Współautor programu PiS: 500 zł na dziecko od marca 2016 roku

- 500 złotych na dziecko to jest konieczny wydatek, który musimy wprowadzić - przekonuje poseł PiS Henryk Kowalczyk.

PAP: Czy już wiadomo, jaki podatek bankowy zostanie wprowadzony, jeśli PiS wygra wybory? To będzie podatek od aktywów, od pasywów, czy może od transakcji?

Henryk Kowalczyk: - W tej sprawie nie ma jeszcze decyzji, bo nie możemy się spotkać w gronie, które mogłoby o tym zadecydować. Na stole są dwie propozycje. Jedna to jest propozycja podatku od aktywów, w wysokości 0,39 proc., druga to jest propozycja od transakcji finansowych.

Pana zdaniem, która jest lepsza?

- Moim zdaniem lepsza jest od aktywów, bo daje więcej przychodów do budżetu. Ale zdaję sobie sprawę, że banki już odprowadzają składkę na BFG.

Reklama

Nie obawia się pan, że taki podatek od aktywów mógłby spowodować jakieś negatywne skutki w systemie bankowym, np. osłabienie akcji kredytowej?

- Jeśli chodzi o sytuację banków, to jest ona wyjątkowo dobra. Nie sądzę, by taki podatek miał na nie jakiś wielki wpływ. W tej chwili banki mają ok. 16 miliardów zysku netto. Taki podatek wręcz może mobilizować banki do większej akcji kredytowej, bo muszą na czymś zarabiać.

Jeśli chodzi o pomysł podatku od pasywów, który pojawił się w mediach, to rozumiem, że tego nie rozważacie?

- Nie wiem, kto to zaproponował, w PiS są tylko te dwa pomysły, o których mówiłem.

Podatek bankowy ma zwiększyć dochody budżetu wobec pomysłów na zwiększanie wydatków?

- Jest to jeden z celów. Poza tym właścicielami 65 proc. banków są podmioty zagraniczne, więc zysk jest transferowany za granicę, a chcemy go trochę zostawić w Polsce.

Jakie macie pomysły, dotyczące podatków? Pojawiał się pomysł podwyższenia kwoty wolnej w PIT. Chcecie coś zmieniać np. w VAT?

- W VAT nie proponujemy żadnych zmian. Najważniejsze tu będzie uszczelnienie tego systemu.

Co chcecie zrobić, by go uszczelnić?

- Docelowo chcemy wprowadzić elektroniczny system fakturowania VAT. Bo dziś główny problem jest taki, że VAT jest wyłudzany, a zanim się urząd skarbowy zorientuje, podmiot, od którego należałoby ściągnąć VAT, jest niewypłacalny. Jest to np. firma zarejestrowana na bezdomnego.

A odwrócony VAT?

- Wydaje mi się, że odwrócony VAT jest błędem. Zadawałem pytanie ministrowi finansów na ostatnim posiedzeniu Sejmu, dotyczące odwróconego VAT i spadku przychodów z VAT. Ten rok jest kolejnym, w którym dramatycznie spadają dochody z VAT. To jest ok. 16 miliardów, jeśli porównać rok do roku. Ten system odwróconego VAT nie sprawdza się.

Czyli trzeba wprowadzić elektroniczną fakturę?

- Na razie przynajmniej od największych firm, jeśli Ministerstwo Finansów nie byłoby gotowe. MF zapowiada bowiem, że to zostanie wprowadzone, ale ostatnio usłyszeliśmy, że będzie to dopiero w roku 2017. Ten termin tak się przesuwa od wielu lat. A taki system umożliwia sprawdzenie, zanim nastąpi zwrot.

A co z PIT? Obniżenie kwoty wolnej?

- To był pomysł pana prezydenta, więc my w naszym pakiecie tego nie proponowaliśmy. Dajemy szansę prezydentowi.

Pan uważa, że to jest dobry pomysł?

- Uważam, że tak, bo nie ma sensu, by ci, co mają najniższe emerytury płacili podatek, a potem szli do opieki społecznej, by dostawać zwrot tych pieniędzy.

Ale jest to zarazem pomoc dla najbogatszych...

- Też, każdy ma tę samą kwotę. Ale zobaczymy, jaki projekt urodzi się u prezydenta.

Jakieś inne propozycje podatkowe?

- Jest propozycja 15-proc. stawki CIT dla małych firm, które mają obroty roczne poniżej 1 miliona 200 tys. euro. Poza tym miałyby prawo zaliczania inwestycji w bieżące koszty roczne, zamiast amortyzacji.

Ale podwyżek podatków nie planujecie?

- Nie, nie chcemy podwyższać podatków.

Rozumiem, że w przyszłej kadencji złożycie projekt prezydenta dotyczący obniżenia wieku emerytalnego, jeśli teraz nie zostanie uchwalony, a tak zapewne się stanie.

- Tak, złożymy taki projekt. Uważam, że podniesienie wieku emerytalnego nic nie dało. Żadnego efektu finansowego. Zapewne wzrosło bezrobocie wśród młodzieży. Rozumiem argumentację premiera Tuska, jak to wprowadzał, że za 30 lat będzie więcej emerytów, niż pracujących. Tylko, że leczenie jest nie w tym kierunku, co trzeba. Nie trzeba skracać czasu emerytury, bo sprowadzając sprawę do absurdu, można by wprowadzić wiek emerytalny 99 lat. Trzeba myśleć o demografii. Żeby było więcej pracujących niż emerytów, trzeba pobudzać demografię. Obecny rząd leczy skutki, a nie przyczyny.

Będziecie proponować tę wersję prezydencką - obniżenie wieku emerytalnego do 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet, bez okresu składkowego?

- Tak, bo okres składkowy niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw. W tej chwili jest mnóstwo ludzi, którzy pracują na śmieciówkach, więc stażu nie udowodnią. Jest też sporo osób, które zaczynały pracę w wieku 18 lat i oni przechodziliby na emeryturę w wieku np. 55 lat. Jeśli np. byśmy uwzględnili postulaty związkowców, by ten czas dla kobiet wynosił 35 lat, mogłoby to być niesprawiedliwe dla tych, którzy mieli przerwę w pracy. W prezydenckim projekcie cenna jest dobrowolność. Zgadzamy się bowiem, że przy tym systemie naliczania emerytur, jaki obowiązuje, kobiety w wieku 60 lat będą miały niższe emerytury. Bzdurą jest, że one będą o 70 proc. niższe, raczej ok. 30 proc. i ok. 10 proc. w przypadku mężczyzn. Tylko wtedy nie mówmy o skutkach budżetowych. Bo albo budżet się nie dołoży i emerytury będą niższe, albo się dołoży i wtedy nie będą wyższe. Dwa skutki nie będą się nakładać.

Ale z tą dobrowolnością może być różnie, bo jak ktoś nabędzie uprawnienia emerytalne, to pracodawca da mu propozycję nie do odrzucenia, by dobrowolnie odszedł na emeryturę

- Nie musi wcale tak być. A zgodnie z badaniami, około połowa ludzi deklaruje chęć pracy dłużej niż do wieku 60/65. To jest bezpieczna ustawa, bo ludzie będą mieli wybór. Są przecież zawody, w których niemożliwe jest, by kobieta pracowała do 67. roku życia. Choćby pielęgniarki. Chyba nie chciałby pan, by zastrzyk w żyłę robiła panu 67-letnia kobieta, której będzie drżała ręka.

Co z frankowiczami? Będziecie chcieli jakoś rozwiązać ten problem?

- Jest pomysł powołania zespołu prezydenta, w którym byliby przedstawiciele banków, kredytobiorców i ewentualnie eksperci. Ten zespół opracowałby ustawę o pomocy frankowiczom. Bo trzeba im rzeczywiście pomóc. Ale też tak pomóc, żeby nie skrzywdzić tych, co mają kredyty w złotówkach.

Ma pan jakąś swoją wizję, jak to mogłoby wyglądać? Wchodzi w grę np. opcja węgierska, czyli przewalutowanie po kursie wzięcia kredytu?

- Tak, też wchodzi w grę, bo wtedy można coś uczciwie komuś zaproponować. Czyli przewalutowanie po kursie z dnia podpisania umowy kredytowej, ale też doliczenie odsetek złotówkowych, które by były w momencie, gdyby ten kredyt był od początku w złotówkach. A one były dużo wyższe, więc każdy powinien podejmować decyzję, czy chce tego przewalutowania. Ale moim zdaniem w ewentualnej ustawie powinien się znaleźć zapis o przewalutowaniu po kursie zawarcia umowy. Ustawa ta powinna też zawierać procedury, żeby kredytobiorca mógł wybrać najbardziej korzystną dla siebie procedurę. Ale to nie jest jeszcze stanowisko klubu.

Czy ustawa o funduszu wsparcia, która właśnie jest uchwalana, nie wystarczy?

- W myśl tej ustawy uprawnieni są tylko ci, u których spłata kredytu przekracza 60 proc. dochodów i nie mają pracy. To jest bardzo wąska grupa. Ta ustawa jest oczywiście potrzebna, ale nie wyczerpuje tematu.

