Odkąd Emmanuel Macron został w 2022 roku po raz drugi prezydentem Francji osoby na stanowisku premiera zmieniały się jak w kalejdoskopie. Łącznie w tym czasie rządem kierowało pięciu polityków. Co więcej, po rozpisaniu przedterminowych wyborów w 2024 roku nie było ugrupowania, które uzyskałoby większość. François Bayrou stał na czele rządu do minionego wtorku przez pięć miesięcy - o dwa miesiące dłużej niż jego poprzednik, Michel Barnier. Przegrał głosowanie nad wotum zaufania, o które sam wniósł. Jego następcą został dotychczasowy minister obrony Sebastien Lecornu.
Były premier chciał zwiększać oszczędności Francji
Bayrou miał ambitny plan na zaciskanie francuskiego pasa, bowiem kraj boryka się z gigantycznymi problemami finansowymi. Były szef rządu chciał zwiększyć oszczędności o 44 mld euro, zmniejszając deficyt Francji z 5,4 proc. (prognoza na koniec 2025 roku) do 4,6 proc. w roku przyszłym. Planował likwidację dwóch świąt państwowych, a więc zmniejszenie liczbę dni wolnych od pracy. Wreszcie: proponował cięcia socjalne. To nie spodobało się przeciwnikom w parlamencie.
- Opozycja nie zgodziła się na oszczędności, bowiem sprawę budżetu rozgrywa politycznie. Sytuacja jest rzeczywiście dramatyczna - do tej pory Francja jeszcze się w takiej nie znalazła i pogarsza się ona w tempie zastraszającym. Tylko w ciągu pierwszego kwartału tego roku w budżecie ubyło 40 mld euro. Dług publiczny Francji wynosi ponad 3 bln 340 mld euro - to prawie 120 proc. PKB., a więc dwukrotnie więcej niż dopuszczalne zadłużenie wobec ustaleń z paktu stabilizacyjnego Unii Europejskiej. Deficyt budżetowy, który sięga ponad 5,5 proc. to z kolei dwukrotnie więcej niż przewidywały traktaty z Maastricht - wylicza w rozmowie z Interią Biznes dziennikarz Grzegorz Dobiecki, który przez wiele lat był korespondentem we Francji.
Jak szacuje "Le Figaro" w 2029 roku odsetki od francuskiego długu sięgną 100 mld euro (w 2022 roku wynosiły 53 mld euro), a Francja stała się "najgorszym pożyczkobiorcą w klasie europejskiej".
Siła euro jest zagrożona przez Francję?
Obecnie dług Francji w relacji do PKB jest niższy tylko od Włoch i Grecji, która pogrążyła się w kryzysie w 2010 roku, jednak powoli wraca na dobre tory gospodarki. Średnia dla UE wynosi 88 proc., w Polsce - 57,4 proc. We Francji jest to już 114 proc. (dane Eurostatu).

To jednak nie wszystko. Rentowność 10-letnich obligacji jest we Francji jedną z najwyższych w strefie euro i porównywalna z Włochami. Oznacza to, że francuskie problemy finansowe mogą położyć cień na sile euro.
- Siła wspólnej waluty zmaleje. Mamy oto kolejny dowód, że jej koncepcja była motywowana ideologicznie, a nie uzasadniana ekonomicznie - uważa Dobiecki.
W poprawę sytuacji we Francji wierzy szefowa Europejskiego Banku Centralnego i była francuska minister finansów Christine Lagarde.
- Jestem przekonana, że decydenci wezmą pod uwagę ten okres niepewności i zrobią wszystko, co możliwe, by go zmniejszyć - powiedziała po zmianie premiera.
Fitch obniżył rating Francji
Problemy finansowe Francji i niepewna przyszłość znalazły odzwierciedlenie w ocenie gospodarczej jednej z najważniejszych agencji ratingowej, Fitch. W piątkowy (12.09) wieczór opublikowana została decyzja w sprawie obniżenia długoterminowego ratingu kredytowego dla walut obcych z "AA-" do "A+".
Jako główne powody zmiany wskazano: wysoki i rosnący wskaźnik zadłużenia, wysokie obciążenia podatkowe, umiarkowaną perspektywę wzrostu i niepewność polityczną.
"Oczekujemy, że okres poprzedzający wybory prezydenckie w 2027 r. jeszcze bardziej ograniczy możliwości konsolidacji fiskalnej w najbliższej przyszłości i jest bardzo prawdopodobne, że polityczny impas utrzyma się również po wyborach." - głosi uzasadnienie decyzji,
Fitch nie spodziewa się, aby - zgodnie z celem byłego już rządu - deficyt budżetowy spadł do 3 proc. PKB do 2029 roku. Prognozuje za to deficyt fiskalny w 2025 r. na poziomie 5,5 proc. PKB, co jest wartością zbliżoną do celu rządowego wynoszącego 5,4 proc.
"Upadek rządu Bayrou był spodziewany"
Ekonomiści Banku Pekao zwracają uwagę, że problemy finansowe nad Sekwaną mają swoje źródła dużo wcześniej niż czasy rządów Bayrou.
Mimo podniesienia wieku emerytalnego w 2023 roku z 62 do 64 lat, zwiększaniu oszczędności m.in. w ochronie zdrowia czy edukacji nie doszło do efektywnej poprawy sytuacji.
"Problem w tym, że cięcia wydatków były zbyt małe w stosunku do skali wyzwania. Francja posiada największy sektor publiczny (57 proc. PKB) w całej Unii Europejskiej - daleko większy niż w Skandynawii. Jego zbilansowanie wymaga większego wysiłku niż kolejne rządy podjęły." - zwracają uwagę analitycy.
Receptą na problem mogłyby być wyższe wpływy do budżetu państwa z tytułu podatków. Te jednak są dość wysokie na tle krajów europejskich, co może odstraszać inwestorów zagranicznych. Fitch zauważa, powołując się na dane Eurostatu, że relacja podatków do PKB we Francji jest najwyższa w UE i wynosi 45,6 proc. PKB, w porównaniu ze średnią unijną wynoszącą 40 proc. co ogranicza możliwości dalszego podnoszenia podatków.
Taki ruch byłby zresztą samobójczy dla rządzących, którzy naraziliby się na protesty społeczeństwa. Dlatego też przy zwiększaniu oszczędności malały podatki, co jednocześnie negatywnie wpływało na budżet.
"Francja wpędziła się w matnię"
Dobiecki wskazuje, że powodów politycznego patu, a co za tym idzie, sytuacji gospodarczej, należy szukać w podziale francuskiego społeczeństwa na środowiska lewicowe, prawicowe i centryczne, z których każde można nazwać skrajnym. Są one bowiem niechętne do wypracowania kompromisu, co, jak podkreśla, jest trudne do osiągnięcia w przypadku Francji, gdzie prym wiedzie nie kultura negocjacji, a konfrontacji.
- Ostatnie wybory, które prezydent Macron zdecydowanie pochopnie i w nieuzasadniony sposób ogłosił, pokazały ten trójpodział. Francja za sprawą swojego prezydenta wpędziła się w matnię i bardzo trudno będzie z niej wybrnąć - wskazuje.
Prognozuje też, że nowy rząd może podzielić los poprzednich i upaść.
- Nie ma takiego polityka, który by zadowolił te wszystkie trzy formacje, który mógłby znaleźć kompromisowe rozwiązanie i zyskać solidne poparcie większości w parlamencie - ocenia rozmówca Interii.
Skrajny ruch chce obalić prezydenta
Niezadowolenie francuskiego społeczeństwa przybiera na sile. Wyraz tego daje przede wszystkim ruch "Bloquons tout" (fr. "Blokujmy wszystko"). To przede wszystkim zwolennicy skrajnej lewicy, którzy w środę, po zmianie premiera, wyszli na ulice w ramach protestów przeciw prezydentowi, obwiniając go o kryzys polityczny i socjalny. Szacuje się, że w całym kraju w demonstracjach wzięło udział 197 tys. osób.

Dobiecki wyjaśnia, że dla Macrona może być to nie mniejszy problem niż upadek kolejnego rządu, bowiem aktywiści domagają się już nie tylko obalenia premiera, ale i prezydenta. A francuski przywódca jasno zadeklarował, że swoje odejście wyklucza.
Plan Macrona na obronność pod znakiem zapytania
W Pałacu Elizejskim chętnie osiadłaby też prawicowa Marine le Pen, której sprawa toczy się w sądzie.
- Na mocy wyroku pierwszej instancji została pozbawiona biernego prawa wyborczego na pięć lat, co oznacza, że nie może ubiegać się o żaden urząd z wyboru. W szczególności: nie może brać udziału w wyborach prezydenckich. Proces ma odwoławczy ma się rozpocząć w styczniu przyszłego roku. Jeśli zapadnie decyzja uchylająca wyrok niższej instancji Le Pen będzie mogła kandydować w wyborach. Jeśli natomiast ten wyrok zostanie utrzymany w mocy wykluczy ją to z wyborów prezydenckich i jej miejsce zajmie Jordan Bardella, druga osoba w Zjednoczeniu Narodowym - kreśli scenariusze były korespondent we Francji.
Wobec trudnej sytuacji związanej z budżetem pod znakiem zapytania staje też plan Marcona dotyczący zwiększenia wydatków na obronność. A jest on ambitny - osiągnięcie poziomu 70 mld euro w 2027 roku.
- Byłoby to podwojenie tych wydatków w porównaniu z ich stanem z początku prezydentury w 2017 roku - zwraca uwagę Dobiecki.
Na 18 września swój protest zapowiedziały francuskie związki zawodowe. Lecornu staje więc w obliczu kryzysu i finansowego, i socjalnego.
Paulina Błaziak