Węgry: Zamrozili franka, teraz staną się kolonią?

Węgry są dzisiaj najbardziej zadłużonym krajem w regionie, z długiem publicznym na poziomie ok. 80 proc. PKB.

W kwietniu 2010 r. partia Fidesz zwyciężyła w wyborach parlamentarnych na Węgrzech miażdżącą większością głosów. Ugrupowanie Viktora Orbana zdobyło 58,8 proc. głosów. To najlepszy wynik w historii demokratycznych Węgier. Fidesz razem z partią KDNP uzyskał większość konstytucyjną potrzebną do przeprowadzenia gruntowanych reform w państwie. Viktor Orban po raz drugi został premierem. Rozpoczęła się demokratyczna rewolucja.

Prawicowy Fidesz przejął władzę z rąk skompromitowanych socjalistów, którzy przez osiem lat rządzili lub współrządzili krajem. I rozpoczął swoje rządy od rozliczania poprzedników, których wyborcy ukarali za rozrzutną politykę i fałszowanie danych ekonomicznych na temat rzeczywistego stanu państwa.

Reklama

Węgry są dzisiaj najbardziej zadłużonym krajem w regionie, z długiem publicznym na poziomie ok. 80 proc. PKB. Kiedy Fidesz przegrał wybory po swojej pierwszej kadencji w 2002 r., dług publiczny Węgier wynosił 55,6 proc. PKB. Polityka socjalistów doprowadziła w ciągu ośmiu lat do wzrostu zadłużenia do 80,2 proc., z którym dzisiaj zmaga się rząd Viktora Orbana.

Według zapisów nowej konstytucji Węgier, która weszła w życie 1 stycznia br., zadłużenie publiczne państwa nie może przekroczyć w przyszłości 50 proc. PKB. Węgierskie rozwiązania idą zatem nawet dalej niż pakt fiskalny, który określa górny limit zadłużenia państw sygnatariuszy na 60 proc. PKB. Wydawałoby się, że te oraz inne decyzje polityczne Viktora Orbana, których celem jest wyprowadzenie zrujnowanej gospodarki na prostą i uzyskanie równowagi budżetowej, powinny zyskać poparcie Unii Europejskiej, koncentrującej swoje wysiłki na walce z nadmiernym zadłużeniem państw członkowskich i narzucającej ostrą dyscyplinę fiskalną. A jeśli nie poparcie, to przynajmniej życzliwą akceptację. Jednak Węgry pod rządami Viktora Orbana stały się ofiarą bezprecedensowej nagonki rozpętanej przez jego postkomunistycznych wrogów, którzy uruchomili wielką europejską międzynarodówkę liberałów i lewicowców, sprzymierzonych w walce z odradzającym się "faszyzmem".

Gdyby dać wiarę histerycznym opiniom eurokratów, to trzeba by przyjąć, że w kwietniu 2010 r. nad Dunajem ponad połowa Węgrów, którzy wybrali się do urn, zagłosowała za faszystowską dyktaturą i oddała władzę w ręce antydemokratycznego autokraty. Kolejny raz najwyżsi przedstawiciele Unii Europejskiej występują w roli mędrców, którzy rozstrzygają o tym, co jest zgodne z demokracją, a co jest jej zaprzeczeniem. Sami przy okazji prezentują cały wachlarz zachowań nie mających z prawdziwą demokracją wiele wspólnego.

Efektem tej paneuropejskiej histerii, z chlubnym wyjątkiem Polski, jest sytuacja, w której praktycznie niemożliwa jest rzeczowa dyskusja nad kierunkiem polityki rządu Viktora Orbana.

Narodowe wyznanie wiary

W ciągu dwóch lat rządów koalicji Fideszu i KDNP uchwalono ok. 365 ustaw. Przeprowadzono reformy administracji publicznej, sądownictwa, systemu zdrowia i edukacji. Wiele z tych reform uderza w rozmaite wpływowe grupy interesów, które używają wszelkich dostępnych środków do walki z rządem, także za granicą. Ten mechanizm mobilizowania europejskiej opinii publicznej przeciwko suwerennemu rządowi znamy z naszych doświadczeń podczas rządów PiS w Polsce w latach 2005-2007. Największe emocje wzbudziła nowa konstytucja Węgier, która została uchwalona w kwietniu 2011 r. i weszła w życie 1 stycznia 2012 roku. Niektóre zapisy rozgrzały wielu wpływowych europejskich polityków do czerwoności.

