Z podatkiem cyfrowym poczekamy na Europę
Polska zaczeka z wprowadzeniem podatku cyfrowego aż go wprowadzi Unia. Minister finansów Tadeusz Kościński sygnalizuje, że rząd nie będzie przeciwny temu, by nowe podatki, mające zwiększyć budżet Unii, szyły do europejskiego budżetu, zamiast zasilać kasę poszczególnych państw.
- Jednym z pierwszych, jak sądzę, będzie wprowadzany (w Unii) podatek cyfrowy. Analizujemy koncept podatku cyfrowego, jednak prawdopodobnie byłby to podatek paneuropejski. Lepiej byłoby mieć oczywiście jeden globalny podatek - powiedział minister finansów Tadeusz Kościński podczas dyskusji zorganizowanej przez Polski Instytut Ekonomiczny.
- Myślimy o tym, żeby nowe podatki zasilały bezpośrednio budżet Unii - dodał.
Koncepcja podatku cyfrowego była rozważana przez Ministerstwo Finansów już w 2018 roku, ale prace zostały wstrzymane, gdyż wprowadzeniu takiego podatku w Polsce sprzeciwiły się USA. W Europie podatek cyfrowy wprowadziły dotąd Francja i Dania, a w tymczasowej formule - do czasu aż podatek wprowadzi Wspólnota - także Czechy, Austria i Włochy. Podatek cyfrowy zamierza także wprowadzić Wielka Brytania.
Nad wprowadzeniem "globalnego" podatku cyfrowego pracowała też od kilku lat Organizacja Współpracy i Rozwoju (OECD), ale USA uniemożliwiły porozumienie. Komisja Europejska zaczęła prace nad podatkiem cyfrowym w 2018 roku. W podatku tym chodzi o nałożenie daniny na internetowych gigantów, takich jak Google, Amazon, Facebook od zysków ze świadczonych przez nie usług. Dodajmy, że wiele państw europejskich podnosi oskarżenia, iż giganci ci nie płacą lub płacą marginalne podatki w porównaniu do zysków osiąganych w krajach, w których działają.
W związku z wybuchem pandemii i kryzysu gospodarczego Komisja Europejska zaproponowała fundusz EU Next Generation o wartości dodatkowych 750 mld euro na walkę ze skutkami pandemii. Fundusz ten sfinansowany ma być długiem zaciągniętym na 40-50 lat. Parlament Europejski wezwał w związku z tym rządy do znalezienia nowych źródeł dochodów zwiększających wspólny budżet Unii. Wśród możliwych nowych źródeł dochodów budżetu UE Parlament wymienił podatek od tworzyw sztucznych, podatek cyfrowy, podatek od transakcji finansowych oraz opłatę od towarów importowanych do UE z krajów o niższych standardach emisji CO2.
- Prawdopodobnie jako pierwszy wprowadzany będzie podatek cyfrowy, drugi od węglowego śladu, potem opłata od dostęp do wspólnego rynku. Podatki nie są kompetencją UE, więc wszystkie 27 państw musi zgodzić się co do podatku - mówił podczas konferencji PIE Zsolt Darvas, badacz z brukselskiego Instytutu Bruegel.
- W czasie pandemii kompanie cyfrowe mają wiele okazji do zwiększania swoich zysków. Kryzys pokazał, że zyskują dużo na pandemii, dlatego umowa co do podatku cyfrowego jest priorytetowa - dodał.
Powiedział, że być może oczekiwane zwycięstwo w listopadowych wyborach prezydenckich w USA demokraty Joe Bidena zmieni nastawienie USA do wprowadzenia podatku cyfrowego globalnie i kraj ten zacznie współpracować nad koncepcją takiej daniny w ramach OECD. Przypomnijmy, że ubiegająca się o nominację Partii Demokratycznej Elizabeth Warren miała znacznie dalej idące propozycje co do likwidacji pozycji monopolistycznej technologicznych gigantów niż tylko ich opodatkowanie.
- Zachęcam Unię żeby wprowadziła taki podatek unilateralnie (jednostronnie) (...) Czy ma sens wprowadzanie podatku cyfrowego tylko w jednym kraju? Tak. Przykłady Francji, Czech, Danii pokazują, że jest on stosunkowo łatwy do wprowadzenia, a zyski do opodatkowania są bardzo duże. Więc trzeba go wprowadzić unilateralnie, a może potem będzie globalny - powiedział Zsolt Darvas.
Czy zaproponowane przez Parlament Europejski nowe podatki wystarczą, żeby zapewnić budżetowi Unii dodatkowe wpływy i spłacić 750 mld euro zadłużenia? Zsolt Darvas mówi, że według oceny KE przyniosłyby one w sumie 10 mld euro rocznie, a to znacznie mniej niż potrzebuje budżet Unii na wydatki i na sfinansowanie Next Generation EU. Jednak dodatkowe podatki pomogłyby w spłacie długoterminowego długu.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy oszacował, że wybuch pandemii i popoandemiczny kryzys spowodowaly do tej pory reakcję rządów w postaci dodatkowych wydatków w wysokości 11 bln dolarów na całym świecie. To nie musi być już koniec, bo pandemia nawraca. I w tym wypadku MFW zaleca, żeby państwa nie wycofywały się zbyt wcześnie ze wsparcia gospodarki. Priorytetem powinna pozostawać oczywiście ochrona zdrowia.
"(...) polityka fiskalna będzie musiała pozostać wspierająca i elastyczna, dopóki nie zostanie zapewnione bezpieczne i trwałe wyjście z kryzysu. Podczas gdy trajektoria długu publicznego mogłaby dalej rosnąć w niekorzystnym scenariuszu, wcześniejsza niż uzasadniona redukcja fiskalna stanowi jeszcze większe ryzyko wykolejenia się ożywienia, przy większych kosztach budżetowych w przyszłości" - napisali na stronach MFW główna ekonomistka Funduszu Gita Gopinath i dyrektor departamentu polityki fiskalnej w MFW Vitor Gaspar.
Ale reakcja polityczna przyczyniła się również do tego, że globalny dług publiczny osiągnął najwyższy poziom w historii, wynoszący już 101,5 proc. globalnego PKB. W wysoko rozwiniętych gospodarkach jest to już 131,2 proc. ich PKB. To więcej niż po II wojnie światowej. Choć jest nadzieja, że jeśli światowa gospodarka szybko odbije w przyszłym roku dług w stosunku do PKB się nieco zmniejszy. Ale tylko nieco, bo w USA i w Chinach nadal wzrośnie.
Dlatego MFW zaleca, żeby decydenci polityczni zajęli się rosnącym ubóstwem i nierównościami oraz strukturalnymi słabościami gospodarek ujawnionymi przez kryzys. To oznacza inwestowanie w lepsze systemy opieki zdrowotnej, poprawę sieci zabezpieczenia społecznego i cyfryzację, a także przyjazne dla klimatu inwestycje, które wpływają na bardziej ekologiczny i bardziej innowacyjny wzrost.
MFW uważa też, że nie obejdzie się bez polityki podatkowej, która przeciwdziała nierównościom, zapewnia powszechny dostęp do opieki zdrowotnej i do edukacji. Wiele krajów będzie musiało się zdecydować na zwiększenie progresji w systemach podatkowych. Rządy powinny też nastawić się na walkę z unikaniem opodatkowania. Fundusz zachęca rządy, by przedstawiły wiarygodne plany w tym zakresie na kilka lat do przodu.
Jacek Ramotowski