Wśród waszych propozycji jest też minimalna stawka godzinowa.

- Tak, dotyczy to umów zleceń, które są określone w godzinach. To 12 złotych brutto. Ta stawka jest bardzo potrzebna, bo dużo ludzi pracuje np. u firm pośredniczących, na umowę zlecenie, wykonując pracę tak naprawdę godzinową, która jest wyceniana za 6-8 złotych za godzinę. 12 złotych to jest stawka, która w przybliżeniu daje minimalną płacę.

Co z górnictwem? Teraz jest znowu problem z powołaniem Nowej Kompanii Węglowej. Macie jakieś pomysły, jak te sprawy rozwiązać?

- Akurat nad tym pracuje inny zespół ludzi, choć zdaję sobie sprawę, że to jest tykająca bomba. Ceny węgla spadły poniżej 50 euro za tonę i to jest dramat. Wyobrażam sobie, że można by na jakiś czas odejść od podatków, tych od wydobycia, podatku emisyjnego itp. Skoro prawdą jest, że wydobycie tony węgla kosztuje 300 zł, w tym jest 100 zł podatku, co w efekcie daje straty i konieczność zamykania kopalni, to może nie zamykajmy kopalń przez ten czas dołka, tylko zejdźmy z tego podatku. Bo jak zamkniemy, to też tego podatku nie będzie.

Co chcecie zmienić w rolnictwie? W poprzednim rządzie PiS, w latach 2006-07, był pan wiceministrem w tym resorcie?

- Trzeba odwrócić ubezpieczenia, które popsuła koalicja PO-PSL, rozdzielając ryzyka. Chcemy wprowadzić ubezpieczenie kompleksowe, uwzględniające sumę ryzyk, powiększenie stopy procentowej składki, do której przysługuje dopłata 65 proc. - teraz jest 3,5 proc. My proponujemy, by to był poziom 9 proc. Ale przynajmniej nie trzeba będzie się tak szarpać jak minister Sawicki przy wypłacaniu obecnie rolnikom odszkodowań za suszę.

W sprawie KRUS nic nie będziecie zmieniać?

- Rolnictwo jest w tak złej sytuacji ekonomicznej, że traktujemy KRUS jako formę dotowania. Taki oddzielny system ubezpieczeń rolników funkcjonuje też w innych krajach UE. A u nas rolnicy mają dopłaty na poziomie dwóch trzecich tego co np. w Niemczech.

Wprowadzenie powszechnego obowiązku podatkowego rolników też nie wchodzi w rachubę? To co Donald Tusk zapowiadał jeszcze w swoim expose w 2011 roku.

- Na zasadzie dobrowolności tak. Ale wbrew pozorom nie byłoby to takie oczywiste i proste, bo zdecydowana większość gospodarstw rodzinnych płaciłaby zerowy podatek dochodowy. Mój brat prowadzi gospodarstwo i praktycznie nie ma zysku przez ostatnie lata. Żyje z amortyzacji.

Robiliście jakieś szacunki, jakie skutki budżetowe wywołałyby wasze propozycje?

- 500 złotych na dziecko to jest konieczny wydatek, który musimy wprowadzić. Przy maksymalnym wykorzystaniu byłoby to 21 miliardów 600 milionów zł. Ponieważ nie da się wprowadzić tego od stycznia 2016, więc pewnie wejdzie od marca. Poza tym liczymy, że najbogatsi nie skorzystają, więc szacujemy ten koszt na 18-19 mld zł w przyszłorocznym budżecie.

Skąd chcecie wziąć na to pieniądze? Z podatku bankowego?

- Z podatku bankowego, podatku od sklepów wielkopowierzchniowych, z uszczelnienia VAT i akcyzy. Przy akcyzie jest kontrabanda na wielką skalę, więc tu na pewno można coś zrobić. To powinno spokojnie dać 20 mld zł.

Ale słyszał pan, że jest gorsza prognoza deficytu sektora finansów?

- Tak, wiem, rzeczywiście szykuje się dramat, co widać już po realizacji tegorocznego budżetu. Zresztą tylko deficyt budżetowy to 54 miliardy, więc najwyższy deficyt od wielu lat.

Kiedy zaprezentujecie swój cały program?

- Planujemy w pierwszej dekadzie października. Zaprosimy na debatę na ten temat ekspertów i dziennikarzy.

Rozmawiał Piotr Śmiłowicz

PAP
Dowiedz się więcej na temat: podatki | bank | 500 zł | posłowie | 500 zł na dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »