Zarobki banków. Eldorado będzie trwać dłużej, padnie rekord?

Ile banki zarobią w tym roku? Można przyjmować zakłady, czy pęknie 40 mld zł, czy nie. A w roku przyszłym? Wydawało się, że już sporo mniej, bo zaczną spadać stopy procentowe. Tymczasem "jastrzębia" retoryka prezesa NBP przesunęła oczekiwania na obniżki stóp na bardziej odległą przyszłość. Wysokie stopy powinny zapewnić bankom sowite zyski.

Do tej pory analitycy przewidywali, że w marcu przyszłego roku Rada Polityki Pieniężnej "rozpocznie dyskusję" nad obniżką stóp, a pierwszego cięcia dokona około połowy przyszłego roku. Oczekiwania obejmowały, że główna stopa NBP w przyszłym roku spadnie o 100, a nawet o 150 punktów bazowych. Jaki miałoby to wpływ na zyski banków?

"Prognozowane cięcia stóp procentowych spowodują początkowo dalsze spowolnienie dynamiki wzrostu wyniku odsetkowego banków, a następnie jego spadek" - napisał w komentarzu "Czy oczekiwany spadek stóp procentowych będzie punktem zwrotnym dla wyników banków?" Paweł Preuss partner w firmie doradczej EY.

Po czwartkowym wystąpieniu prezesa NBP oczekiwania na spadek stop wyraźnie odsunęły się w czasie.

- NBP utwierdza swoją pozycję jako najbardziej jastrzębi bank centralny w regionie, a może nawet Europie - napisał Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.

Reklama

- Dyskusja o obniżkach stóp rozpocznie się nie w marcu 2025, ale dopiero w IV kwartale 2025 (roku) - dodał.

Na czwartkowej konferencji prasowej prezes NBP sam zasugerował, że obniżki stóp mogą odsunąć się dopiero na 2026 rok.

Dodajmy, że analitycy są zdziwieni "jastrzębim zwrotem" prezesa NBP. Bo jest się czemu dziwić. Jeszcze w 2019 roku pisaliśmy w Interii, że inflacja może wymknąć się NBP spod kontroli. Potem przyszła pandemia, ludzie nic nie kupowali, więc inflacja zgasła. Ale niemal natychmiast gdy skończyły się lockdowny, ruszyła znowu. 

Dopiero pod koniec 2021 roku NBP zaczął ją gonić i nie nadążał, gdyż zabrał się za to zbyt późno i zbyt ociężale. A teraz twierdzi, że za inflację odpowiedzialny jest rząd (oczywiście - już nie rząd PiS), bo utrzymuje zamrożone ceny energii. Choć się to kupy nie trzyma, pewne jest jedno - NBP od pięciu lat nie daje sobie rady z inflacją i nagle zauważył, że powinien się z nią zmierzyć.   

Co oznacza dla banków "jastrzębi zwrot"

Bez względu na to, w jaki sposób "gołębia" polityka NBP doprowadziła do utrzymującej się inflacji, po "jastrzębim zwrocie" prezesa może się okazać, że stopy pozostaną na dzisiejszym poziomie (główna 5,75 proc.) na dużo dłużej. Co to oznaczałoby dla banków? Oczywiście, że eldorado spowodowane wysokimi stopami też będzie trwać dłużej. Banki łatwo zarabiają na tym, że stopy są wysokie, bo ich zyski wynikają w lwiej części z różnicy pomiędzy kosztem depozytu a kosztem kredytu. Ta różnica to marża odsetkowa, która wciąż rośnie, gdyż banki potrafią podnosić koszt kredytu, a koszt depozytu - obniżać.   

Jak to wygląda? Według danych KNF po trzech kwartałach tego roku przychody z odsetek banków wyniosły 128,3 mld zł i były o 3,9 mld zł, czyli o 3,1 proc. niż w tym samym okresie zeszłego roku. To znaczy - w uproszczeniu - że mimo "przedwyborczej" obniżki stóp, jaka nastąpiła jesienią zeszłego roku, bankom udało się nie obniżyć oprocentowania kredytów.

Po drugiej stronie są koszty odsetkowe. Koszty odsetkowe to to, co banki muszą zapłacić - głównie deponentom - żeby mogły udzielać kredyty. Po dziewięciu miesiącach tego roku koszty odsetkowe wyniosły zaledwie 49,4 mld zł. To aż o 4,9 mld zł, czyli o 9 proc. mniej niż w tym samym okresie 2023 roku. Dlaczego banki mogą coraz mniej płacić za depozyty?

Odpowiedzią na to pytanie jest jedno słowo. Nadpłynność. Do banków wciąż przypływa więcej depozytów niż są w stanie udzielić kredytów. Tylko depozyty gospodarstw domowych wzrosły od początku roku do końca września o 5,3 proc. To mniej niż w zeszłym roku, ale i tak banki mają ogromną nadwyżkę zobowiązań nad należnościami, którą inwestują w obligacje skarbowe. Depozyty całego sektora niefinansowego wyniosły na koniec września 1,88 biliona zł i były o 100 mld zł większe niż przed rokiem.

Jaki będzie popyt na kredyty

Popyt na kredyt rośnie, lecz wciąż za słabo, żeby nadwyżka depozytów się zmniejszała w taki sposób, który zmusiłby banki do starania się o deponentów. Jak na razie, wyraźnie wzrósł popyt na kredyty konsumpcyjne, których banki w tym roku udzieliły już na ponad 80 mld zł. Gdy zobaczyły wzrost popytu, złagodziły nieco kryteria udzielania kredytów i obniżyły koszty pozaodsetkowe.

Popyt na kredyty hipoteczne także nieco się zwiększył, choć został zaburzony na przełomie tego i zeszłego roku przez tzw. Bezpieczny kredyt 2 proc. rządu PiS. Gdy stopy procentowe wzrosły i rząd PiS wprowadził "wakacje kredytowe", kredytobiorcy hipoteczni zaczęli masowo przedterminowo spłacać należności. Teraz ten trend już się zatrzymał. Po kredyt zaczęły częściej sięgać małe i średnie przedsiębiorstwa, natomiast duże firmy zdecydowanie się delewarują.

Efekt jest taki, że w portfelach kredytowych banków od sektora niefinansowego jest niespełna 1,2 biliona zł, co oznacza, że w ciągu roku pogrubiały one niespełna 2,5 proc. Ale jeśli wziąć pod uwagę inflację, to znaczy, że wciąż chudną, a nie rosną.

Póki depozyty rosną w tempie szybszym niż kredyty, banki nie podniosą ich oprocentowania, gdyż deponenci nie mają alternatywnych możliwości przechowywania swoich oszczędności, jeśli oczywiście nie chcą podejmować ryzyka. Dlatego jeśli sytuacja płynnościowa w bankach będzie się utrzymywać, koszty odsetkowe mogą wcale nie rosnąć.

A jak będzie z przychodami z odsetek? Jeśli popyt na kredyt będzie rósł, banki nie muszą wcale podnosić oprocentowania kredytów. Lepiej nieco spuścić z marży i sprzedać więcej niż śrubować oprocentowanie lub koszty pozaodsetkowe. Ten rok zapowiada już wzrost popytu na kredyt konsumpcyjny.

Czekający na rządowe dopłaty do kredytów mieszkaniowych mogą się czuć rozczarowani, bo ich nie będzie. Wielu z nich rozważy, czy nie zaciągnąć zwykłej hipoteki. Dodajmy - model ten może ulec daleko idącej zmianie, jeśli rząd zaproponuje program mieszkaniowy. Może też ulec zmianie pod wpływem wprowadzenia Wskaźnika Finansowania Długoterminowego. Jakie to będą zmiany? Za wcześnie, że to przewidzieć.

Przedsiębiorstwa, czyli największa zagadka

Niewiadomą jest wciąż popyt na kredyt ze strony przedsiębiorstw. Teoretycznie powinny w końcu zacząć inwestować, tym bardziej że już mogą starać się o dźwignię w postaci funduszy unijnych w wielu rozmaitych programach. Sytuacja przedsiębiorstw wyraźnie się jednak pogorszyła - pokazują dane GUS za trzy kwartały tego roku. Rentowność polskiego sektora przedsiębiorstw jest na najniższych poziomach od dwóch dekad. Przychody ogółem w stosunku do poprzedniego roku obniżyły się o 3,5 proc., a wynik finansowy netto - a z o 28,6 proc.   

Banki mają wciąż koszty ryzyka na najniższych poziomach w historii. Wskaźnik obciążenia przychodów operacyjnych sektora bankowego rezerwami i odpisami spadł na koniec września do 10,77 proc., co oznacza, że rok do roku zmniejszył się o 7,72 punktu proc. Udział złych kredytów (w tzw. fazie 3) dla małych i średnich firm w portfelach na koniec września obniżył się rok do roku o 1,35 pp. Wzrósł o 2,8 pp. udział złych kredytów dla dużych firm. To prawdopodobnie efekt upadłości Rafako, które miało 1,4 mld zł długów. 

W przyszłym roku na sytuacji banków może zaważyć sytuacja grupy Azoty. Jest zadłużona na blisko 10 mld zł i jeśli restrukturyzacja się nie uda, kredyty trzeba będzie pokryć odpisami, prawdopodobnie w całości. Na razie do końca I kwartału 2025 roku Azoty mają z bankami umowę o finansowaniu, ale co miesiąc musi być ona potwierdzana. Jeśli Azoty padną, może być to najsilniejszy cios dla przyszłorocznych wyników, zwłaszcza dla PKO BP.      

Czy pogorszenie sytuacji przedsiębiorstw przy zwiększeniu akcji kredytowej, a tym samym większym ryzyku może wpłynąć na sytuację banków? Będą musiały skoncentrować się na ważeniu korzyści i kosztów wzrostu akcji kredytowej. Przypomnijmy, że w ostatnich latach niewielkiego popytu na kredyt i słabej akcji kredytowej ich modele ryzyka działały znakomicie. Czy tak będzie dalej? To dopiero się okaże.

W przyszłym roku banki nie zostaną dotknięte "wakacjami kredytowymi", których koszty w tym roku szacowane są na 1,6 mld zł. Prawdopodobnie rezerwy na roszczenia frankowiczów będą coraz mniejsze. To pozytywnie wpłynie na ich wyniki.  

Na razie wszystko przemawia za tym, że 40 mld zł zysku w tym roku może pęknąć i będzie to nowy rekord. W zeszłym roku banki zarobiły 27 mld zł i był to pierwszy rok wysokiego zysku po wielu niskiej rentowności. Po trzech kwartałach tego roku banki zarobiły 31,2 mld zł ­- wynika z danych Komisji Nadzoru Finansowego. To o całe 10 mld zł, czyli o prawie 47 proc. więcej niż w tym samym okresie zeszłego roku. Przy wysokich stopach w przyszłym roku 40 mld zł jest na pewno do powtórzenia.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bank | stopy procentowe | kredyt
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »