Wszyscy zarobią więcej
Polska gospodarka nabrała wiatru w żagle. Firmy narzekają tylko na brak pracowników a pracownicy (w większości) przestali narzekać na brak ofert pracy. A im więcej zarabiamy tym więcej kupujemy. jak długo potrwa hossa w naszych portfelach?
Firmy pracują na coraz większych obrotach - pisze "Gazeta Wyborcza". W minionym roku zanotowały rekordowe wyniki. Zatrudniły dodatkowo ponad 209 tys. osób, ale w niektórych branżach zaczyna brakować rąk do pracy. Sytuację pogarsza odpływ pracowników do Wielkiej Brytanii czy Irlandii.
Z wyjazdu Polaków do pracy za granicę najbardziej cieszą się ci, którzy zostali w kraju, zwłaszcza w branży budowlanej. W tym sektorze pensje rosną w tempie ponad 14 proc. rocznie - ujawnia "GW". Szybki wzrost jest też w branży meblarskiej czy maszynowej.
Podwyżki już wywalczyli kolejarze z PKP Polskie Linie Kolejowe, którzy od kwietnia dostaną 100 zł więcej. Górnicy z Kompanii Węglowej mają dostać od 120 do 230 zł podwyżek, a związkowcy Fiata wywalczyli po 320 zł brutto. W kopalni Budryk płace mają wzrosnąć o 8,5 proc. Kombinat miedziowy KGHM szacuje, że podniesie pensje w tym roku o ponad 12 proc. W ich ślady idą związkowcy z fabryki Opla w Gliwicach. A to tylko niektóre przykłady. W sumie w lutym pensje w przedsiębiorstwach wzrosły o 6,4 proc. w skali roku, ale w grudniu i styczniu dzięki wypłatom premii m.in. w górnictwie rosły jeszcze szybciej.
Duże centrale związkowe - OPZZ i NSZZ "Solidarność" - uruchomiły specjalne kampanie społeczne na rzecz walki o wyższe pensje. Przekonują, że wyższe wynagrodzenia to więcej pieniędzy na zakupy, a to bardziej pobudzi wzrost gospodarczy.
Pracodawcy i ekonomiści próbują studzić ten zapał. Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku, wyjaśnia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że w sytuacji, gdy pensje będą zbyt szybko rosły, może okazać się, część przedsiębiorstw z czasem zbankrutuje lub będzie zmuszona zwalniać pracowników.
Sytuacji przygląda się Rada Polityki Pieniężnej. Jeśli płace będą rosły zbyt szybko i nakręcą inflację, Rada może podnieść stopy procentowe, a wtedy podrożeją kredyty bankowe. To mogłoby schłodzić pędzącą gospodarkę, bo to dzięki kredytom w dużej mierze finansujemy swoje zakupy, a firmy inwestują - pisze "GW".