Wywiad z prof. Mieczysławem Kabajem z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych

Zmniejszenie deficytu w obrotach towarowych o połowę uratować by mogło 600 do 800 tysięcy miejsc pracy.

Zmniejszenie deficytu w obrotach towarowych o połowę uratować by mogło 600 do 800 tysięcy miejsc pracy.

- Wicepremierowi Grzegorzowi Kołodce przypisano hasła: szybszego już dziś wzrostu PKB, bezrobocia zaś niższego nawet o połowę. Na ile realny jest postulat zwiększania zatrudnienia?

- Tylko zmniejszenie deficytu w obrotach towarowych o połowę uratować by mogło 600 do 800 tysięcy miejsc pracy.

- Ale jak to zrobić?

- Poprzez optymalizację importu i promowanie przez rząd eksportu. Zestawiłem obszerną listę różnych drobnych nieraz i prostych produktów - od gwoździ i różnych śrubek poczynając - które nie wiadomo dlaczego, są coraz skromniej wytwarzane w naszym kraju, a rośnie ich przywóz, ubywa więc miejsc pracy w kraju. Gdyby deficyt w obrotach towarowych zwiększał się dalej - co możliwe, bo taki trend formułują prognozy ostrzegawcze, iż po akcesie do UE deficyt może się zdwoić, to pytanie jednak - czym w końcu będziemy płacić za przywożone masowo towary?

Reklama

- Jeśli jednak przed importem uratować 600-800 tys. posad, to z resztą z ponad 3 mln osób, zarejestrowanych w poszukiwaniu pracy?

- Niezbędny jest rozwój małych i średnich firm. O tym, jak w działalności przeszkadza im biurokracja, wiele ostatnio się już mówi. Podstawowa jednak bariera, to słabnący popyt, a nawet w 60 proc. wynik to nadmiernego importu; nie tak dawno odciskał się on tylko w 30 proc. Spadek popytu wynika nie tylko z rosnącej penetracji importowej, ale też z niższej ostatnio konsumpcji i malejących inwestycji. Wydatki inwestycyjne spadły w 2001 roku o kilkanaście procent, a nie wiemy jeszcze na ile regres pogłębia się dziś.

- Może inwestycje rosną?

- Nic tego nie zapowiada. W budownictwie mieszkaniowym mamy dziś o połowę mniej stawianych obiektów, w stosunku do I półrocza 2001 roku. Niższy popyt konsumentów i mniejsze inwestycji, oznacza zawężanie się rynków, w tym - pracy.

- Co - oprócz mnożenia popytu - może zrobić rząd?

- Powinien wspomóc drobne firmy w dostępie do kapitału, czyli niezbędna jest rozbudowa systemu gwarancji kredytowych. Przedsiębiorcy spodziewają się też niższych obciążeń daninami, choć o to niełatwo.

- A jak Pan ocenia postulat obcięcia narzutów na wynagrodzenia, zwłaszcza - składek do ZUS, co zredukowałoby koszty pracy?

- Spotykamy się z różnymi interpretacjami obciążeń ZUS. Pracownik płaci dziś połowę składki emerytalnej, a resztę uzupełnia pracodawca. Przed tą zmianą, obciążenia emerytalne stanowiły czwartą część ogółu kosztów pracy, dziś - wylicza GUS - stanowią 12-13 proc. Obciążenie są może nadmierne, ale - jak je zmniejszyć, bez zagrożenia wypłaty emerytur? Przy czym składek tych nie można widzieć tylko jako koszt pracy, bo to też przecież inwestycja odłożona w czasie, zasób kapitału na wydatki na czasy po okresie aktywności zawodowej.

- Gdyby jednak obciążenia składkami ograniczyć?

- Byłoby tylko jedne wyjście - zredukować jakoś liczbę osób pobierających świadczenia, zwłaszcza rencistów, albo inaczej rozłożyć obciążenia, aby praca mogła być tańsza. Trzeba by wówczas przerzucić część socjalną składki do ZUS na inne, niż płac fundusze. Sposobem byłoby koszt ten przenieść na podatek VAT, czyli włączyć w ceny na rynkach produktów, jak to zrobiono w Danii. Ale Duńczycy mają dlatego najwyższy poziom stawki VAT w Europie.

Prawo i Gospodarka
Dowiedz się więcej na temat: ZUS | prof
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »