WSJ węgierski kryzys nie jest poważny

Zdaniem redakcji WSJ ostatnie wydarzenia - rozruchy na ulicach Budapesztu - są sygnałem świadczącym nie tylko o problemach politycznych tego kraju, ale również, a może przede wszystkim, o kłopotach ekonomicznych.

Zdaniem redakcji WSJ ostatnie wydarzenia - rozruchy na ulicach Budapesztu - są sygnałem świadczącym nie tylko o problemach politycznych tego kraju, ale również, a może przede wszystkim, o kłopotach ekonomicznych.

Chociaż gospodarka węgierska jest w znacznie gorszej sytuacji niż gospodarki Polski i Czech, zdaniem WSJ, obecne wydarzenia na Węgrzech należy rozpatrywać w aspekcie całego regionu. "Po kryzysach gospodarczych w Ameryce Południowej w latach 90 kraje zza 'żelaznej kurtyny' nie wyciągnęły właściwych wniosków" - pisze gazeta.

Charakterystycznym elementem gospodarek Polski, Czech i Węgier, w ciągu ostatnich lat, był znaczny wzrost gospodarczy. Inwestorzy zagraniczni chętnie lokowali swój kapitał na rynkach tych krajów. Przystąpienie do UE i zapowiedzi szybkiego ich włączenia do strefy euro dodatkowo zwiększały zaufanie inwestorów. "Dzisiaj sytuacja w Europie Wschodniej przypomina tą z lat 90. w Azji Południowo-Wschodniej" - pisze WSJ. Wówczas wysokie stopy procentowe i wzrost gospodarczy spowodował napływ inwestycji do tego regionu świata. Kapitał ten wpłynął na ożywienie rynku kredytowego. Kursy walutowe Tajlandii, Indonezji i Korei Południowej powiązane z dolarem zachęcały banki i firmy tych krajów do zaciągania pożyczek za granicą.

Reklama

Późniejszy wzrost stóp procentowych w krajach wysoko rozwiniętych i odpływ kapitału wywołał kryzys gospodarczy w Tajlandii i innych krajach regionu. Chociaż sytuacja w Europie Wschodniej nie jest identyczna, zdaniem WSJ, istnieje możliwość wystąpienia problemów ekonomicznych podobnych do tych sprzed 10 lat w Azji. Rządy Polski i Czech wydają się kontrolować dochody i wydatki budżetowe. Kraje te w przeciwieństwie do krajów azjatyckich w roku 1997 nie zdecydowały się też na utrzymywanie sztywnych kursów swoich walut względem euro. Węgry przeżywają okres olbrzymiego deficytu budżetowego, który w tym roku wyniesie ponad 10%.

Rząd węgierski podjął działania mające na celu stabilizację sytuacji. Zapowiedziano podwyżkę podatków, redukcję zatrudnienia w sektorze publicznym, zmniejszenie dotacji na edukację oraz wprowadzenie płatnej służby zdrowia. Zdaniem WSJ węgierski kryzys nie jest jeszcze poważny. Kurs forinta względem dolara nie uległ dużej zmianie, a notowania giełdy w Budapeszcie spadły zaledwie o 2,2%. Nie oznacza to jednak, że sytuacja nie może się pogorszyć, szczególnie gdyby do Węgier dołączyły inne kraje regionu. Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że zagraniczni inwestorzy mogą zacząć wycofywać się z tych krajów. Jeżeli proces ten będzie miał charakter lawinowy w krótkim okresie może nastąpić załamanie rynków.

Dziennik zwraca uwagę na jeszcze jeden czynnik, który może mieć poważny wpływ na dalszy rozwój sytuacji. Rynek węgierski jest niezwykle czuły na spadek notowań swojej waluty. Ponad połowa kredytów mieszkaniowych zaciągnięta została w euro oraz frankach szwajcarskich. 60% zobowiązań prywatnych firm i 30% długów rządowych to również kwoty wyrażone w obcych walutach i każda obniżka notowań forinta powoduje dodatkowe obciążenia finansowe zarówno dla sektora publicznego jak też prywatnego.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Czechy | kryzys
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »