Właściciele fotowoltaiki grożą strajkiem. "Wybierzemy słoneczny dzień, niech zobaczą"
Właściciele fotowoltaiki mają dość niekorzystnego systemu rozliczeń. Prosumenci mówią, że w godzinach szczytu stawki za energię są minusowe, co oznacza, że oddają prąd za darmo. Mimo obietnic z kampanii, że system zostanie zmieniony, czują się niesłuchani, dlatego zaczęli grozić strajkiem. Jeżeli nic się nie zmieni, nie wykluczają, że w zorganizowany sposób odłączą swoje instalacje od systemu.
Obecny system rozliczeń net-billing zastąpił net-metering, oparty na systemie opustów, wraz z początkiem kwietnia 2022 r. Polega on na tym, że prosument sprzedaje nadwyżki wyprodukowanej przez siebie energii, a w razie potrzeby ją kupuje. Nie dostaje on jednak pieniędzy do ręki, a rozliczenia następują za pośrednictwem konta prosumenckiego, z którego następuje zakup energii.
Poprzednia metoda zakładała, że prosument rozliczał się z energii ilościowo. Za jedną jednostkę energii wprowadzoną do sieci mógł pobrać za darmo 0,8. Przy większych instalacjach stosunek ten wynosił 1 do 0,7. Net-metering był korzystniejszy dla prosumentów, ponieważ sieć była traktowana jako wirtualny magazyn energii, z którego prosument mógł zaopatrzyć się w energię w każdym momencie w przypadku niedoboru.
Wśród 1,4 mln prosumentów w Polsce narasta niezadowolenie z powodu mniej korzystnego systemu rozliczeń. Niedawno w mediach społecznościowych założyli grupę, w której dzielą się swoimi doświadczeniami - podaje portalsamorzadowy.pl. Grupa liczy już około 2 tys. członków.
Rozczarowani właściciele fotowoltaiki mówią wprost, że w godzinach szczytu stawki za energię są minusowe, co oznacza, że oddają ją za darmo. - Jestem niestety w net-billing. Obecny system jest totalnie niekorzystny, stawki za sprzedaż wytworzonej energii są karygodne. To jest w ogóle obecnie nieopłacalne - napisał jeden z uczestników grupy, cytowany przez "PS".
Sytuacja właścicieli fotowoltaiki ma być tak zła, że rozważają oni przeprowadzenie strajku - nie wykluczają najbardziej radykalnego ruchu, jakim byłoby grupowe odłączenie od sieci, co spowodowałoby, że z ich prywatnych instalacji nie popłynęłaby do niej żadna energia. - Wybierzmy słoneczny dzień i wyłączmy wszyscy instalacje na 10 minut. Niech rządzący zobaczą, że nie żartujemy - napisała jedna z członkiń grupy.
Eksperci mówią, że mogłoby to spowodować przejściowe problemy dla osób korzystających z energii elektrycznej, ale blackout na wielką skalę raczej nam nie grozi. - Gdyby operator systemu tego nie wiedział wcześniej, to byłby poważny kłopot. Ale jeśli dotyczyłoby to tylko jakiejś części z nich, to wielkiego kłopotu by w tym momencie nie było i odbiorcy by tego nie zauważyli - uważa dr inż. Marcin Fice z Politechniki Śląskiej w rozmowie z portalemsamorzadowym.pl.
W lutym ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska zapewniła, że w resorcie trwają prace nad zmianą w sposobie rozliczania prosumentów w taki sposób, aby był on dla nich korzystniejszy. Jednak, jak podkreśliła, powrotu do starych rozwiązań nie będzie.