Wyedukują nas... partie
Powszechnie narzekające na brak uczciwej INFORMACJI o plusach i minusach wejścia Unii Europejskiej społeczeństwo jeszcze nie wie, na jakie katusze zostanie wystawione od niedzieli, 18 maja.
W tym dniu publiczne radio i telewizja rozpoczną nadawanie bezpłatnych audycji referendalnych. Ich łączny wymiar wynosi: w programach ogólnopolskich i dla zagranicy - 25 godzin w TVP i 45 godzin w PR; w każdym programie regionalnym - 15 godzin w TVP i 20 godzin w PR. Jest to dawka potężna i gdyby została pożytecznie zagospodarowana w celach edukacyjnych, wzmianka o katuszach byłaby nie na miejscu. Gdyby...
Niestety, ustawa o referendum cały ten ogromny czas antenowy składa w ręce tzw. podmiotów uprawnionych - czyli partii politycznych, okraszonych kilkoma prounijnymi stowarzyszeniami i fundacjami z bardzo krótkiej listy. Trudno sobie wyobrazić, aby klasa polityczna przepuściła tak znakomitą okazję do rozpoczęcia kampanii wyborczej - tym bardziej, że kadencja parlamentu może skończyć się znacznie wcześniej, niż zaproponowali to prezydent i premier. Nadawcy publiczni nie mają prawa ingerowania w treść referendalnych audycji, a zatem da się do nich wstawić dowolne hasła, nie mające wiele wspólnego z traktatem akcesyjnym.
Całkowite upartyjnienie radiowo-telewizyjnej kampanii referendalnej zgodnie uchwaliła cała klasa polityczna. Żadzą nachalnego wstawiania własnych twarzy do telewizyjnego okienka jednakowo dyszą i SLD-owscy aparatczycy, i LPR-owscy demagodzy. Notabene te przepisy zostały niemal bez zmian przeniesione z wyjściowego projektu ustawy o referendum ogólnokrajowym, wniesionego przez prezydenta. Dlatego niedawno wykorzystałem okazję do zapytania Aleksandra Kwaśniewskiego, czy się nie obawia, że przez radiowo-telewizyjne upartyjnienie referendum nie stracimy całego zysku frekwencyjnego, który ma przynieść głosowanie dwudniowe. Odpowiedział standardowo - że liczy na odpowiedzialność podmiotów prezentujących się w kampanii. Ale przyznał także, iż już kilka razy się w takich sytuacjach rozczarował.
Ambitny plan objechania przez prezydenta całego kraju oraz rozesłanie informacyjnych CD-Romów (jaki procent adresatów je odczyta?!) nie zrównoważą fatalnego wrażenia z upolitycznionej kampanii w TVP i PR, która widzów i słuchaczy utwierdzi w przekonaniu, iż w unijnym referendum wcale nie chodzi o przyszłość Polski, lecz o wybór między Millerem a Giertychem. Nie zdziwmy się, jeżeli 7 i 8 czerwca ponad połowa uprawnionych wybierze pozostanie w domu.