- Coraz większym słoniem w pokoju staje się sytuacja fiskalna (…) Kierunek jazdy wzbudza niepokój - powiedział Marcin Kujawski, starszy ekonomista BNP Paribas BP na konferencji prasowej poświęconej prezentacji prognoz makroekonomicznych analityków banku.
Rząd przedstawił niedawno projekt budżetu, który zakłada, że deficyt finansów publicznych wyniesie w przyszłym roku 271,7 mld zł w porównaniu do 288,8 mld zł w tym roku. W przyszłym roku będzie to 6,5 proc. PKB, po tym jak w tym roku deficyt osiągnie 6,9 proc. Dług publiczny ma w tym roku przekroczyć 60 proc. PKB, żeby w przyszłym wzrosnąć do ponad 66 proc. PKB.
Kilka dni po przedstawieniu projektu agencja ratingowa Fitch obniżyła perspektywę polskiego ratingu A minus z neutralnej do negatywnej. Analitycy BNP Paribas BP nazywają tę decyzję "mocnym strzałem ostrzegawczym".
Uważają oni, że choć nie ma sztywnych poziomów deficytu czy długu, przy których bezwzględnie konieczna jest naprawa finansów publicznych, to są trzy rodzaje ograniczeń, które wpływają na to, na ile luźna może być polityka finansowa państwa. Jakie to ograniczenia?
Ograniczenia dla deficytu
Pierwszym z nich są ograniczenia makroekonomiczne. Chodzi o to, czy polityka fiskalna prowadzi do powstania innych nierównowag w gospodarce takich jak deficyt handlowy, inflacja, czy też wypychanie przez potrzeby pożyczkowe państwa inwestycji prywatnych. W Polsce do tego jeszcze nie doszło, gdyż wciąż na pokrycie deficytu wystarczają oszczędności sektora prywatnego, pozwalając na jego krajowe a nie zagraniczne finansowanie.
Drugi rodzaj to ograniczenia instytucjonalne. Tworzą je np. krajowe lub unijne reguły fiskalne, a także ratingi kredytowe. Polska w zeszłym roku objęta została unijną procedurą nadmiernego deficytu. W odpowiedzi na nią w "Średniookresowym planie budżetowo-strukturalnym" zobowiązała się do ograniczenia wydatków, co powinno sprowadzić deficyt finansów publicznych do 3 proc. PKB do 2028 roku. Jednak tzw. krajowa klauzula wyjścia związana z wydatkami na obronność wydłuży ten termin.
Trzeci rodzaj to ograniczenia finansowe. Związane są z kosztami rosnącego zadłużenia. W przyszłym roku koszty obsługi polskiego długu mają wynieść już 90 mld zł. Analitycy banku uważają, że już teraz rentowności złotowych obligacji skarbu państwa są relatywnie wysokie z powodu "premii fiskalnej", która wynosi ok. 1 punktu proc.
Ich zdaniem dużym problemem jest fakt, że tak duży deficyt występuje gdy gospodarka rozwija się w tempie powyżej 3 proc., czyli zbliżonym do potencjału. W przypadku osłabienia koniunktury przestrzeń do potrzebnego zwiększenia wydatków byłaby ograniczona.
Dlaczego Polska ma tak wysoki deficyt?
W ubiegłym roku był drugim najwyższym po Rumunii w Unii Europejskiej. Wynika to z relatywnie niskich dochodów (17 miejsce wśród 27 państw Unii), jak też wysokich wydatków (ósme miejsce). Przychody sektora finansów publicznych stanowią w Polsce 42,8 proc. PKB, a wydatki - 49,9 proc. PKB. Słowem - deficyty są skutkiem utrwalonej już struktury dochodów i wydatków, a nie pewnych incydentalnych zdarzeń.
- Chyba jako państwo nie podjęliśmy decyzji, jak chcemy ukształtować strumienie przychodów, kiedy wydatki są wysokie (…) Stoimy w monecie, kiedy trzeba podjąć jakąś decyzję. Skoro na wydatkach nie chcemy oszczędzać, musimy pomyśleć o źródłach przychodów - powiedział Marcin Kujawski.
Jesienią zeszłego roku rząd przedstawił plan konsolidacji fiskalnej w odpowiedzi na unijną procedurę nadmiernego deficytu, ale po kilku miesiącach nikt już nie wierzył w jego realizację. Analitycy BNP Paribas BP uważają, że rząd powinien ponownie taki plan przedstawić dbając, by tym razem był wiarygodny.
- Wiarygodność jest kluczowa (…) Musimy pokazać, że kierunek jazdy jest w stronę niższego deficytu (…) trzeba to potwierdzić, że w kolejnych latach jesteśmy w stanie z deficytem zejść - mówił Marcin Kujawski.
Gospodarka rośnie w tempie 3,5 proc. i je utrzyma
Analitycy banku nie zmienili zasadniczo prognoz dla polskiej gospodarki na ten i przyszły rok. Podtrzymali prognozę wzrostu PKB o 3,5 proc. Głównymi czynnikami wzrostu będą konsumpcja i projekty realizowane w ramach Krajowego Planu Odbudowy, finansowane z unijnych funduszy. Uważają, że w związku z wynegocjowaną 15-procentową stawką celną nałożoną na unijny eksport do USA, perspektywy dla eksportu są gorsze.
- Z okresu marazmu, stagnacji gospodarka dopiero wychodzi (…) Rozwijamy się mniej więcej w tempie 3,5 proc. Popyt krajowy jest głównym czynnikiem, który napędza koniunkturę. Trochę nas martwi sytuacja, jeśli chodzi o eksport - mówił Michał Dybuła.
Ich zdaniem inflacja do końca przyszłego roku będzie pozostawać w wynoszącym 2,5 proc. +/ 1 punkt proc. paśmie odchyleń od celu NBP, a główna stopa procentowa do połowy przyszłego roku osiągnie poziom 3,5 proc. w porównaniu do 4,75 proc. obecnie.
Jacek Ramotowski