Truskawki po norwesku - 120 złotych za godzinę pracy?
Tym razem ktoś wymyślił przekręt pod pretekstem wyjazdu na zbiory truskawek do Norwegii. Któż by nie chciał zarabiać 80 koron na godzinę, a do tego nawet do 200 proc. więcej za pracę w soboty i niedziele. Oferta jest tak atrakcyjna, że od razu wydała się nam podejrzana.
Z uwagą przeanalizowaliśmy pliki pdf, w których dość szczegółowo opisano ofertę pracy przy zbiorze truskawek w kraju fiordów. Po zawartości merytorycznej jak też poziomie językowym widać, że materiały zostały fachowo przygotowane. Aż do przesady. Bo niektóre zapisy brzmią tak pięknie, że wręcz nieprawdopodobnie. Poniżej fragment zatytułowały "Praca i Zarobki":
"Zarobki w Norwegii jeśli chodzi o zatrudnienie wakacyjne są jednymi z najwyższych w Europie. Normalny czas pracy to 9 godzin dziennie i 40 - 45 godzin tygodniowo (5 dni roboczych). Ponadto za pierwsze dwie nadgodziny pracodawca płaci pracownikowi plus 50 proc. ustalonej płacy, a za każde następne 100 proc.. W soboty i niedziele stawka wzrasta o 200 proc.. Zarobki w ubiegłym sezonie kształtowały się na poziomie 60-80 NOK za godzinę, dodatkowo premia w zależności od rodzaju zbiorów i nadgodzin (kwota już po odciągnięciu mieszkania i ubezpieczenia).Wynagrodzenie wypłacane jest co tydzień do ręki (nie na konto). Jednakże polski koordynator może pomóc w założeniu norweskiego konta, aby nie nosić przy sobie tak dużej gotówki. Wszelkimi formalnościami zajmujemy się po przybyciu pracownika do Norwegii."
To prawda, że w Norwegii pracując na plantacji można zarobić więcej niż np. w Niemczech czy Holandii, ale żeby nadgodziny były płatne podwójnie, a za pracę w weekendy (a przy zbiorach to reguła) należała się potrójna stawka (wychodziłoby wtedy, po przeliczeniu na złote, około 120 zł za godzinę), coś takiego w praktyce się nie zdarza. Może faktycznie są w Norwegii przepisy, które narzucają odgórnie takie system płacowy (i autor opisywanej tu oferty bezkrytycznie je powielił), ale rzeczywistość jest taka, że Polacy pracujący w krainie fiordów przy zbieraniu truskawek, bardzo często pracują nielegalnie, a jeśli mają umowy, to obowiązują ich stawki akordowe, takie same przez cały tydzień.
Najbardziej zaskakujące w tej wspaniale brzmiącej ofercie jest to, że wystarczy wpłacić na podane konto symboliczną kwotę, bo 15 zł, aby zakwalifikować się na wyjazd. Ten warunek został opisany w następujący sposób:
"Całkowity koszt obejmujący korespondencję do Norwegii i do Państwa (odesłanie informacji zwrotnej bądź biletu drogą pocztową) wynosi 15,00 zł. Opłata jest dobrowolna i jedyna jaką ponosi zainteresowany. Podkreślamy, iż bez jej uiszczenia nie jesteśmy w stanie dokończyć rekrutacji. Powyższą kwotę prosimy o wpłacenie na poniższe konto..."
Widać, że autor tej oferty zna ustawę o agencjach pośrednictwa, która zakazuje wprost pobierania jakichkolwiek opłat z tytułu załatwienia pracy. Można jedynie wnosić o zwrot faktycznie poniesionych kosztów, np. na tłumaczenia lub korespondencję.
Zastanawiające, że nie podano żadnego adresu norweskiej firmy, żądnego numeru telefonu. Jedyny konkret to dane właściciela konta bankowego w Łodzi. Niemal na sto procent są to dane podstawionej osoby (np. jakiegoś 90-letniego dziadka, któremu wymiar sprawiedliwości już nic nie zrobi), a samo konto zapewne już nie istnieje.
Naszym zdaniem sedno tego przekrętu polega na dużej atrakcyjności oferty zestawionej z niską opłatą rekrutacyjną. Ktoś powie, że na 15-złotowch opłatach trudno się dorobić. A jeśli takich wpłat będzie np. tysiąc, to przecież uzbiera się już ładna kwota. Niska opłata ma jeszcze tą zaletę, że nikt z oszukanych nie będzie dochodził szkody, chodził na policję czy do prokuratury. I oto właśnie w tym biznesie chodzi.
jl