Zero konkretów rządu Tuska
Jestem zaskoczona tym, że Platforma unika wszelkich odpowiedzi na konkretne pytania. Jedyna czytelna taktyka rządu Donalda Tuska na dziś to przesuwanie wszystkich problemów w czasie - mówi posłanka Aleksandra Natalli-Świat, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości.
Jak się pani czuje jako pierwsza kobieta zasiadająca w ścisłym kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości i zajmująca się problematyką gospodarczą?
- Zajmowanie się gospodarką jest łatwiejsze niż innymi sprawami, bo zazwyczaj odnosi się do konkretów. W gospodarce częściej można liczyć na to, że dyskusje będą prowadzone na określonym poziomie merytorycznym i dotyczyć będą rzeczywistych problemów. W gospodarce mamy do czynienia z liczbami. Oczywiście, ich interpretacja może być różna, natomiast faktom trudno zaprzeczyć.
Po odejściu z polityki profesor Zyty Gilowskiej stała się pani w PiS-ie numerem jeden, jeśli chodzi o komentowanie spraw dotyczących gospodarki. Odczuwa pani w związku z tym pewną presję? Koledzy z PiS-u nie ukrywają, że wiążą z pani osobą spore nadzieje.
- Nie odczuwam presji. Porównanie z panią premier Zytą Gilowską jest dla mnie sympatyczne, natomiast sama nigdy bym się na takie porównanie nie odważyła. Pani profesor Gilowska jest autorytetem w swojej dziedzinie.
Jak ocenia pani rząd PO-PSL w gospodarce?
- Główny problem polega na tym, że nic nie można powiedzieć. Ten rząd poza bardzo ogólnymi stwierdzeniami nie zaprezentował niczego konkretnego! Jedyne, co dobre, to fakt, iż minister finansów Jacek Rostowski zgodził się kontynuować zmiany, które wprowadziliśmy w poprzedniej kadencji. Czyli uznał, że korzystne dla podatników zmiany w zakresie podatków czy składki rentowej należy pozostawić. Nie chciał za wszelką cenę udowadniać, że można i trzeba to zmieniać. I to jest pozytyw, bo świadczy o pewnej racjonalności. Natomiast jeśli chodzi o zamierzenia tego rządu na przyszłość, to żadnych konkretów nie poznaliśmy.
Z exposé premiera Donalda Tuska też nic nie wynika. Mówił on, że wiele spraw zostanie rozwiązanych, tyle że nie wspomniał, jak to zrobić. Zgadzamy się z tym, że należy utrzymać wzrost gospodarczy czy też dążyć do ograniczenia deficytu budżetowego oraz do podwyższania płac. Problemy zaczynają się jednak wtedy, gdy pojawiają się pytania: jak, kiedy i jakimi środkami dany proces przeprowadzić. Te kluczowe pytania pozostają bez odpowiedzi. Brakuje konkretów!
A czy podczas posiedzeń komisji sejmowych nie padają konkrety?
- Dam pewien przykład. Spotkaliśmy się na posiedzeniu sejmowej Komisji Finansów Publicznych z ministrem finansów Jackiem Rostowskim. Pan minister poświęcił nam dużo czasu, ale niestety konkretnych odpowiedzi padło bardzo niewiele.
I wyszła pani z tego spotkania z poczuciem straconego czasu?
- Nie, bo brak odpowiedzi też jest odpowiedzią. Padło między innymi pytanie o podatek katastralny. I usłyszeliśmy odpowiedź, że są problemy związane z metrażem. Ale czy z tego wynika, że Platforma Obywatelska chce wprowadzić podatek katastralny? Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć, choć z udzielonej odpowiedzi wynikałoby, że jakieś prace w tym zakresie trwają.
A powinniśmy ten podatek wprowadzić?
- Prawo i Sprawiedliwość nie jest zwolennikiem podatku katastralnego i nigdy nie chciało jego wprowadzenia. Pytaliśmy też o reformę finansów publicznych. Nie usłyszeliśmy żadnych sprecyzowanych deklaracji, nawet odpowiedzi na pytanie o to, jak naprawdę obecny rząd widzi zakres tej reformy. Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło dwa projekty ustaw. Można się sprzeczać, czy ich zakres jest wystarczający, czy też nie. Ale to jest dokument, o którym można dyskutować. A ze strony obecnego rządu żadne konkrety nie padają. Owszem, mówi się, że "będzie efektywnie i dobrze". Ale już o tym, jaki ma być kształt reformy finansów publicznych, ten rząd nie mówi.
Jaką ocenę w skali od 2 do 5 wystawiłaby pani temu rządowi?
- Postawiłabym zero za zupełny brak konkretów. Platforma Obywatelska zapowiadała przed wyborami różne rzeczy, w tym także podatek liniowy. Minister Rostowski powtórzył, że podatek liniowy jest priorytetem. I tylko tyle.
Jedyna czytelna taktyka rządu Donalda Tuska na dziś to przesuwanie wszystkich problemów w czasie oraz zajmowanie się kwestiami wizerunku medialnego rządu PO-PSL. Mamy do czynienia z zabieganiem o atrakcyjność przekazu, który tak naprawdę nie zawiera w sobie konkretnych treści. Marketingowo to może na razie i zdaje egzamin, ale w gospodarce nie tworzy żadnej wartości. A wszyscy wiemy, że 2008 rok może być trudny. Dochodzą do nas opinie, że jednak recesja w USA jest nieunikniona. Pojawia się między innymi niezmiernie trudna kwestia dotycząca polityki stóp procentowych. Jednocześnie, poprzez politykę uników, powstają opóźnienia w obszarze projektów europejskich. A ten właśnie obszar miał dla nas stanowić element stabilizujący. Niestety, z opóźnieniem podpisano kontrakty wojewódzkie. Nie wiadomo, dlaczego trwają zawirowania wokół list kluczowych inwestycji. Należałoby już podpisywać umowy i przystępować do realizacji projektów. Te środki mogłyby amortyzować w Polsce negatywne skutki spowolnienia gospodarczego w innych krajach.
Mamy do czynienia z administrowaniem,a nie rządzeniem?
- Odnoszę takie wrażenie.
Jak ocenia pani zamierzenia rządu PO-PSL dotyczące prywatyzacji?
- Nie znam szczegółów, nie wiem, czy zostało zapowiedziane coś poza ogólnymi deklaracjami. Nie znam konkretnych zapowiedzi wskazujących, że dane firmy zostaną sprywatyzowane - poprzez giełdę lub inwestorów strategicznych. Natomiast znam sytuację dotyczącą PZU. Moim zdaniem, zachowanie ministra Aleksandra Grada było skandaliczne! Minister Grad reprezentuje Skarb Państwa, a zatem w sporze z Eureko nie powinien w żaden sposób osłabiać polskiego stanowiska. W zasadzie nie ma już żadnego znaczenia to, jaka jest jego opinia na temat wcześniejszych działań. Najważniejsza powinna być taka postawa w negocjacjach, która dawałaby polskiej stronie jak największe szanse wygrania tego sporu. Niestety, minister Grad skupił się na tym, by dezawuować działania z ostatnich dwóch lat. Skoncentrował się na działaniach mających - w jego przekonaniu - przynieść mu zysk polityczny. Zapomniał jednak, że odbywa się to z realną stratą dla Skarbu Państwa.
Czy pani zdaniem zachowanie Aleksandra Grada w odniesieniu do PZU dyskredytuje go jako ministra skarbu?
- Minister Grad powinien się zastanowić nad sobą i nad tym, co robi. Po wielu wystąpieniach przedstawicieli rządu Platformy Obywatelskiej widać, że chodzi im tylko o udowadnianie, iż wszystko, co złe, jest winą Prawa i Sprawiedliwości.
W tym rządzie jest też Polskie Stronnictwo Ludowe.
- Tak, w teorii ten rząd jest koalicyjny. Natomiast niespecjalnie widać wkład PSL-u w te rządy. W czasie debaty nad budżetem PSL musiało nawet zrezygnować z jedynej swej poprawki dotyczącej rolnictwa, choć wcześniej ją mocno forsowało.
Co pani zdaniem powinno zostać sprywatyzowane w najbliższych latach, a co pozostać w rękach państwa?
- Myśmy to określili w dwóch poprzednich latach. Sporządzono wówczas listę przedsiębiorstw kluczowych o znaczeniu strategicznym dla państwa. Natomiast pozostałe powinny być sprywatyzowane. Przypomnę, że za naszych rządów były czynione przygotowania do wprowadzenia na giełdę spółek węglowych z zachowaniem większościowego udziału Skarbu Państwa. Było to robione w zgodzie społecznej. I to jest ogromna wartość.
Nie jest tak, że Prawo i Sprawiedliwość wstrzymało prywatyzację. Jasno określiliśmy katalog firm, które nie powinny być prywatyzowane. Nasza polityka w tym zakresie była przejrzysta i czytelna. Z pewnością będziemy stanowczo przeciwni sprzedawaniu firm za każdą cenę, byle szybko i byle jak. Przykładów takiego złego działania jest bardzo wiele. Przed laty sprzedano Polskie Huty Stali koncernowi Mittal. Umowa stanowiła, że koncern ten ma prawo odkupić pozostałe akcje od Skarbu Państwa po złotówce. Po półrocznych negocjacjach - mimo podpisanej umowy - ArcelorMittal zgodził się odkupić te akcje po sześć złotych. Czyli za kwotę sześciokrotnie wyższą! Dzięki negocjacjom zaszła możliwość sprzedaży akcji po lepszej cenie, z zyskiem dla Skarbu Państwa.
Pozwolimy sobie przytoczyć pewien cytat: "Rosyjskie firmy nie powinny uczestniczyć w procesie prywatyzacji w tych dziedzinach, które są ściśle związane z bezpieczeństwem państwa. Chodzi między innymi o energetykę oraz komunikację". Wie pani, czyje to słowa?
- Nie wiem. Ale rzeczywiście ekspansja rosyjskich firm na rynku gazu i energii elektrycznej budzi niepokój. Nie tylko wśród przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości, ale też u ekspertów europejskich.
Przytoczone słowa wypowiedział przed trzema laty Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla "Nowego Przemysłu". Są nadal aktualne?
- Oczywiście. Właśnie w sektorze paliwowo-energetycznym wskazywaliśmy najwięcej firm o znaczeniu strategicznym dla państwa. Obecnie cała Europa zastanawia się, co będzie, jeśli Gazprom przerwie dostawy gazu. A zatem jest to poważny problem. Powinniśmy w tym zakresie działać wraz z innymi krajami. Według informacji wicepremiera Waldemara Pawlaka, mamy rezerwy gazu zaledwie na trzy tygodnie.
Czy Prawo i Sprawiedliwość poprze rząd PO-PSL w kwestiach dotyczących dostaw surowców, w tym gazu?
- Tak, jeżeli będą to rozwiązania idące w kierunku zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Obecnie jednak takich działań nie dostrzegamy. Pamiętajmy, że w ostatnich dwóch latach - w czasie rządów PiS-u - z ogromnym wysiłkiem powrócono do rozmów na temat dostaw gazu z Norwegii. Rząd Leszka Millera zerwał te umowy, przez co straciliśmy wiarygodność. Sprawa bezpieczeństwa energetycznego jest jedną z priorytetowych. To obszar, w którym powinno się szczególnie mocno pamiętać o naszym narodowym interesie. Należy dążyć do tego, by uchronić się przed sytuacją, w której jeden monopolista będzie nam dyktował warunki.
Czy PiS w gospodarce będzie "opozycją totalną", czy też wesprze określone rozwiązania, które będą korzystne dla gospodarki?
- Jeżeli się takowe pojawią, to i owszem. Nie jesteśmy opozycją totalną i chcielibyśmy poprzeć dobre rozwiązania. Natomiast, żeby coś poprzeć, to najpierw trzeba się z tym zapoznać. Złożyliśmy, jako PiS, kilkadziesiąt ustaw w Sejmie. Na przykład ustawę upraszczającą procedury w budownictwie i zagospodarowaniu przestrzennym. Ustawy leżą sobie od listopada 2007 roku u marszałka Bronisława Komorowskiego. Jednak nie raczy on nadać im numerów druków sejmowych, wobec czego nie mogą być rozpoczęte prace nad nimi.
Jak ocenia pani obecną politykę kadrową w spółkach Skarbu Państwa?
