W branży hotelarskiej optymizm po majówce. "Wakacje zapowiadają się dobrze"
Majówka była dla branży hotelarskiej udana, ale jedno nie ulega wątpliwości - Polacy wyraźnie skracają czas wypoczynku. Tak będzie też latem - prognozują eksperci. Jako pierwsi mamy dane z 200 hoteli w Polsce.
- 76 proc. wyjazdów Polaków na majówkę trwało nie dłużej niż 4 dni
- Majówka była o 15-25 proc. droższa od zeszłorocznej
- W 2019 r. goście spędzali w hotelu 5,6 dnia, teraz - 3,6
- W porównaniu z ub.r. pytań o ofertę wakacyjną jest o 30 proc. więcej
- Polacy już rezerwują wyjazdy nawet na 2024 r., bo liczą się z dalszą zwyżką cen
Branża hotelarska ma za sobą wyjątkowo trudny czas - najpierw dwa długie lata covidu i zamknięcie hoteli, całkowite lub częściowe, potem napaść Rosji na Ukrainę, niepewność i ograniczenie zainteresowania zwłaszcza ze strony zagranicznych gości, wreszcie szok inflacyjny - gwałtowny wzrost kosztów, zwłaszcza energii i konieczność ograniczenia wydatków przez wiele polskich rodzin. Nic dziwnego że na majówkę 2023 branża czekała z niepokojem i ciekawością - dziś już może ją podsumować i wyciągnąć wnioski na sezon letni.
Tegoroczna majówka była wyjątkowo długa - mogła trwać nawet 9 dni przy trzech dniach urlopu. Większość gości polskich hoteli zdecydowała się jednak na znacznie krótszy pobyt - 76 proc. przyjechało 28.04, a wyjechało 2.05. (dane według zapisów check in i check out). Tylko 5-7 proc. gości (zależnie od regionu) decydowało się na pobyt 5-dniowy i dłuższy. O ile między 28.04 a 2.05. obłożenie miejsc w hotelach wynosiło 90-100 proc., to od 3.05 do 7.05 nie przekroczyło 30-40 proc.
- W 2019 r. goście spędzali w hotelu średnio 5,6 dnia, w 2022 - 3,9 dnia, w tym roku - wliczając majówkę - wskaźnik wynosi dotąd 3,6. Ludzie nadal chcą wyjeżdżać, potrzebują tego, nie chcą rezygnować ze standardu, do którego są przyzwyczajeni, ale oszczędzają skracając czas pobytu. Natomiast w trakcie samego pobytu już nie trzymają się za kieszeń, chcą się nim cieszyć w pełni - powiedział Interii Biznes Grzegorz Gacek, prezes zarządu HSP Management Sp. zoo i właściciel Hotelu Szczawnica Park Resort and Spa.
Jak mówi nam prezes Gacek przed pandemią standardem była rezerwacja pobytu na majówkę, wakacje czy święta z wyprzedzeniem 2-3 miesięcy. Potem przeważały rezerwacje "na już", bo nigdy nie było pewne czy i kiedy hotel będzie otwarty i czy nie zmienią się obowiązujące obostrzenia, co więcej - nawet w hotelach kategorii resort pojawiło się nieznane wcześniej zjawisko przyjazdów "z lady" czyli w ogóle bez rezerwacji. Dziś obserwujemy kolejną zmianę - za sprawą inflacji. Tegoroczna majówka w hotelach była bowiem o 15-25 proc. droższa od poprzedniej, a to nie koniec.
- Ludzie już bukują miejsca na lato, wrzesień czy nawet na ferie w przyszłym roku - w moim hotelu rezerwacji jest więcej niż kiedykolwiek wcześniej - bo myślą racjonalnie i wiedzą, że w ten sposób mogą zaoszczędzić. Żywność zdrożała o 25 proc., co musi podnieść cenę usług gastronomicznych, koszt prądu wzrósł o 250 proc. r/r, a ogrzewania o 41 proc... . Do tego płace pracowników i spłata kredytów o coraz wyższym oprocentowaniu - wszystko to hotelarze muszą przełożyć na cenę. Jednorazowa podwyżka byłaby szokiem, jest więc jasne że ceny będą rosły stopniowo przez następne pół roku, a zatem kto może rezerwuje i płaci zaliczkę już dziś - tłumaczy Grzegorz Gacek.
Branża widzi jednak także rosnące zainteresowanie wypoczynkiem w czerwcu i wrześniu/październiku. Tę opcję wybierają zwłaszcza osoby bez dzieci, znaczenie mają tu też wyraźnie niższe ceny (nawet o 20 proc.).
Dla właściciela hotelu majówka to zawsze swoista próba generalna przed sezonem letnim, pozwala snuć prognozy, jak będą wyglądały wakacje. Zapowiadają się dobrze. Popyt jest, ludzie mają apetyt na wyjazdy, ale ponieważ są one dla nich finansowym wysiłkiem - będą one krótsze, a gość - jeszcze bardziej wymagający.
- Liczba zapytań na okres lipiec-sierpień już jest o 30 proc. większa niż w tym samym czasie przed rokiem. Z drugiej strony aż 47 proc. Polaków nie wie jeszcze czy w wakacje pojedzie nad morze czy w góry - być może po prostu najważniejsze będzie złapanie cenowej "okazji". Tak czy inaczej standardem będzie wyjazd na 5-7 dni. Łatwiej będzie droższym hotelom, bo ich klienci mniej boleśnie odczuwają inflację, ale i te średniej klasy nie są bez szans - wszystkim sprzyja wzrost cen biletów lotniczych, co wielu Polaków skłoni do pozostania latem w kraju, zwłaszcza tych, którzy - w znaczącej mierze dzięki bonowi turystycznemu - przekonali się już jak atrakcyjna jest Polska i jak dobrą bazą hotelową dysponuje. Większość obiektów za granicą ma 20-30 lat i to już po nich widać, w Polsce hotele są nie tylko nowe (5-15 lat), ale i nowoczesne, mają wszystkie najnowsze udogodnienia - przekonuje ekspert.
Lada dzień ma zresztą zapaść decyzja o ewentualnym wznowieniu bonu turystycznego, choć zapewne w innej formie. Branża liczy na to, ale nie chciałaby zmiany zasad, które się sprawdziły.
- Bon pomagał zarówno rodzinom, jak i przedsiębiorcom. Był dobrze zakomunikowany, jasno opisany, system płatności działał, a samo korzystanie z niego było proste, czego dowodzi fakt zrealizowania 95 proc. bonów. Ja bym tu nic nie zmieniał, bo lepsze jest wrogiem dobrego - podsumowuje rozmowę prezes Grzegorz Gacek.
Wojciech Szeląg