Zgoda Niemiec na udział w pomocy dla krajów strefy euro

Niemiecki parlament uchwalił w piątek ustawę w sprawie udziału Niemiec w europejskim mechanizmie poręczeń kredytowych dla państw strefy euro, które popadną w problemy finansowe. Niemcy wyłożą na ten cel do 148 mld euro.

W Bundestagu ustawę poparło 319 posłów; przeszła ona głosami koalicyjnych frakcji chadecji CDU/CSU oraz liberalnej Partii Wolnych Demokratów (FDP). 73 deputowanych było przeciw, a 195 wstrzymało się od głosu.

Również w piątek ustawę zatwierdziła druga izba parlamentu Niemiec - złożony z przedstawicieli rządów krajów związkowych Bundesrat.

Mechanizm pomocy dla zadłużonych państw strefy wspólnej waluty opiewać ma na 750 mld euro, z czego 220-250 mld udostępni Międzynarodowy Fundusz Walutowy. 60 mld euro zapewni Komisja Europejska dzięki pożyczkom na rynkach kapitałowych, gwarantowanym z nieuruchomionych środków w wieloletnich ramach budżetowych UE. Pozostałe 440 mld euro to pożyczki i gwarancje kredytowe, udostępniane przez kraje strefy euro - i ewentualnie spoza tego obszaru - za pośrednictwem specjalnie powołanej spółki celowej.

Reklama

123 mld euro

Udział Niemiec, największego płatnika do unijnej kasy, wynosić ma co najmniej 123 mld euro. Przewidziano możliwość, że wysokość gwarancji ze strony Berlina zostanie podwyższona do 148 mld euro, jeśli inne państwa uczestniczące w mechanizmie same będą potrzebować wsparcia i nie będą w stanie złożyć się na pakiet ratunkowy. Poręczenia mają obowiązywać przez trzy lata.

Podczas debaty poprzedzającej piątkowe głosowanie Bundestagu sprzeciw wobec ustawy zapowiedziała Lewica. Z kolei SPD oraz Zieloni chcieli wstrzymać się od głosowania. Opozycja zarzuciła rządowi m.in. zbyt duży pośpiech w pracach nad ustawą, który uniemożliwił dogłębną debatę w parlamencie.

Socjaldemokraci domagali się też, by rząd podjął konkretne zobowiązania "czarno na białym" dotyczące regulacji rynków finansowych, w tym opodatkowania transakcji zawieranych na tych rynkach. Deklaracje kanclerz Angeli Merkel z ostatnich dni, iż zamierza ona zabiegać na rzecz takiego podatku na płaszczyźnie międzynarodowej, socjaldemokraci uznali za niewystarczające.

Szef SPD Sigmar Gabriel wykorzystał także piątkową debatę Bundestagu do rozliczenia się z polityką chadecko-liberalnej koalicji, która objęła władzę po wyborach we wrześniu 2009 r. Zarzucił Merkel, że została ośmieszona w UE.

Gabriel wyraził przypuszczenie, że przed szczytem UE dwa tygodnie temu w Brukseli rząd niemiecki nie został wcześniej poinformowany przez partnerów w Unii o planowanych decyzjach w sprawie utworzenia stałego mechanizmu wsparcia dla krajów strefy euro będących w potrzebie finansowej. Berlin był sceptyczny wobec przyjęcia takiego pakietu, a wcześniej przez wiele tygodni blokował decyzję o wsparciu dla pogrążonej w kryzysie zadłużenia Grecji.

Szefowa rządu jednego z najważniejszych motorów UE przyjeżdża na szczyt UE i zostaje postawiona przez Francję oraz inne państwa członkowskie przed faktem dokonanym - powiedział Gabriel.

Ma to swoje powody: pozostałe państwa UE miały powyżej dziurek w nosie pani manewrów, pani kanclerz. Nie chciały one po raz kolejny narażać euro na ryzyko - dodał.

Od czasu Konrada Adenauera (pierwszego kanclerza RFN) żaden kanclerz Niemiec nie został tak ośmieszony w Europie oraz do tego stopnia nie zrujnował osi niemiecko-francuskiej, jak udało się to Merkel - ocenił szef SPD. ,

Ataki opozycji odpierał liberalny wicekanclerz, szef dyplomacji Guido Westerwelle. Jego zdaniem opozycja szuka wymówki, by nie brać na siebie odpowiedzialności za decyzję o "historycznym" wymiarze. "Tymczasem chodzi o to, czy Europa ma przetrwać, czy ma upaść. (...) Chodzi o ochronę wspólnej waluty, Europy, jako gwaranta pokoju i dobrobytu" - mówił.

Także chadecki minister finansów Wolfgang Schaeuble apelował o szerokie poparcie dla europejskiego mechanizmu stabilizacyjnego. "Nie okazujemy tu hojności wobec innych państw, lecz służymy najlepiej pojętemu narodowemu interesowi Niemiec" - przekonywał.

Według niego kluczowa w obecnej sytuacji jest odbudowa zaufania rynków finansowych do euro. "Rynki przyglądają się Niemcom uważniej niż innym członkom strefy euro, jak Cypr czy Malta" - powiedział.

Kraje strefy euro, które nie obniżą swoich deficytów fiskalnych, muszą liczyć się z możliwością, że zostaną wykluczone z unii monetarnej, aby zapobiec kolejnemu kryzysowi zadłużenia, na wzór greckiego - stwierdził minister finansów Słowacji Jan Pociatek."Sankcje powinny zawierać +karę śmierci+ dla krajów, które chciałyby wykorzystywać system i nie przestrzegać zasad" - powiedział Pociatek.

W piątek, mimo pewnego uspokojenia wahań kursu złotego, emocje i nastroje globalne nadal są głównym wyznacznikiem sytuacji na rynku walutowym. Pod koniec dnia złoty dość dynamicznie zyskał do euro dzięki odbiciu się amerykańskich giełd. Na horyzoncie nie widać jeszcze jednak normalizacji, co przekłada się na niepewność kierunku, w którym mogą podążyć kwotowania złotego - wskazują specjaliści. Trudna sytuacja w strefie euro związana z sytuacją Grecji przekłada się na brak zainteresowania polskimi obligacjami oraz na spadek ich cen.

"W piątek jeśli chodzi o kurs złotego było trochę spokojniej niż wczoraj. Uspokoiło się nieco na euro-dolarze, to przełożyło się na naszą walutę" - powiedział PAP Robert Kęsicki, diler walutowy z Kredyt Banku.

"Nastroje i emocje na rynkach nadal jednak decydują. Trudno jest prorokować, co będzie dalej. Wypowiedzi polityków niemieckich czy francuskich dotyczące Grecji i jej miejsca w strefie euro mogą przekładać się na zmiany kursów. Na razie jest za wcześnie, aby mówić o uspokojeniu. Trzeba być przygotowanym na różne warianty. Możemy przełamać 4,20 złotego za euro, które póki co się obroniło, jak i przy pozytywnych nastrojach przebić 4,10 i podążyć w kierunku 4,00 złotych za euro" - dodał.

Przed godz. 16, pod wpływem odrabiających straty z otwarcia giełd amerykańskich, złoty umocnił się dość dynamicznie o kilka groszy w stosunku do euro. "Złoty znalazł pewną korelację z giełdami amerykańskimi. Na otwarciu były pod kreską, potem odrobiły jednak straty i wyszły na plusy. Jest znikoma płynność, dzięki czemu przełożyło się to na umocnienie kursu" - powiedział Jakub Wiraszka z BRE Banku. "Wszystko spada, płynność jest coraz gorsza, nie ma kupujących" - powiedział w rozmowie z PAP Robert Hryciuk, diler obligacji z BNP Paribas. "Jest to wpływ tego, co się dzieje w Europie. Kryzys euro. To jest sprawa mocno polityczna. Decydenci w Niemczech i we Francji muszą tutaj coś nowego zaprezentować. Póki co jest totalny brak zaufania, niepewność co do przyszłości" - dodał.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »