Zastaw się a postaw się, czyli wybory na kreskę

Jeśli prezydent rozpisze wcześniejsze wybory, klasa polityczna, która, jak wielu uważa, schodzi na psy, może na dodatek pójść z torbami. Partie polityczne jeszcze nie spłaciły kredytów zaciągniętych na poprzednią kampanię wyborczą. Niektóre tkwią w długach po uszy.

Demokracja z każdymi wyborami nam drożeje. W latach 90. wystarczyło zgromadzić kilka milionów złotych, żeby uzyskać przyzwoity wynik wyborczy (w 2001 r. Samoobrona wydała tylko 500 tys. zł). Obecnie i kilkadziesiąt milionów to za mało, by robić sobie nadzieje na obsadzenie przyzwoitej liczby foteli w parlamencie. Sojusz Lewicy Demokratycznej przeznaczył na ostatnią kampanię aż 24 mln zł. Jaki to dało efekt - każdy widzi. Ledwie 55 miejsc w ławach sejmowych.

Krzywa wydatków na kampanie wyborcze idzie dokładnie w przeciwnym kierunku niż wykres obrazujący poziom frekwencji wyborczej. Im mniej osób idzie do urny, tym więcej partie muszą zapłacić za zdobyty mandat. Rachunek za ostatnie wybory był dwa razy wyższy niż za głosowanie w 2001 r. Szacunkowo jesienią 2005 r. komitety wyborcze wydały na kampanię parlamentarną i prezydencką ok. 100 mln zł.

Reklama

W kolejce do banku

Koszty okazały się na tyle wysokie, że prawie wszystkie partie musiały się posiłkować kredytem bankowym - fakt bez precedensu w 16-letniej historii III RP. Tylko Polskie Stronnictwo Ludowe zachowało czystą hipotekę. Pozostałe komitety wyborcze ustawiły się w kolejce z wnioskami kredytowymi do banku, a konkretnie do PKO BP, który jako jedyny kredytował ubiegłoroczną kampanię.

- Partia polityczna jest takim samym klientem jak każdy inny kredytobiorca - przekonuje Remigiusz Kaszubski ze Związku Banków Polskich. - Musi spełniać te same kryteria, czyli posiadać zdolność kredytową, a także odpowiednie zabezpieczenia, które minimalizują ryzyko straty na wypadek problemów ze spłatą długu.

Kredyt na wybory na pewno jednak do standardowych produktów nie należy. Chociażby właśnie z racji stosowanych zabezpieczeń. Nie jest to ani hipoteka, ani ruchomy majątek czy weksle.

- Zabezpieczyliśmy kredyt na subwencji, którą dostaniemy z budżetu - wyjaśnia Jerzy Kasznia z SdPl.

Subwencja to pieniądze wypłacane z państwowej kasy partiom, które zbiorą w wyborach ponad 3 proc. głosów. SdPl ledwie przekroczyła ten próg. Bank sporo więc ryzykował udzielając kredytu tej partii. Jednak ryzyka nie da się uniknąć, mimo że procedury weryfikacyjne w przypadku partii politycznych są bardzo ostre.

Marcin Rosół, odpowiedzialny w PO za finansowanie jesiennej kampanii wyborczej opowiada: - Bank przejrzał nasze sprawozdania finansowe, po kampanii w 2001 r., sprawdził nasze notowania w sondażach z ostatnich dwóch lat oraz sondaże z kilku miesięcy przed wyborami. Na tej podstawie ustalił zdolność kredytową oraz określił wysokość odsetek od udzielonego kredytu - opowiadam nasz rozmówca.

Spłaty na raty

Platforma, która przez wiele miesięcy przewodziła w sondażach nie miała problemów z zaciągnięciem kredytu. Partia wzięła z banku na poczet kampanii 12 mln zł, przy łącznych wydatkach w wysokości 27 mln zł. Zaciągnięty dług chce oddać od ręki. - Zwrócimy pieniądze, jak tylko dostaniemy refundację z budżetu - deklaruje Marcin Rosół.

Także Piotr Mościcki z SLD twierdzi, że Sojusz nieociągając się wyrówna rachunki z bankiem. LPR, która na poczet kampanii pożyczyła 8 mln zł, z czego wykorzystała 6 mln zł (przy łącznych wydatkach w wysokości 15 mln zł), już zaczęła spłacać kredyt.

- Zwróciliśmy 2 mln zł, a pozostałe 4 mln zł rozłożyliśmy na cztery raty, które będziemy spłacać raz na kwartał - mówi Wojciech Wierzejski z LPR.

Samoobrona, w przeciwieństwie do swojego szefa, Andrzeja Leppera, kolekcjonera sądowych wyroków za niespłacone należności, postanowiła jak najszybciej pozbyć się długu. Zobowiązania nie są duże. Kampania kosztowała partię 27,3 mln zl mln zł z czego 8,4 mln zł pochodziło z kredytu.

Niełatwo będzie natomiast wyjść z długu SdPl, który na tyle poważnie obciążą jej kasę, że partia wystąpiła o rozłożenie kredytu na raty oraz poprosiła bank o odroczenie spłaty o jeden rok.

Dług spłaci budżet

Spłata kredytów zaciągniętych na wybory na razie nie jest zagrożona, ponieważ partie wnet dostana dotacje w ramach zwrotu nakładów poniesionych na jesienną kampanię oraz - dodatkowo - doroczną subwencję z budżetu państwa, którą będą pobierały aż do następnych wyborów.

Najwięcej pieniędzy zgarnie PiS - 24 mln zł subwencji i 30 mln zł dotacji. Tuż za nim jest PO, która może liczyć na 22,5 i 27,2 mln zł. Samoobrona dostanie odpowiednio 12,8 i 14,4 mln zł. Konto SLD zasili kwota 26,1 mln zł (12,7 i 13,4 mln zł), LPR przypadnie 19,4 mln zł (9,4 subwencji mln zł i 10 mln zł dotacji), a PSL 14 ml (8,4 mln zł i 5,6 mln zł). SdPl, która do parlamentu się nie dostała, musi zadowolić się tylko subwencją w wysokości 5 mln zł.

Sytuacja finansowa klasy politycznej może się mocno skomplikować, jeśli prezydent rozpisze wcześniejsze wybory. Partyjni skarbnicy będą musieli w bardzo krótkim czasie znaleźć pieniądze na kampanie, które nie wiadomo skąd brać.

- Niełatwo będzie im zaciągnąć kredyt, a jeśli już, to na pewno na mniej korzystnych warunkach niż przed ostatnimi wyborami, bo wynik głosowania jest bardzo niepewny - mówi anonimowo szef działu kredytów korporacyjnych w jednym z banków.

Jerzy Kachnia z SDPl pytany o źródła finansowania, bez ogródek mówi, że partia środków na wybory nie ma. Przedstawiciele innych partii nie ukrywają, że niełatwo będzie znaleźć pieniądze na kampanię, skoro jeszcze wydatki za poprzednie głosowanie jeszcze się nie zwróciły. Państwowa Komisja Wyborcza wypłaci im dotacje i subwencje dopiero po weryfikacji sprawozdań finansowych za ostatnie wybory. Pieniądze wpłynął na ich konta nie wcześniej niż w kwietniu.

Eugeniusz Twaróg

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »