Włosi opłakują raj utracony

Dynamiczny rozwój niektórych małych i średnich przedsiębiorstw włoskich już nie wystarcza, by podnieść gospodarkę. Spadek wzrostu gospodarczego, ducha rywalizacji i poczucia wartości przyczynił się do kryzysu na półwyspie Apenińskim.

Dynamiczny rozwój niektórych małych i średnich przedsiębiorstw włoskich już nie wystarcza, by podnieść gospodarkę. Spadek wzrostu gospodarczego, ducha rywalizacji i poczucia wartości przyczynił się do kryzysu na półwyspie Apenińskim.

Bez wątpienia, dla wielu turystów Włochy są synonimem piękna, miłości i sztuki. "La vita e bella", jakby to powiedział słynny włoski reżyser Roberto Benigni. Tymczasem według samych Włochów, życie wcale nie jest takie piękne. Przyczyną jest ciężka sytuacja ekonomiczna kraju, która przejawia się m.in. nieustępującą inflacją, wysokim długiem publicznym, wynoszącym 106,6 proc. PKB, niemalże 8-proc. utratą udziałów na rynku i spadkiem eksportu. Pomimo faktu, że poziom zatrudnienia wzrasta nieustannie od 2001 (około 1,4 proc. rocznie), a wartość majątku ulokowanego w nieruchomościach przewyższa ośmiokrotnie wartość rocznej produkcji kraju, Włosi, którzy wzbogacili się szybciej niż mieszkańcy sąsiadujących krajów, nie inwestują już w swój przemysł, co nie jest dobre dla gospodarki kraju.

Reklama

Pytanie, które od razu nasuwa się na usta, brzmi: czy to tylko przelotny problem, z którym Włochy szybko się uporają, czy raczej jakiś poważniejszy kryzys? Zdania są podzielone. Według Stefano Zavattaro, dyrektora firmy inwestycyjnej Sigefi z Mediolanu, to coś bardziej poważnego, ponieważ Włochom wciąż brakuje nowoczesnych infrastruktur, do tego rynek usług jest niedostatecznie rozwinięty. Poza tym kraj jest podzielony na bogatą Północ i biedniejsze Południe, co pogłębia kryzys.

Z kolei Aldo Bonomi, włoski socjolog, twierdzi, że kryzys ustanie, jeżeli Włochy zdołają zmodernizować system, oparty głównie na działalności mikroprzedsiębiorstw. Obecnie we Włoszech, mikroprzedsiębiorstwa stanowią 99 proc. wszystkich firm, zatrudniają 3 miliony osób i wytwarzają 38 proc. całego dochodu państwowego. Zdaniem specjalisty, to właśnie te firmy, które nie potrafiły stawić czoła konkurencji napływającej ze wschodu i z Azji, ani wprowadzeniu euro, stanowią epicentrum kryzysu.

Nie oznacza to jednak, że na półwyspie Apenińskim nie ma prosperujących firm. Przykładem mogą być: Bremo (hamulce samochodowe), Technogym (wyposażenie sportowe), Campari (alkohol), czy Tod`s (ekskluzywne obuwie), z tym że nie są to małe firmy, a międzynarodowe giganty.

Przepis na sukces

Należy zachęcić włoskie mikroprzedsiębiorstwa do inwestowania w plany modernizacyjne i w nowoczesne technologie, tak jak to zrobił np. Alberto Tripi, założyciel firmy Cos, odpowiednika amerykańskiego IBM. Obecnie firma zatrudnia 17 tys. osób, a dochód przekracza miliard euro. Prawdziwe "success story". Przedsiębiorcy nie powinni również obawiać się zagranicznych inwestycji i ewentualnych fuzji, które mogłyby pomóc w zwiększeniu konkurencyjności włoskich firm na światowej arenie.

Problem w tym, że poza niektórymi wyjątkami, Włosi, którzy bardzo ucierpieli z powodu braku polityki przemysłowej z prawdziwego zdarzenia, tak naprawę nie wierzą w duże przedsiębiorstwa. A szkoda, bo właśnie głównie te przedsiębiorstwa mogą przyczynić się do narodzin dziewiątego cudu ekonomicznego we Włoszech.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Włochy | firmy | Włosi | kryzys
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »