Kasandryczna wizja dla Wielkiego Smoka czyli kruchość chińskiej porcelany

Przewodnią ideą przyświecającą liberałom jest laissez faire - państwo nie powinno stać nikomu na przeszkodzie w wykonywaniu praw własności. Jest to jednocześnie jeden z kantowskich imperatywów kategorycznych. Nakazuje, by każdy rozporządzał swoją własnością wedle własnego uznania.

Bezsprzeczny pozostaje fakt, że w dzisiejszych realiach gospodarczych stały i stabilny wzrost gospodarki jest możliwy wyłącznie dzięki - używając nomenklatury Williama Baumola - kapitalizmowi przedsiębiorców (zwłaszcza tych z sektora MSP) żyjącemu w mutualistycznej symbiozie z kapitalizmem wielkich firm i ograniczonym do niezbędnych granic kapitalizmem państwowym. I trzeba przyznać, chińskie władze zaczęły się z tym godzić, o czym najdobitniej świadczą poczynione ostatnio reformy, a zwłaszcza zapewnienie obywatelom prawnej ochrony własności, będącej warunkiem koniecznym rozwoju wszelkiej przedsiębiorczości - "życiodajnej rosy" każdej gospodarki pozwalającej wyjść obronną ręką z kryzysów zewnętrznych.

Reklama

Made in China?

Jak powszechnie wiadomo, nie tylko Chiny, ale cała Azja, wyjąwszy jedynie Japonię i Koreę Południową, żyje z podwykonawstwa zachodnich zleceń. Prawie dwie trzecie eksportu Państwa Środka stanowią zamówienia na półprodukty od zachodnich firm. Stąd ich niezmiennie dodatni bilans na rachunku obrotów bieżących, który sięgnął w 2008 r. 12 proc. PKB, a co za tym idzie, robiące piorunujące wrażenie rezerwy przeznaczane na jeszcze silniej oddziałujące na ludzką wyobraźnie inwestycje.

Przykładowo w 33 chińskich miastach planowane są nowe inwestycje w kolej podziemną, a w 28 rozpoczęto już prace. W 2006 r. w całym kraju działało tylko 10 linii metra, w 2009 r. zwiększono ich liczbę do 37, a w 2015 r. będzie ich 86. Inwestycje stanowią fundament nowej ścieżki rozwoju ChRL, obranej przez władzę pod wpływem lekcji wyciągniętych z ostatniego kryzysu krajów Zachodu i związanego z tym załamania popytu, na skutek którego na początku 2009 r. 50 milionów ludzi w Chinach straciło pracę.

Zapaść zleceniodawców powiązana ze spadkiem tempa wzrostu ich macierzystych gospodarek uzmysłowiła bowiem Chińczykom, że nie można polegać wyłącznie na eksporcie, opartym ponadto na sztucznie utrzymywanym, zaniżonym kursie renminbi (a więc mówiąc inaczej: ładzie merkantylizmu i silnej pozycji producenta na rynku międzynarodowym właśnie), ponieważ taka sytuacja uzależnia ich od kondycji importujących gospodarek jak, nie przymierzając, hubę od drzewa. I rzeczywiście, pod tym względem, czyniąc zmiany obligatoryjnymi, a w konsekwencji powodując jeszcze dalej idące otwarcie ChRL na wolną konkurencję, kryzys stał się dla niej prawdziwym błogosławieństwem.

Szczególnie biorąc pod uwagę, że - jak mówi prof. Adam Noga - "legendarne już przyciąganie kapitału zagranicznego offshoring, śmiesznymi kosztami pracy pomału się kończy. 30 lat rozwoju to też 30 lat bardzo wysokiej inflacji, która już dzisiaj owocuje reshoringiem, czyli wychodzeniem wielkich firm z Chin i powrotem do macierzy".

Przykładowo wielki odwrót zadeklarował Ford. Do 2015 r. zamierza zakończyć przeprowadzkę. Na ten cel przeznaczył 16 mld dol. - za te pieniądze ma powstać w Stanach Zjednoczonych 12 tys. miejsc pracy. Zresztą nie ma się co dziwić. Co czwartej amerykańskiej fabryce powrót na drugą półkulę po prostu bardzo się opłaca. Powody tego są dwa. Po pierwsze, USA dzięki łupkom mają obecnie czterokrotnie tańszy gaz niż ChRL.

Po drugie, w ciągu ostatnich kilkunastu lat roboczogodzina w Chinach zdrożała bez mała pięciokrotnie (z ok. 50 centów do 2,5 dol.). Wygląda więc na to, że globalizacyjny boom na tani biznes w Chinach minął. Bezpowrotnie. Eksportowa gospodarka co prawda wyciągnęła część Chińczyków z nędzy. Nie zdołała jednak - i raczej nie zdoła - doprowadzić ich do zamożności. Co trzeba jednak wyraźnie podkreślić, przepowiednie o dzieleniu japońskiego losu są mocno przesadzone.

Luka popytowa

Sedno dzisiejszych problemów Wielkiego Smoka tkwi bowiem w tym, że od 2008 r. wzrost gospodarczy przechylił się tam zbytnio ku finansowanym przez państwo inwestycjom (pierwszy pakiet stymulacyjny z tegoż roku wart był bagatela 600 mld dol.), ustalanym z góry przez Komunistyczną Partię Chin, a przez to oderwanym od racjonalizującego je oddziaływania sił rynkowych.

Chińska Akademia Nauk opublikowała nie tak dawno raport pod tytułem "Rozwój regionalny po 2011 r. w obliczu kryzysu finansowego". Z danych tam przedstawionych wynika, że po wielkim kryzysie azjatyckim w 1998 r. Chiny rozpoczęły intensywną budowę autostrad. Do końca 2011 ich łączna długość wyniosła ponad 30 tys. km (!). Jednakże, jak wskazują eksperci portalu Money.pl, autorzy raportu podkreślają, że sieć komunikacyjna była rozbudowywana na wyrost i do dziś nie jest racjonalnie wykorzystana.

Niedługo po upadku Lehman Brothers dla zapewnienia wzrostu chińskiego PKB zatwierdzono wiele wspomnianych już inwestycje w koleje podziemne. W rezultacie, w 2010 r. udział inwestycji w chińskim PKB sięgnął aż 45 proc. (obecnie jest to już ponad połowa dochodu narodowego), z czego połowa to inwestycje państwowe, które podobnie jak te będące bękartami ekspansji kredytu i środków fiducjarnych, są w dłuższej perspektywie i znakomitej większości po prostu chybione.

Stąd właśnie nietrudne do spotkania nad rzekami Żółtą czy Niebieską miasta bez mieszkańców i autostrady, po których praktycznie nikt nie jeździ. A dodatkowo, kłopoty rynku finansowego związane ze złymi kredytami, które według danych Chińskiej Komisji Kontroli Bankowej (CKKB) wyniosły 526,5 mld juanów, tj. 85,7 mld dol., co oznacza 17-proc. wzrost w I kw. br.

O zadłużeniu sektora prywatnego - będącego przecież jedną z konsekwencji tych zachęcających przedsiębiorców do ryzykowania własnym kapitałem, nietrafionych przedsięwzięć państwowych (vide nierentowne sklepiki w przejściach rzadko wykorzystywanego metra czy przynoszące straty stacje benzynowe przy nieruchliwych drogach) - które sięgnęło 136 proc. PKB nie wspominając.

Wystarczy nadmienić, że zgodnie z przewidywaniami Standard&Poor's w ciągu dwóch lat długi chińskich przedsiębiorstw będą wyższe niż amerykańskich, a jedna trzecia światowego zapotrzebowania na kredyt w 2017 r. - które zdaniem autorów analizy sięgnie 53 bln dol. (!) - zgłoszona zostanie w Chinach.

Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego moce produkcyjne chińskiego przemysłu są o 40 proc. za wysokie, a to - jak twierdzą analitycy Société Générale - w razie nawet niewielkiego niedostatku wewnętrznego popytu, czy to spowodowanego spadkiem liczby inwestycji państwowych, czy to spadkiem konsumpcji, na którym oparła się chińska gospodarka po 2008 r., może doprowadzić do eskalacji kryzysu, który dla zadłużonych przedsiębiorców będzie niósł katastrofalne konsekwencje.

Wewnętrzna konsumpcja została co prawda ostatnimi czasy rozbudzona, ale nie na tyle, by zapewnić Chinom wewnętrzną stabilizację w warunkach ochłodzenia zachodnich gospodarek. Sztucznie wykreowana luka pomiędzy popytem a podażą (nawet w zeszłym roku Chiński Bank Centralny dwukrotnie zmniejszył stopy procentowe i zliberalizował wymogi dotyczące rezerw obowiązkowych w bankach komercyjnych) najprawdopodobniej doprowadzi do krachu wielu gałęzi przemysłu, a co za tym idzie bankructwa niezliczonej liczby małych i średnich przedsiębiorstw, za którymi stoją ludzie starający się ze wszystkich sił skończyć ze statusem średniowiecznego przypisańca (człowieka przywiązanego do ziemi prawem feudalnym, nie mogącego opuścić miejsca swego zamieszkania) i podążać za czymś więcej niż egzystencjalne minimum. To jest, przykładowo, 138 dol. miesięcznie, bo tyle właśnie wynosi średnia płaca w Chongqing, jednym z największych ośrodków przemysłowych.

Solution libérale

Na razie Chiny ratuje utrzymujący się wciąż na zadowalającym poziomie popyt wewnętrzny, będący rezultatem przeprowadzanego od 2007 r. równoważenia gospodarki, kiedy to Narodowy Kongres Ludowy - realizując wprowadzony w 1988 r. do konstytucji zapis o ochronie własności prywatnej - ustanowił bardziej kompleksowe prawo własności, przyznające obywatelom taką samą ochronę prawną, jaką ma państwo, co - bez względu na wątpliwą skuteczność jego egzekucji - stanowi krok w dobrym kierunku; przynajmniej w założeniu, od czasu uchwalenia ustawy o ochronie własności prywatnej, "własność państwowa, kolektywna i indywidualna korzysta z ochrony prawa i nie może być naruszana".

Dość powiedzieć, że już w roku obecnym większa część chińskiego PKB będzie powstawać w usługach, a nie w przemyśle. Popyt w tym sektorze ma być wszak w założeniu alternatywą - i bardzo słusznie, także ze względu na fakt, że jest to chyba najlepszy bodziec dla tworzenia się klasy średniej, na której opierają się niemal wszystkie silne i stabilne gospodarki - nie tylko dla jakże zdradliwego w dłuższej perspektywie eksportu (bo całkowicie uzależnionego od kondycji zleceniodawców), ale i nierentownych inwestycji państwowych, które doprowadziły do potwornego zadłużenia (zarówno publicznego, jak i prywatnego) stanowiącego obecnie największe zagrożenie dla dalszego rozwoju Państwa Środka.

Wystarczy, że banki - a za nimi niezależni od nacisków rządu pożyczkodawcy z szarej strefy - wstrzymają akcję kredytową w reakcji na rosnący odsetek niespłaconych zobowiązań, co doprowadzi do tąpnięcia w liczbie prywatnych inwestycji. To spowoduje upadek niezliczonej liczby firm i wywoła falę bezrobocia. Jako zapowiedź powyższego potraktować należy problemy na chińskim rynku międzybankowym, gdzie trudno pozyskać gotówkę. Tegoroczny wzrost akcji kredytowej może być mniejszy aż o 750 mld juanów (ok. 122 mld dol.), czyli mniej więcej tyle ile wynosi PKB Wietnamu. Taka jest przynajmniej mediana prognoz 15 analityków ankietowanych przez Bloomberga. To właśnie na tym założeniu operują eksperci Société Genéralé, wieszcząc poważne kłopoty Chin; problemy ze spłatą zobowiązań, zamrożenie akcji kredytowej przez banki oraz spadek tempa wzrostu PKB znacznie poniżej 4 proc. PKB.

Ważne:

Wbrew temu, co ostatnio usilnie suflują różni "ekonomiści", przewaga konkurencyjna nie może być w nieskończoność generowana przez wsparcie państwa. Prędzej czy później rzesze pojedynczych przedsiębiorców i setki firm przyzwyczajone do popytu z kroplówki, na skutek jej odłączenia, będą musiały upaść. Klucz do sukcesu Wielkiego Smoka tkwi więc raczej w zmianie dotychczasowego sposobu myślenia tamtejszych decydentów - sferze społeczno-politycznej, a nie stricte ekonomicznej. Całkowitym otwarciu na wolną wymianę, stanięciu w szranki na międzynarodowych rynkach oraz daniu możliwości obywatelom swobodnego konkurowania zarówno na rynku wewnętrznym, jak i zewnętrznym. I jak się zdaje, Sormanowskie "rozwiązanie liberalne" to jedyny właściwy drogowskaz. Zawierzenie innemu doprowadzi bowiem do sytuacji, w której nie będzie mowy o gospodarczej symbiozie, czy, mówiąc jaśniej, zrównoważonym rozwoju, którego podstawy nie zaczną się trząść na skutek nawet najlżejszego wiatru wiejącego ze strony popytowej. Całe szczęście świadomość tego zaczyna powoli przebijać się nawet do twardych głów "(post)komunistycznych mandarynów".

Michał Wolangiewicz, Instytut Misesa

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: Chiny | chińskie | kryzys | Standard & Poor's | rynki wschodzące | rating | MFW
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »