnym. Mogą też pojawić się też problemy, bo trzeba będzie napisać nowy traktat - dla 26 krajów.

_ _ _ _ _

BBS przewidywał

Premier David Cameron nie pójdzie na konfrontację z przywódcami strefy euro ws. planów utworzenia unii fiskalnej, ponieważ potrzebuje politycznych sojuszników do obrony brytyjskiego rabatu - uważał polityczny korespondent BBC Nick Robinson.

Cameron jest świadom, że nawet jeśli UE zdoła ocalić euro, a jemu samemu uda się +zabezpieczyć+ interesy City, cokolwiek by to miało znaczyć w praktyce, to następna debata zbliżająca się szybkimi krokami dotyczyć będzie unijnego budżetu (na lata 2014-20) i co za tym idzie brytyjskiego rabatu" - zaznaczył komentator BBC.

"To jest powód, dla którego dyplomaci zawsze doradzają członkom rządu, by nie wdawali się w (bieżącą) walkę, która nie jest im potrzebna i której nie mogą wygrać. Widzą potencjalny spór dopiero się zarysowujący, wymagający budowy sojuszów na odpowiednio wczesnym etapie" - dodał.

W ten sposób Robinson interpretował wypowiedź byłego ministra finansów za rządów Margaret Thatcher Nigela Lawsona, który sądzi, że obecna sytuacja w strefie euro nie sprzyja występowaniu przez Londyn z nowymi żądaniami pod adresem Europy. Tego samego zdania jest minister sprawiedliwości w rządzie Camerona Ken Clarke.

W marcu br. przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso zaproponował W. Brytanii rekompensatę w wysokości 25,2 mld euro w latach 2014-20 w zamian za odejście od dotychczasowych zasad przyznawania rabatu ze wspólnego budżetu UE.

Rabat wynegocjowała w 1984 r. ówczesna premier Margaret Thatcher, argumentując, że Londyn w proporcji na jednego mieszkańca jest obciążony składką bardziej niż Niemcy i Francja, które dostają wyższy od Brytyjczyków zwrot z unijnej kasy w formie subsydiów i dopłat w ramach Wspólnej Polityki Rolnej.

Obecnie brytyjski rabat przekłada się na ok. 3,2 mld euro rocznie. Komisja Europejska przyjęła pod koniec czerwca br. projekt nowego budżetu, krytykowany przez brytyjską prasę i eurosceptycznych polityków jako nierealistyczny. W. Brytania jest jednym z sygnatariuszy listu pięciu płatników netto (obok Francji, Niemiec, Holandii i Finlandii) z grudnia ub.r., domagającego się zamrożenia wydatków UE na poziomie z 2013 r.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: 'Pasy' | "Ruch" | 'Ruch'
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »