Nowe przepisy miały chronić dłużników, a mogą pogorszyć ich sytuację
Od 2024 roku osoba zadłużona będzie mogła odmówić kontaktu z firmą windykacyjną. Sprawa co prawda trafi wtedy do sądu, ale wierzyciel dłużej nie zobaczy swoich pieniędzy. Dłużnik, biorąc pod uwagę czas postępowania, powinien liczyć się z kosztami sądowymi i rosnącymi odsetkami, co skutkuje tym, że po przegranej sprawie będzie musiał oddać więcej.
- 1 stycznia 2024 r. zacznie obowiązywać pierwsza w Polsce ustawa o działalności windykacyjnej i zawodzie windykatora
- Firmy windykacyjne będą miały 12 miesięcy na dostosowanie się do przepisów
- Dłużnik będzie miał prawo odmówić kontaktu z windykatorem
- Wykluczy to polubowne rozwiązanie problemu
- Wierzycielowi pozostanie wtedy skierowanie sprawy do sądu
Od przyszłego roku zacznie obowiązywać pierwsza w Polsce ustawa o działalności windykacyjnej i zawodzie windykatora. Zainicjowana została przez Ministerstwo Sprawiedliwości, a jej ostateczny kształt to efekt szerokich konsultacji społecznych. Zainteresowane środowiska - windykatorzy, komornicy, adwokaci - nie są z niej jednak do końca zadowolone. Po 1 stycznia 2024 roku firmy zajmujące się windykacją polubowną będą miały 12 miesięcy na przystosowanie się do nowych standardów i przepisów.
- Sam pomysł ustawy jest godny pochwały, bo ureguluje ona sytuację i wykluczy patologie. Branża bardzo się zresztą zmieniła, zniknęły z niej osoby przypadkowe i nieprzeszkolone, ma ona swoje zasady etyczne i kary za ich złamanie. Co do zasady profesjonalizacja każdej branży jest dobra pod warunkiem, że ustawodawca zachowuje rozsądek - mówi Interii Biznes Wojciech Węgrzyński, partner w Trenda Group.
Ustawa wyklucza działania windykacyjne wobec osób niepełnosprawnych, nieposiadających pełnej zdolności do czynności prawnych i starszych niż 75 lat, dokładnie też opisuje czynności, jakie można podjąć wobec dłużnika. Zarazem wprowadziła jednak nowy przepis tzw. "zgłoszenie sprzeciwu", który w intencjach miał chronić dłużnika przed nadgorliwością windykatora. Eksperci zwracają jednak uwagę, że konsekwencje jego zastosowania mogą obrócić się... przeciwko dłużnikowi.
- Dotąd dłużnik nie miał prawa odmówić kontaktu z firmą windykacyjną. Nowa ustawa pozwala na zgłoszenie przez niego sprzeciwu - w formie pisemnej lub choćby słownej - co oznacza całkowite wstrzymanie prowadzenia sprawy w trybie polubownym. Myślę że ten przepis będzie nagminnie wykorzystywany. Dłużnik może sądzić, że w ten sposób uwolnił się od problemu, tymczasem ściąga sobie wtedy na głowę jeszcze większy - przekonuje nasz rozmówca.
Po zgłoszeniu sprzeciwu wierzyciel nie będzie mógł zaproponować dłużnikowi ugody, umorzenia części zadłużenia czy rozłożenia płatności na raty - pozostanie mu skierowanie sprawy do sądu.
- W praktyce rozwiązanie całej sprawy się wydłuży i do kwoty podstawowej dojdą dodatkowe odsetki, a przede wszystkim koszty sądowe. Ktoś, kto miał 10 tys. zł długi w krótkim czasie będzie miał na karku 15 tys. zł - podkreśla Wojciech Węgrzyński.
Dla wierzyciela złożenie sprzeciwu przez dłużnika oznaczać będzie stratę czasu i pieniędzy. W całym kraju prowadzone są setki tysięcy spraw na etapie polubownym tj. przedsądowym. Przekierowanie ich do sądu zdecydowanie wydłuży czas ich prowadzenia, a już dziś wierzyciel czeka na prawomocny wyrok od 6 do 18 miesięcy zanim może skierować sprawę do komornika i zająć rachunki dłużnika. Oznacza to, że dłużej będzie czekał na pieniądze i musi ponieść koszty postępowania sądowego. Owszem, ostatecznie odzyska je od dłużnika, ale po jeszcze dłuższym czasie.
- Dla wierzycieli dobrze działających, generujących zyski, którzy płacą podatki, wynagrodzenia pracowników, generują PKB, znów będzie drożej i gorzej. Wielu z nich gotowych jest umorzyć część wierzytelności, byle resztę odzyskać jak najszybciej - teraz często nie będzie to możliwe - wskazuje nasz rozmówca.
- Nadmierna ochrona dłużnika niczego nie naprawi, może okazać się jeszcze większym problemem dla każdej ze stron. Stawiałbym na prewencję, edukację konsumentów i firm w podejmowaniu zobowiązań. Niestety znam przypadki, że ludzie popadali w jeszcze większe problemy zaciągając tzw. chwilówki nie po to, aby spłacić wszystkie poprzednie zobowiązania i zostać z jedną realną ratą pozwalającą wyjść z problemów, lecz spłacali tylko ratę jednego z kredytów zaciągając kolejne. I lawina gotowa - podsumowuje Wojciech Węgrzyński.
Ustawa przewiduje, że firma windykacyjna może być spółką akcyjną lub spółką z ograniczoną odpowiedzialnością (dotąd możliwa była tylko ta pierwsza forma) z kapitałem zakładowym na poziomie minimum 1 mln zł (w pierwszej wersji projektu 5 mln zł).
Osoba chcąca wykonywać zawód windykatora będzie musiała mieć co najmniej 21 lat, wykształcenie średnie lub wyższe i nie mieć "na koncie" wyroku za przestępstwo umyślne ani... długów.
Licencja windykatora wydawana będzie na 10 lat, a firmy z tej branży nadzorować mają "minister właściwy ds. gospodarki" - wobec przedsiębiorstw, a KNF w zakresie kontroli procedur wewnętrznych. Rażące nieprawidłowości mogą kosztować firmę windykacyjną nawet 1 mln zł, a wprowadzanie w błąd dłużnika grozi wyrokiem 2 lat więzienia.
Wojciech Szeląg