Znów jesteśmy bardziej w Unii

Ustalenia, które zapadły na brukselskim szczycie Unii Europejskiej potwierdzają, że mieliśmy rację, pisząc 22 października, iż Polska jest już w Unii, z każdym dniem bardziej.

Ustalenia, które zapadły na brukselskim szczycie Unii Europejskiej potwierdzają, że mieliśmy rację, pisząc 22 października, iż Polska jest już w Unii, z każdym dniem bardziej.

Rozszerzenie ma jednak dwa podstawowe wymiary, co w Brukseli pokazano bardzo otwarcie i co powinni sobie wziąć do serca polscy urzędnicy.

Pierwszy aspekt rozszerzenia ma wymiar historyczny. Oto Europa staje przed szansą wymazania pojałtańskich podziałów. I abstrahując od tego, czy motywacja Niemiec, Francji czy Holandii jest taka sama, z politycznego i historycznego punktu widzenia - Unia Europejska musi być rozszerzona. Bez tego nie ma mowy o realizacji ideałów, które legły u podstaw europejskich wspólnot.

Problem polega jednak na tym, że Unia nie jest klubem dyskusyjnym (choć złośliwi czasem tak twierdzą). Jest olbrzymim organizmem gospodarczym, w którym udało się na miarę możliwości wyrównać dysproporcje i osiągnąć przyzwoity poziom dostatku. Chodzi o to, by przyjmując nowe kraje ze względów politycznych, nie popsuć sfery gospodarczej. Unia nie chce być biedniejsza po rozszerzeniu.

Reklama

Na całe szczęście Polska też nie chce. W każdym razie chcieć nie powinna. Dlatego dobrze się stało, że uzyskaliśmy zapewnienie, że:

1. Unia nie straci na rozszerzeniu.

2. Polska do Unii nie dołoży.

3. Reformy UE będą realizowane dopiero po jej rozszerzeniu, więc z udziałem nowych członków.

Wcale to jednak nie oznacza, że szczyt w Brukseli był przełomem w naszej drodze do Unii. Unijni politycy ustalili tylko, że przy okazji rozszerzenia nie będą załatwiać partykularnych interesów. I chwała im za to. czas najwyższy, aby za ich przykładem poszli polscy politycy, którzy myślą o rozszerzeniu i prezentują je w kategoriach wyciągnięcia pieniędzy na ten czy inny cel lub konserwowania - pod szyldem ochrony własnego rynku - złych struktur. Rzeczywistość jest jednak inna.

Każdy zdrowy przedsiębiorca doskonale wie, że żeby konkurować na rynku unijnym, trzeba po prostu być konkurencyjnym. Kto to zrozumiał, już dawno stał się członkiem Unii Europejskiej, a w 2004 r. będzie nim jeszcze bardziej. Kto jednak - wzorem polskich rolników - liczy, że rząd załatwi jakieś pieniądze albo okres przejściowy, jest w błędzie. Poszukiwanie rynków i walka konkurencyjna jest zajęciem dla przedsiębiorcy. Rząd co najwyżej może budować drogi. A i z tym ma sporo kłopotów. Mimo pomocy z UE.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »