Wszyscy zapłacimy za corhydron
Rachunek za aferę corhydronową zapłacą również podatnicy. Przynajmniej jego część. W grę wchodzą poważne kwoty. Trwają finansowe rozliczenia tzw. afery corhydronowej.
Niedługo, być może już w kwietniu, pieniądze dostaną pacjenci, którzy na polecenie Głównego Inspektora Farmaceutycznego oddawali do aptek kupione leki. Ministerstwo Zdrowia ma już gotowy wykaz osób, którym należy się odszkodowanie. Teraz zastanawia się, w jaki sposób przekazać je zainteresowanym. O jakie kwoty chodzi?
- Nie jest to duża suma, około 500 tys. zł - mówi Bolesław Piecha, wiceminister zdrowia.
Tyle na początek, bo rachunek za corhydron będzie znacznie wyższy. Zaraz po wybuchu afery GIF wstrzymał handel tym specyfikiem w całym kraju. Na polecenie prokuratury w teren ruszyli policjanci, żeby zająć lek w magazynach aptek i hurtowni. Część fiolek została zabezpieczona na miejscu - tak było w przypadku hurtowni. I z tą partią corhydronu nie ma problemu. Po tym, jak GIF ponownie dopuścił lek do obrotu, hurtownicy mogą znowu go sprzedawać.
Gorzej jest z fiolkami zabranymi aptekarzom, które policja przekazała prokuratorze w Jeleniej Górze.
- Teraz nadają się już tylko do utylizacji. Prawo farmaceutyczne mówi, że lek wydany z apteki nie podlega zwrotowi - mówi Stanisław Piechula, prezes Okręgowej Izby Aptekarskiej w Katowicach. Prokurator Janusz Kaczyński, kierownik wydziału śledczego w Prokuraturze Okręgowej w Jeleniej Górze, przyznaje, że corhydron z aptek trzeba będzie zniszczyć i zapłacić aptekarzom odszkodowanie. Ile?
- Nie jestem jeszcze w stanie podać kwoty, ale będą to znaczne sumy - twierdzi prokurator Kaczyński.
Wyjaśnia, że w tym przypadku obowiązuje taka sama zasada, jak w każdej innej sytuacji, gdy prokuratora zajmuje jakiś przedmiot na potrzeby śledztwa: jeśli zarzuty się nie potwierdzą, musi go zwrócić właścicielowi i wypłacić odszkodowanie.
Kto wyłoży pieniądze? Prawdopodobnie prokuratura. Nie wiadomo jeszcze, która: w Jeleniej Górze, a być może centrala w Warszawie.
Eugeniusz Twaróg