Żyją na kredyt. Wynosi 3,5 mld euro, a oni nie przestają
Hiszpańska klubowa piłka nożna jest w stanie upojenia - dwa kluby (Real Madryt, Barcelona) wystąpią w półfinale Ligi Mistrzów z widokami na triumf w tej imprezie, trzy kluby są w najlepszym kwartecie Ligi Europy (Valencia, Atletico Madryt, Athletic Bilbao). Sukces sportowy i sytuacja finansowa tamtejszego futbolu to jednak dwie różne sprawy...
Chociaż Real walczy z Barceloną o mistrzostwo kraju, są potężnie zadłużone. W przypadku Realu to 589 mln euro, Barcelony - 578 mln euro. Problemy finansowe mają też m.in. Valencia (382 mln euro) i Atletico Madryt (514 mln euro). Prawdziwe kłopoty mogą ich dopiero dopaść - zgodnie z przygotowywaną ustawą kluby zadłużenie regulować mogą tylko ze swoich przychodów. Wątpliwe aby to się udało. Jednocześnie kluby są ostro krytykowane za niebotyczne zarobki piłkarzy w kraju, w którym jest 5 mln bezrobotnych (największy procent w UE) i szykują się następne cięcia budżetowe oraz podwyżki cen. Kluby tymczasem są zadłużone na w sumie 3,5 mld euro.
Sześć klubów z ekstraklasy podupadło do tego stopnia, że są w zarządzie komisarycznym - Rayo Vallecano, Racing Santander, Betis Sevilla, Saragossa, Granada i Mallorca. Tyle samo klubów z zaplecza ekstraklasy dotknęło ten sposób zarządzania. Jak długo jeszcze potrwa ta jazda na kredyt? Nikogo w Hiszpanii nie stać na niebotyczne transfery, a jednak Real i Barcelona szastają pieniędzmi i wygrywają w Europie. Jeśli jednak niezależny księgowy powie kiedyś "sprawdzam" katastrofa jest pewna.
Trafi na pewno na Valencię - w 2007 r. podjęła decyzję o budowie nowego stadionu na 70 tys. miejsc. W 2009 r. - w dobie kryzysu - prace na obiekcie przerwano, bowiem klub nie znalazł kupca na teren pod starym stadionem. Pieniądze jednym słowem wyrzucono w błoto.
Krzysztof Mrówka