Wielki kryzys żywnościowy

Czy światowa gospodarka zabrnęła w ślepą uliczkę? Na bolesny dla krajów rozwiniętych amerykański kryzys subprime nakłada się dużo groźniejszy globalny kryzys żywnościowy Dopiero razem mogą zagrozić globalnemu rozwojowi gospodarczemu i doprowadzić do wojen, które przeobrażą obraz współczesnego świata. Wojen oczekuje w każdym razie ONZ, a coraz poważniej obawiają się IMF i Bank Światowy.

Czy światowa gospodarka zabrnęła w ślepą uliczkę? Na bolesny dla krajów rozwiniętych amerykański kryzys subprime nakłada się dużo groźniejszy globalny kryzys żywnościowy  Dopiero razem mogą zagrozić globalnemu rozwojowi gospodarczemu i doprowadzić do wojen, które przeobrażą obraz współczesnego świata. Wojen oczekuje w każdym razie ONZ, a coraz poważniej obawiają się IMF i Bank Światowy.

Po wzroście cen żywności o około 40 proc. od połowy 2007 roku do zamieszek doszło już w Kamerunie, Burkina Faso, Nigrze, Indonezji, na Filipinach, w Mongolii, na Haiti i w Egipcie. Fala protestów może rozszerzyć się na pozostałe kraje południowej części globu, a to może doprowadzić do destabilizacji politycznej znacznej części świata.

Kto się boi?

Czas na przedstawienie graczy na światowej scenie gospodarczej. Graczy - państw, graczy - koalicji państw, graczy - międzynarodowych korporacji i w końcu graczy - organizacji międzynarodowych, zmierzających do zapobieżenia bądź wprost odwrotnie, do rozbudzenia kryzysu gospodarczego w makroskali. Rzecz w ratowaniu swojej pozycji rynkowej na arenach najsilniejszych gospodarek świata, bądź zbudowaniu jej w związku z nadchodzącym przełomem. Głównymi graczami są więc przede wszystkim Stany Zjednoczone, których administracja oraz główni ekonomiści otwarcie mówią o recesji, kraje Unii Europejskiej, Japonia, Chiny i Rosja, tworząca kartel producentów gazu ziemnego na wzór innego autora kryzysu - państw OPEC. Przestrzegająca przed kryzysem Organizacja Narodów Zjednoczonych wzywa bogate państwa do natychmiastowej pomocy kierowanej do krajów Afryki, Azji Południowo-Wschodniej i Ameryki Łacińskiej. Kartki na podstawowe produkty żywnościowe wprowadza także administracja rosyjska w azjatyckich regionach Rosji.

Reklama

Ale to nie wezwanie ONZ przekonało George'a Busha, prezydenta USA, do wyasygnowania z kasy państwowej 200 mln dolarów na nadzwyczajną pomoc żywnościową dla krajów Afryki i innych zagrożonych brakiem żywności regionów świata, ale apel szefów sektorów finansowych i rozwojowych większości rozwiniętych krajów świata, które to kraje są znaczącymi partnerami handlowymi USA, oraz szefów dwóch najważniejszych z punktu widzenia USA instytucji finansowych, czyli Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. W jaki sposób kryzys żywnościowy krajów najuboższych wpłynie na poziom rozwoju gospodarczego północnych gospodarek? Dyrektor zarządzający IMF Dominique Strauss-Kahn wyjaśnia to w ten sposób - jeśli wysokie ceny artykułów żywnościowych doprowadzą do głodu setki tysięcy osób, zakłócą światową wymianę handlową, a to w ostatecznej konsekwencji spowolni silne gospodarki.

Gospodarki, które i tak narażone są na kłopoty związane z amerykańskim kryzysem sektora bankowego. Robert Zoellick, prezes Banku Światowego, podobnie tłumaczy konieczność pomocy najbiedniejszym krajom świata. Obu instytucjom wtóruje Ban Ki-moon, sekretarz generalny ONZ, który przestrzega, że "ten kryzys, jeśli najsilniejsze państwa nie zajmą się nim we właściwy sposób, może spowodować kaskadę innych i stać się wielowymiarowym problemem, dotykającym wzrostu gospodarczego, postępu społecznego, a nawet bezpieczeństwa politycznego na całym świecie".

Gospodarki na gazie

Po szczycie UE - Japonia, kraje europejskie i azjatycka potęga zgodziły się nawet na odstąpienie od Protokołu z Kioto (wygasającego za cztery lata), który wymusza na krajach rozwiniętych ograniczanie emisji gazów cieplarnianych do atmosfery i zastąpienie go "elastycznym i uczciwym porozumieniem". Powodem są zagrażające globalnemu rozwojowi gospodarczemu wzrastające ceny żywności i ropy naftowej.

I właśnie w ropie naftowej można dopatrywać się początków kryzysu żywnościowego - OPEC, po rozpoczęciu otwartej wojny USA z krajami arabskimi, postanowiła nie zmieniać cen ropy ani nie zwiększać jej wydobycia. Kilkuletni trend wzrostowy cen paliw kopalnych wymusił na bogatych gospodarkach inwestycje w rozwój biopaliw produkowanych m.in. z kukurydzy i rzepaku. To podniosło ceny tych roślin i jednocześnie zmniejszyło areał ziem przeznaczonych pod uprawę zbóż i roślin jadalnych.

Czy ceny ropy naftowej mogą się przyczynić do recesji w skali całego świata? Nobuo Tanaka, dyrektor Międzynarodowej Agencji Energii powiedział podczas Międzynarodowego Forum Energetycznego w Rzymie, że to oczywiste. Dodał również, że jeśli chodzi o kryzys i jego przyczyny właśnie wzrostu cen ropy należy się obawiać w pierwszej kolejności. Szczególnie, że baryłka ropy na nowojorskiej giełdzie zdrożała ostatnio do rekordowych 117,83 dolarów po informacji Royal Dutch Shell, że z powodu ataków rebeliantów zmniejsza się produkcję w Nigerii o prawie 170 tys. baryłek dziennie.

Na domiar złego potentat na arenie międzynarodowej w produkcji gazu ziemnego, Rosja, przygotowuje umowę - traktat zawiązujący organizację na wzór OPEC, zrzeszającą kraje eksporterów gazu ziemnego. Początkiem istnienia OGEC ma być VII sesja Forum Państw Eksporterów Gazu planowana na czerwiec. Powstałe w 2001 roku GECF (Forum Państw Eksporterów Gazu) skupia 16 krajów posiadających duże złoża błękitnego paliwa, w tym Rosję, Iran, Katar, Wenezuelę i Algierię. Spośród największych producentów gazu do organizacji nie należy tylko Norwegia, która ma status obserwatora. Łącznie wszystkie te kraje posiadają 73 proc. światowych złóż tego surowca i odpowiadają za niemal połowę jego światowego eksportu. Sam pomysł nie jest autorstwa gospodarzy Kremla. Powołanie organizacji zaproponował w styczniu ub. roku duchowy i polityczny przywódca Iranu, ajatollah Ali Chamenei. Pomysł utworzenia takiego kartelu niepokoi Unię Europejską, która importuje ponad połowę zużywanego przez siebie gazu. Inicjatywie tej ostro sprzeciwiają się także Stany Zjednoczone.

Pekin na Czarnym Lądzie

W niepokojach społecznych związanych z rozwarstwieniem między bogatymi krajami północy świata i biednymi krajami południa swoją szansę dostrzegły Chiny, które już od dekady prowadzą żywiołową ekspansję w Afryce. Chiny pomagają relatywnie młodym afrykańskim republikom - ale nie wszystkim. Na liście ulubieńców Pekinu znajdują się niemal wyłącznie kraje bogate w zasoby naturalne, czyli ropę, uran, miedź, kobalt, żelazo oraz drewno. Dzięki pomocy i inwestycjom Chiny dążą do zwiększenia swoich wpływów politycznych, uzyskania poparcia dla polityki "jednych Chin" np. na forum ONZ i wykreowania się na potęgę światową. W ramach tej pomocy chiński rząd zobowiązał się m.in. do utworzenia wspólnego funduszu na rzecz rozwoju w wysokości 5 mld dolarów. Jego głównym celem jest jednak wspieranie chińskich przedsiębiorstw w dalszych inwestycjach w Afryce, co w sposób mocny wiąże pomoc Państwa Środka z inwestycjami na kontynencie.

Dlatego zresztą Parlament Europejski debatował na koniec kwietnia nad raportem dotyczącym uzależniania Afryki przez Pekin, które jest zagrożeniem dla rozwoju, gospodarki, środowiska i bezpieczeństwa Czarnego Kontynentu, zaś przede wszystkim dla interesów Unii Europejskiej w tym regionie. PE wezwał wszystkie bez wyjątku kraje członkowskie Unii do reakcji na chińską działalność w Afryce.

PAWEŁ PIETKUN

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: Chiny | Bank Światowy | kryzys żywnościowy | kryzys | świata | forum | OPEC | USA | globalny kryzys | ONZ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »