W skrócie
- Rząd powołał zespół do opracowania strategii zwiększenia udziału polskich firm w kluczowych inwestycjach.
- Eksperci podkreślają rolę dobrze zaprojektowanych zamówień publicznych w budowaniu silnych, lokalnych przedsiębiorstw.
- Zwracają uwagę na to, by nie wpaść w pułapkę. Z jednej strony nie dać możliwości do łatwego "oszukania systemu", a z drugiej nie dać pola do postawienia zarzutów złamania unijnych reguł.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
- Local Content to nie tylko jeden z priorytetów rządu - to fundament nowoczesnej polityki gospodarczej. Pracujemy nad kompleksowym katalogiem rozwiązań, który jasno zdefiniuje, czym jest local content, jak go osadzamy w porządku prawnym i jak przekładamy na konkretne działania regulatorów, resortów i spółek z udziałem Skarbu Państwa. To program, z którym osobiście się identyfikuję, bo wykracza poza kadencyjność i zakres jednego ministerstwa. Jeśli dobrze go przygotujemy, stanie się trwałym ekosystemem wspierającym rozwój Polski na lata - mówił minister Aktywów Państwowych Wojciech Balczun, podczas kongresu Horizon_CEE.
Minister aktywów państwowych powołał zarządzeniem zespół do spraw udziału krajowych firm w kluczowych dla państwa inwestycjach.
W dokumencie wskazano, że do zadań zespołu będzie należeć "zdefiniowanie pojęcia komponentu krajowego w kluczowych procesach inwestycyjnych", czyli udziału polskich firm w strategicznych dla państwa inwestycjach. Zespół ma też zidentyfikować sektory gospodarki, w ramach których będą realizowane kluczowe inwestycje wymagające jak najszerszego angażowania firm krajowych "z uwzględnieniem wytycznych wynikających z obowiązujących strategii rozwoju, programów i dokumentów programowych oraz polityk publicznych rządu oraz Unii Europejskiej".
Chodzi o zwiększanie udziału polskich firm i komponentów w łańcuchach dostaw przy kluczowych inwestycjach prowadzonych przez spółki z udziałem Skarbu Państwa.
Z zapowiedzi ministra wynika, że zespół ma także określić metodologię pomiaru udziału komponentu krajowego, zaproponować zmiany w aktach prawnych.
Francuzi i Niemcy specjalizują się w promowaniu swoich firm
Kierunek tych działań jest oczywisty, ale przedstawiciele rynku radzą nie iść zbyt mocno w kwestie definicyjne i wskazują kluczowe elementy do tego, by local content zastosować w praktyce i uniknąć pułapek.
- Zawsze duży program inwestycyjny jest unikalną szansą, żeby przy tej okazji powstały silne firmy lokalne. Wiele krajów, które przeprowadzały duże programy inwestycyjne, jednocześnie stworzyło przy tej okazji silne firmy. Przykładem są Hiszpanie, którzy w ramach dużych inwestycji infrastrukturalnych zbudowali potężne firmy budowlane. Duńczycy przy swoich offshore zbudowali duże firmy, które w tym obszarze działają. W Niemczech przy inwestycjach kolejowych promowane są firmy lokalne jak Siemens. We Francji, gdy powstawały koleje dużych prędkości, wiodącą firmą był Alstom. Dlatego duże inwestycje, które nas czekają są szansą, którą trzeba wykorzystać. Przy tej okazji firmy zyskują źródło przychodów, które pozwala im więcej inwestować w produkty, usługi, organizację. Przy czym w tej sytuacji nie powinny się ukierunkować wyłącznie na rynek krajowy - trzeba myśleć też o ekspansji zagranicznej - mówi Interii Paweł Borys, partner zarządzający MCI Capital, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju w latach 2016-2024.
Jak zauważa, w Polsce przez ostatnie 20 lat to się nie udawało.
- Przy dużych programach drogowych polskie firmy budowlane zostały zdziesiątkowane. Gdy byłem prezesem PFR, ledwo udało się uratować PESĘ przed upadłością. W dużych inwestycjach energetycznych było podobnie. Wynikało to z patologii dotyczących kar umownych w zamówieniach publicznych, które były irracjonalne. Zamawiający nie patrzyli na relacje partnerskie, tylko na to, jak się zabezpieczyć w sposób skrajnie niebezpieczny dla wykonawców. To się na szczęście później trochę zmieniło. Kilka lat temu znowelizowano prawo zamówień publicznych. A to właśnie zamówienia publiczne są olbrzymią dźwignią dla rozwoju local content. To podstawowy instrument. Dlaczego nie mamy porządnych firm w zbrojeniówce? Bo nie ma stabilnych zamówień dla polskich sił zbrojnych. Pamiętam, że jako prezes PFR latami walczyłem o to, żeby WB Electronics dostała kontrakt. Dopiero gdy wybuchła wojna w Ukrainie, to się to wydarzyło - mówi Paweł Borys.
Ryzyka regulacyjne i granice definicji polskości
Zdaniem Marka Kowalskiego, przewodniczącego Federacji Przedsiębiorców Polskich, klucz jest w odpowiednim podejściu do stosowania zamówień publicznych.
- Największa przestrzeń do kształtowania pozycji polskich firm jest w systemie zamówień publicznych. Tam można uruchomić mechanizmy chroniące oraz promujące poprzez takie wymogi jak rozliczenia w złotych, zajmowanie kluczowych stanowisk menedżerskich przez osoby posługujące się językiem polskim, zatrudnienie w oparciu o umowy o pracę, polskie licencje. Przy czym trzeba to robić tak, żeby wyeliminować łatwe obchodzenie tych wymogów, polegające np. na kupnie polskiej firmy przez firmę zagraniczną tylko po to, by spełnić jakieś kryterium. Można też uwzględnić ślad węglowy w strukturze dostaw - jeśli coś jedzie z zagranicy, to ślad będzie wyższy, niż gdy jedzie z Gdańska do Warszawy. Tych narzędzi jest sporo - mówi Interii Marek Kowalski, przewodniczący FPP.
Jednocześnie dodaje, że niestety nie mamy wypracowanej kultury zamówień publicznych na odpowiednim poziomie, bo kadry u zamawiających nie są wystarczająco przygotowane i najczęściej powielają automatycznie zamówienia sprzed lat. - Ale tu błąd jest w stosowaniu ustawy, a nie w samej ustawie. Natomiast sztywne zapisanie, że trzeba wypracować określony procent lokal contentu jest w praktyce nierealne. Po pierwsze dlatego, że nie wiemy, jaka będzie struktura zamówienia. Polska nie produkuje wszystkiego, są rzeczy, które i tak musimy kupować z zewnątrz - mówi szef FPP.
Jego zdaniem nie powinniśmy iść w kierunku definiowania polskiej firmy. - Przy ustalaniu kryteriów rozbijemy się o kolejne rafy, samo pochodzenie kapitału to za mało, kraj rejestracji spółki łatwo obejść, jeśli płacenie podatków - to od razu nasuwa się pytanie - czy zapłacenie 10 mln zł, 100 mln zł czy 500 mln zł, czy jaka kwota jest wystarczająca i przez jaki czas płacona? Kolejne pytania i wątpliwości można mnożyć niemal w nieskończoność. Dlatego trzeba doprecyzować i dostroić istniejące regulacje, a nie tworzyć nowe, które nie będą skuteczne - mówi Kowalski.
Ekosystem inwestycji - jak nie zmarnować szansy na rozwój polskich firm
W opinii szefa FPP założenia zapisane w zarządzeniu MAP są daleko idące. - Co prawda jest zapis, że te reguły, które mają być wypracowane, muszą być zgodne z prawem krajowym i unijnym, ale mamy wspólny rynek i tworzenie sztywnych zapisów jest moim zdaniem ryzykowne. Trzeba mieć na uwadze, że dotykamy bardzo ważnego i delikatnego obszaru na organizmie mocno obwarowanym regulacyjnie. Dlatego moim zdaniem proste wykluczenie firm zagranicznych jest ryzykowne prawnie. Każde twarde zapisy narażają nas na reakcje z innych państw, Unii Europejskiej i nie zapominajmy, że jest też WTO. Przykładem konsekwencji jest choćby wyrok ETS w sprawie Kolin - ostrzega szef FPP.
Jego zdaniem, mamy system zamówień publicznych, który budowaliśmy przez lata i to powinno być główne narzędzie, na którym powinniśmy się opierać. - Oczywiście jest cała grupa firma funkcjonujących poza zamówieniami publicznymi, ale wówczas po to, by dostawcy mogli się poruszać jednym schematem warto stworzyć regulaminy, oczywiście nie tak sztywne jak przy zamówieniach publicznych, ale spójne - zaznacza Kowalski.
Według Kamila Sobolewskiego, głównego ekonomisty Pracodawców RP, działaniom MAP przyświeca absolutnie ważny, wręcz priorytetowy cel gospodarczo-społeczny: umiejętne strumieniowanie zamówień publicznych i zamówień spółek z udziałem sektora publicznego.
- Te zamówienia mają potencjał pobudzić krajowe inwestycje, budowę zdolności wytwórczych, dzięki którym potrzeby inwestycyjne w energetyce czy obronności będą zaspokajane na bazie produkcji krajowej, a nie zagranicznej. To może być koło zamachowe gospodarki, początek lawiny inwestycji i rozwijania konkurencyjności gospodarki: zwycięzca jednego przetargu wybierze poddostawców, którzy będą też musieli zbudować moce produkcyjne w kraju, aby dostarczać komponenty do realizacji zamówienia. To może być też fundament bezpieczeństwa gospodarczego kraju i stabilności dostaw niezależnie od warunków - uważa Kamil Sobolewski.
Jak zaznacza, MAP może zrobić dużo dobrego, tworząc najlepsze praktyki. - Najlepsze praktyki powinny pozostawiać decyzyjność w rękach zarządów spółek, szczególnie tych z inwestorami mniejszościowymi, ale pokazywać bezpieczną ścieżkę postępowania, która napędzi polską gospodarkę, pozwoli uniknąć sprytnych sposobów na oszukanie systemu, a z drugiej strony ograniczy ryzyko, np.: umiejętnie uwzględni praktyki unijne, gdzie wspólny rynek jest na sztandarach, ale w praktyce bywa ograniczany. Mam nadzieję, że w pracach zespołu złożonego z przedstawicieli ministerstw, GUS, UZP i ARP, znajdzie się miejsce na konsultacje ze środowiskiem ekonomistów i przedsiębiorców - argumentuje główny ekonomista Pracodawców RP.
Przedstawiciele rynku podkreślają wagę procesu zamówień publicznych.
- W Stanach Zjednoczonych państwo nie jest właścicielem czempionów, ale działa świetny system zamówień publicznych. Poprzez długoterminową współpracę w ramach zamówień niesamowicie rozwija się sektor prywatny. Duże firmy zbrojeniowe francuskie czy niemieckie - one też wyrosły w oparciu o zamówienia publiczne. Umiejętne zarządzanie zamówieniami publicznymi może być olbrzymią dźwignią do rozwoju local content i dużych polskich firm - mówi Borys.
Jak podkreśla, Niemcy czy Francja rozgrywają takie inwestycje na poziomie standardów i wymogów technicznych, które są wpisywane w projekty. Wymogi i kryteria są tak ustalane, by automatycznie premiować lokalnych wykonawców.
- Branże kluczowe były już wielokrotnie definiowane - choćby w planie Morawieckiego: lotnictwo, technologie, inne sektory z potencjałem. Kierunek wspierania konkretnych branż i budowania wokół nich ekosystemów to nie jest nic nowego. Jest słuszne podejście i dobrze, jeśli będzie kontynuowane - podsumowuje były szef PFR.
Marek Kowalski ma jednocześnie zastrzeżenia co do tego, kto powinien wyznaczać kierunki tych działań w kontekście największych inwestycji, jakie przed nami stoją.
- Myślę, że MAP nie jest właściwym miejscem na pracę nad wypracowaniem przewag polskich przedsiębiorców w ramach realizacji dużych inwestycji takich jak elektrownia jądrowa, CPK, offshore czy też infrastruktura militarna. Mamy przecież dedykowane temu ministerstwo rozwoju. To jemu podlega urząd zamówień publicznych i to właśnie to ministerstwo ma wyspecjalizowane kadry do takiego opracowania. Uważam, że złą tradycją staje się ostatnio to, że tymi samymi sprawami ma zajmować się kilka ministerstw. Powoduje to tylko i wyłącznie zamieszanie - komentuje przewodniczący Federacji Przedsiębiorstw Polskich.
Monika Krześniak-Sajewicz














