Woda droższa od ropy

Pod hasłem: "Nasze bogactwa pozostają u nas" w Santa Cruz, najbogatszym naftowo-rolniczym regionie Boliwii, najbiedniejszego kraju Ameryki Południowej, odbywało się w niedzielę referendum, które doprowadzi prawdopodobnie do gospodarczej secesji.

Pod hasłem: "Nasze bogactwa pozostają u nas" w Santa Cruz, najbogatszym naftowo-rolniczym regionie Boliwii, najbiedniejszego kraju Ameryki Południowej, odbywało się w niedzielę referendum, które doprowadzi prawdopodobnie do gospodarczej secesji.

Boliwijskie media nazwały 4 maja "historycznym dniem", ponieważ ma on rozpocząć proces politycznego i gospodarczego decentralizowania administracji kraju, który miałby udaremnić realizowane przez prezydenta-Indianina, Evo Moralesa, plany lewicowych reform. Ich celem jest zapewnienie "bardziej równomiernej" dystrybucji dochodu narodowego dla podniesienia poziomu życia biednej ludności indiańskiej.

Według wszystkich sondaży w referendum, które Organizacja Państw Amerykańskich uznała oficjalnie za nielegalne, 70 proc. jego uczestników opowie się za przyjęciem przez prowincję Santa Cruz szerokiej autonomii.

Reklama

W Santa Cruz de la Sierra, największym mieście Boliwii liczącym milion mieszkańców (głównie białych i Metysów), w którego centrum wznoszą się nowoczesne, szklane wysokościowce, panuje od kilku dni wielkie napięcie. Zwolennicy prezydenta i jego partii - Ruchu na Rzecz Socjalizmu, głównie ludność napływowa zamieszkująca dzielnicę biedoty o nazwie Plan 3000, zapowiedzieli bojkot referendum "zorganizowanego przez bogatą oligarchię", jak głoszą napisy na murach.

Podczas gdy zwolennicy autonomii odrzucali na wiecach w centrum Santa Cruz oskarżenia, jakoby "działali egoistycznie na szkodę najbiedniejszych", specjalni wysłannicy prasy europejskiej ostrzegają przed rozpadem Boliwii, który zapoczątkuje referendum. W czerwcu zapowiedziano bowiem podobne głosowania w trzech pozostałych bogatych (dzięki gazowi) regionach kraju: Beni, Pando i Tarija.

Wielki madrycki dziennik "El Pais" napisał w w korespondencji z Santa Cruz: "Skutki referendum pogłębią przepaść rasową, polityczną i społeczną otwierającą się w Boliwii i nikt nie będzie w stanie zatrzymać tego procesu".

Morales kilka dni wcześniej, z okazji 1 maja, ogłosił kilka decyzji zmierzających do dalszej renacjonalizacji kluczowych sektorów gospodarki - energetyki i telekomunikacji. Prezydent obwieścił m.in. przejęcie przez państwo - na mocy dekretu o wykupieniu większościowego pakietu udziałów - trzech działających w kraju spółek naftowych i gazowych, kontrolowanych dotąd przez kapitał zagraniczny.

Boliwia ma drugie pod względem wielkości po Wenezueli zasoby gazu ziemnego w Ameryce Południowej. Przed dojściem do władzy Evo Moralesa większość rdzennej ludności zamieszkującej centralną, wysokogórską część kraju nie miała dostępu do wody pitnej, która stanowiła własność zagranicznych spółek.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Santa | woda | referendum. | ropa naftowa | referendum
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »