Zamienili drachmy, ciężko to przeżyli
Nie zabiegam histerycznie o pieniądzach - mówi Andrzej Sikorowski.
Kiedy myślisz o pieniądzach, co pojawia się wtedy w tle?
- Kiedyś Wojtek Fibak powiedział, że dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, bo oni je najzwyczajniej mają. Choć pieniądze są do życia potrzebne, to ja nic nie myślę o pieniądzach. Moje życie zawodowe ułożyło się tak, że zawsze zarabiałem tyle, by wystarczało na dobry, spokojny byt. Nie muszę o nich myśleć, bo kolejne dni przynoszą nowe propozycje, nowe profity. Od zawsze unikam kredytów, pożyczek. Jeśli chcę coś kupić, mam na to pieniądze. Jednak nie zabiegam o nie nachalnie. Gdy będą potrzebne - przyjdą.
Pierwsze zarobione w życiu pieniądze?
- Miałem siedem lub osiem lat, bawiłem się na ulicy, kiedy podjechała samochodem jakaś pani z bagażami. Miała ich sporo i dlatego poprosiła o pomoc w odniesieniu do domu. Czasy były takie, że kiedy dorosły prosił, dzieci były posłuszne. Odniosłem więc te pakunki, a potem ze zdziwieniem odebrałem pięć złotych w? banknocie! Byłem bardzo zaskoczony, że za tak zwyczajną rzecz zostałem wynagrodzony.
Potem pojawiły się już zawodowe zarobki?
- Jeszcze nie. W czasie studiów pojechałem do Szwecji, sadziłem tam tulipany i po zakupach, opłaceniu wszelkich kosztów zostało mi jak pamiętam 150 dolarów. Miałem wtedy poczucie, że mogę kupić cały świat. Podobnie było z pieniędzmi za pierwszą piosenkę. Wygrałem festiwal studencki, zaprosiła mnie TVP Kraków. Za jedną wykonaną piosenkę podpisano ze mną trzy umowy, każda na 500 zł. Pamiętam, że wobec miesięcznych zarobków mojego ojca była to stawka nieprzyzwoicie wysoka. Tak więc moje trzy pierwsze dziewicze zarobki były w jakiś sposób znaczące, niezwykłe.
Show-biznes bywa kapryśny, często drapieżny. Jak dbasz o swoje zarobki? Walczysz o stawki?
- Nigdy. Należę do ludzi, którzy dość pokornie przyjmują los, jego propozycje, w tym stawki. Rzadko o nie walczę, nie targuję się. Godzę się. Niech los niesie co niesie, byle często.
Znasz Grecję, czy widzisz różnice w polskim i greckim stosunku do pieniędzy?
- Grecy to dumny naród, to ludzie z gestem. Bardzo lubią się bawić, biesiadować, troszkę przy tym zaszaleć. Lubią też fundować tę zabawę innym biesiadnikom, może chwilowo mniej zasobnym. Jednak kiedy zamienili drachmy na euro, ciężko to przeżyli. W powszechnym odczuciu zarobki pozostały takie same, a ceny wzrosły o sto procent, i podają na to liczne przykłady. Pewnie tak nie jest, bo większość cen podnieśli, a więc zarobili na tym sami Grecy. Jednak taka sytuacja wpływa na ich stan ducha, stali się rozważniejsi w finansach. Myślę, że Grecy, podobnie jak Polacy i inni ludzie, do pieniędzy, szczególnie ciężko zarobionych, mają szacunek.
Wygrywasz 5 milionów euro i...?
- Czyli około 16, 17 milionów zł? To proste. Około dwóch trzecich rozdaję bliskim. Niech realizują swoje potrzeby, spełniają swoje marzenia. Jedną trzecią inwestuję w coś bezpiecznego. Kupiłbym pewnie kilka gadżetów, jakieś wymyślne auto, coś ciekawego, ale raczej nie do końca niezbędnego. Nie zmieniło by to mojego stylu życia, pieniądze nie mogą przeszkadzać w egzystencji.
Czyli pozbywasz się kłopotu?
- Trochę tak. Mnie moje życie się podoba. Mam dom z ogrodem, dwa samochody, żyję szczęśliwie i dostatnio. Chcę dalej żyć normalnie. Kiedy słyszę o rozmaitych problemach naszych multimulti, o wartej ponad milion złotych rocznie ochronie dla siebie i domu, dla dzieci i dla psa, to po co mi takie życie? Im więcej masz, tym bardziej rośnie wokół ciebie wianuszek ludzi, problemów, zarządzania majątkiem, ciągłego strachu, że stracisz, że zabiorą... Myślę, że wielkie, a przypadkowe, takie niezarobione i niezasłużone pieniądze mogą stać się kłopotem.
Twoje przesłanie o pieniądzach dla młodych ludzi?
- Dla wszystkich, nie tylko dla młodych. Pieniądze pomagają, ale nie są sensem życia. Byłem w tym roku w Indiach i widziałem ludzi w skrajnej nędzy. Widziałem też jak potrafią być szczęśliwi, cieszyć się tym, że świeci słońce, że żyją i że są względnie zdrowi. Majątek można oczywiście mieć, ale majątek nie może mieć ciebie.