- Przypomnę, że konkursy na członków zarządów spółek Skarbu Państwa były obligatoryjne również i w poprzednich latach. Niestety, wiele obecnych decyzji personalnych wynika z niejasnych przesłanek. Przykładowo, odwołano szefa Totalizatora Sportowego Jacka Kalidę, choć - jak podawały media, także te niezbyt przyjazne PiS-owi - doprowadził on do rozkwitu tej spółki. Był to człowiek z rynku, niepowiązany politycznie. Ja osobiście nie znam go, ale wiem, że dzięki niemu Totalizator Sportowy osiągnął rekordowe w historii spółki wyniki. A jednak go odwołano, argumentując to tym, że doprowadził do upolitycznienia spółki.
Jak wypada polityka kadrowa rządu PO-PSL w spółkach Skarbu Państwa w porównaniu z polityką kadrową prowadzoną przez rząd PiS-u?
- Bez uzasadnienia odwołuje się menedżerów, którzy mieli nieszczęście być powołanymi w ciągu ostatnich dwóch lat. Gdybyście panowie zechcieli prześledzić powołania w zarządach i radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa za rządów PiS-u - dostrzeglibyście, że zmian dokonywano z dużym namysłem. Były też spółki, w których nie dokonywano żadnych zmian, bo uznano, że ich zarządy dobrze sobie radzą. Oczywiście, właściciel ma prawo wybrać zarządy, do których ma zaufanie. Jednak obecna sytuacja w tym zakresie pozostawia wiele do życzenia. Inny, oprócz przywołanego już Totalizatora Sportowego, przykład to odwołanie zarządu Zakładów Azotowych w Tarnowie, menedżerów pozyskanych z sektora prywatnego. Zapewne opóźni to planowany na czerwiec debiut giełdowy spółki.
A jak z perspektywy czasu ocenia pani wybór PiS-u Jarosława Netzla na szefa PZU? A także wybór Sławomira Skrzypka na szefa NBP?
- Jeśli chodzi o PZU, to przyznaję - wybór Jarosława Netzla na szefa tej firmy był nietrafiony. To był błąd. Natomiast jeżeli chodzi o pana Skrzypka, to sprawdza się on w roli szefa NBP. Uczestniczyłam w kilku rozmowach na temat podsumowania roku jego działań i nikt nie potrafił postawić mu jakichkolwiek zarzutów. Był konflikt między prezesem Skrzypkiem i jednym z wiceprezesów, panem Jerzym Pruskim. Jednak rozwiązania krytykowane przez pana Pruskiego są w ocenie ekspertów zagranicznych wysoce korzystne dla NBP. Mam tu na myśli między innymi zmiany w zarządzaniu rezerwami. Ważne inicjatywy podjęte przez prezesa NBP to powołanie Komitetu Stabilności Finansowej, którego był jednym z głównych animatorów, czy utworzenie biura ds. euro. Na koniec 2008 roku będziemy mieli raport na temat strat i korzyści wejścia do strefy euro.
Powinniśmy podać konkretną datę naszego przystąpienia do strefy euro?
- Nie! Podanie takiej daty byłoby niebezpieczne. Mogłoby bowiem spowodować przyciągnięcie kapitału spekulacyjnego. Należy zacząć od gruntownej analizy pozytywów i zagrożeń związanych z naszym wejściem do strefy euro.
Co sądzi pani o uchyleniu przez wicepremiera Waldemara Pawlaka kary firmie J&S?
- Wicepremier Pawlak powołuje się na uchybienia formalne tamtej decyzji. Ale jeżeli one miały miejsce, to powinna zostać przygotowana następna decyzja. Problem jest niebagatelny, bo prawo powinno być przestrzegane. Jeżeli firma J&S nie spełniła wymogów związanych z posiadaniem zapasów paliw, to powinna ponieść karę. Decyzja o uchyleniu kary dla J&S może być dla innych wskazówką, że niekoniecznie trzeba się podporządkowywać prawu. Prawo i Sprawiedliwość będzie jeszcze podejmować tę kwestię, bo nie może być tak, by firmy nie dotrzymywały tego, do czego są zobligowane.
Jak pani sądzi, Waldemar Pawlak sprawdza się w roli ministra gospodarki?
- Mamy wobec niego jedno oczekiwanie - aby wreszcie rozpoczął konkretne działania. Dotyczy to również pozostałych ministrów. Politycy PO cały czas za wszystko obwiniają PiS. Mogę im powiedzieć jedno: najwyższy czas zacząć rządzić, a nie tylko być w rządzie.
Rozmawiali: Jerzy Dudała i Jan Bazyl Lipszyc