Szczególnie bulwersujące okazały się: zmiana nazwy kraju z Republiki Węgierskiej na Węgry (bo oznaczała, zdaniem krytyków, niechybny koniec republiki, chociaż gdyby owi krytycy pofatygowali się i przeczytali początek konstytucji, znaleźliby tam zapis mówiący o tym, że "formą państwa węgierskiego jest republika" ); odwołanie do Boga w zdaniu "Boże, błogosław Węgrów"; konstytucyjna ochrona małżeństwa, rozumianego jako "dobrowolna wspólnota życiowa kobiety i mężczyzny"; ochrona "życia zarodka ludzkiego, począwszy od poczęcia"; czy konstytucyjna gwarancja istnienia narodowej waluty w postaci forinta. To tylko wybrane przykłady "niezwykle kontrowersyjnych" zapisów nowej konstytucji Węgier.

W rozdziale zatytułowanym "Narodowe wyznanie wiary" czytamy m.in.:

"Jesteśmy dumni z tego, że nasz król, święty Stefan, tysiąc lat temu osadził państwo węgierskie na solidnych fundamentach i uczynił naszą ojczyznę częścią chrześcijańskiej Europy. Jesteśmy dumni z naszych przodków walczących o przetrwanie, o wolność i niepodległość. Jesteśmy dumni ze wspaniałego dziedzictwa duchowego Węgrów. Jesteśmy dumni z tego, że nasz naród przez wieki orężnie bronił Europy oraz zbogacał skarbiec wspólnych wartości swym talentem i swoją pracowitością. Uznajemy rolę chrześcijaństwa w przetrwaniu narodu. Szanujemy różnorodne tradycje religijne naszego kraju. (...) Uznajemy, że najważniejsze ramy naszej koegzystencji stanowią rodzina i naród, a podstawowe wartości naszego współbytowania to wierność, wiara i miłość".

To narodowe credo Węgrów oraz konstytucyjne zapisy chroniące tradycyjne wartości wzbudziły histeryczną krytykę w kręgach europejskich elit, które nawet jeśli nie wywodzą się wprost z tradycji Maja '68, jak eurodeputowany Daniel Cohn-Bendit, to na pewno czerpią z jego ducha. To jest wielki spór cywilizacyjny, który na potrzeby widowni przybiera pozory debaty politycznej. Warto wszelako wspomnieć o kilku decyzjach politycznych, które dobrze pokazują styl rządów Viktora Orbana, a jednocześnie unaoczniają problem, jaki będzie miał każdy kraj, który spróbuje pójść drogą Węgier.

Niewolnictwo dłużników

"Byłem wtedy przekonany, że należy uporządkować w pierwszym rzędzie trzy sprawy: pułapkę zadłużenia, brak szacunku dla pracy i brak rezerw" - mówił premier Orban kilka miesięcy temu podczas swojego dorocznego przemówienia o stanie państwa, gdy przywoływał pierwsze dni rządów. Na 10 mln mieszkańców aż milion posiadało kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich. To oznaczało de facto, że niemal 40 proc. Węgrów było zadłużonych.

Sytuacja gospodarcza Węgier pogorszyła się znacząco w 2008 roku. W następnym roku zanotowano ujemny wzrost gospodarczy na poziomie -6,3 proc. PKB. Spadł drastycznie poziom produkcji przemysłowej, skoczyła inflacja i stopa bezrobocia. Kryzys ekonomiczny sprawił, że duża część Węgrów znalazła się w sytuacji, w której poziom zadłużenia przekraczał możliwości spłaty kredytu. Ponadto wysokość zadłużenia z czasem wzrosła, co jeszcze bardziej pogorszyło ich i tak trudne położenie. Premier Viktor Orban postanowił przeciwdziałać tej spirali zadłużenia prywatnego obywateli i zaproponował kilka rozwiązań, które umożliwiły Węgrom spłatę zobowiązań, niektóre z nich wywołały negatywną reakcję banków.

Kredytobiorcom umożliwiono jednorazową spłatę kredytu lub zamianę kredytu walutowego na korzystniejszy w forintach. Rząd zamroził również kurs franka szwajcarskiego. W 2008 r. trzeba było zapłacić 145 forintów za 1 franka szwajcarskiego. Trzy lata później już 220. To oznaczało wzrost wysokości rat kredytowych nawet o ok. 50 proc. Dlatego w porozumieniu z bankami, które nie miały innego wyjścia, rząd Viktora Orbana zdecydował, że kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich będą przeliczane po kursie maksymalnie 180 forintów. Efektem była obniżka rat kredytowych o 15-20 proc.

To bardzo charakterystyczny przykład polityki gospodarczej Viktora Orbana, który za cel postawił sobie ochronę interesów obywateli Węgier bez względu na koszty, które miałyby ponieść międzynarodowe rynki finansowe czy kapitałowe, a w tym konkretnym przypadku - banki. Krytycy określają te działania groźnym populizmem.

Szukanie źródeł wzrostu

Podobna filozofia rządzenia towarzyszyła Orbanowi, gdy podejmował decyzje o reformie systemu podatkowego, wprowadzając liniowy podatek dochodowy oraz faworyzując małe i średnie przedsiębiorstwa węgierskie kosztem wielkich zachodnich korporacji, które zostały dodatkowo opodatkowane. Viktor Orban pierwotnie odrzucił pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) i postanowił uzdrowić finanse państwa na własną rękę, nie tnąc nadmiernie wydatków budżetowych, lecz szukając raczej nowych źródeł dochodu, takich jak opodatkowanie wielkich sieci handlowych i zagranicznych korporacji.

Węgierski premier stał na stanowisku, że działania zmierzające do osiągnięcia równowagi finansów publicznych przez ograniczenia wydatków, oszczędności, walkę z nadmiernym zadłużeniem publicznym oraz deficytem budżetowym należy równoważyć poszukiwaniem źródeł wzrostu.

Dla wielu doktrynerów zafiksowanych na punkcie polityki oszczędności, jak również MFW to wciąż trudne do pojęcia. Źródłami wzrostu gospodarczego są najczęściej inwestycje krajowe i zagraniczne, wysoki poziom konsumpcji oraz eksport. Jak pokazują najnowsze dane węgierskiego instytutu statystycznego KSH, Węgry posiadają dodatni bilans handlowy, a więc więcej eksportują niż importują. Poziom konsumpcji w 2011 r. nieznacznie wzrósł w porównaniu z rokiem ubiegłym. Ale za to wzrosło bezrobocie (11,1 proc.), a koszty pracy wciąż są jedne z najwyższych w tej części Europy.

Inwestorzy kierują się często ocenami agencji ratingowych, a te pod koniec zeszłego roku obniżyły ocenę papierów dłużnych Węgier. Oprocentowanie węgierskiego długu wyniosło aż 10 proc., co znacznie zwiększyło koszty jego obsługi w strukturze wydatków budżetowych. Spada wartość forinta. A wzrost gospodarczy oscyluje wokół 1-1,5 proc. PKB. Dzisiaj sytuacja ekonomiczna Węgier, mimo reform Orbana, jest więc niezwykle trudna. Prognozy OECD nie są optymistyczne. Niektórzy eksperci twierdzą, że Węgry są na skraju bankructwa. To zmusiło Viktora Orbana do reaktywowania rozmów o pożyczce z MFW, co pokazuje, że nawet ciekawe pomysły gospodarcze muszą uwzględniać międzynarodowe otoczenie, zachowanie rynków finansowych i oceny agencji ratingowych.

Wielu zwolenników rządu Orbana traktuje tę sytuację jako wynik ataku rynków finansowych, mających na celu osłabienie gospodarki Węgier. Krytycy widzą w niej potwierdzenie swoich ocen. Jak jest naprawdę, będziemy mogli ocenić w pełni po zakończeniu kadencji tego rządu.

Co mogą Węgry w UE?

Komisja Europejska prowadzi przeciwko Węgrom procedury o naruszenie unijnego prawa. Domaga się zmian kontrowersyjnych ustaw dotyczących wieku emerytalnego sędziów, ochrony danych osobowych i niezależności banku centralnego. Niedawno zapowiedziała również, że od 2013 roku zamrozi Węgrom dostęp do prawie pół miliarda euro z Funduszu Spójności, jeśli do tego czasu rząd nie przyjmie odpowiednich środków, by zredukować nadmierny deficyt budżetowy do przewidzianych w unijnym prawie 3 proc. PKB. Sęk w tym, że Węgrom już się to udało. Ich deficyt w roku 2011 wyniósł 2,43 proc. zamiast przewidzianych 2,94 proc.

Ustawa medialna wzbudziła z kolei falę oskarżeń o zagrożenie dla wolności słowa. Viktor Orban na bieżąco odpowiada na zarzuty KE. Jest gotowy do rozmów i wspólnych rozwiązań, z częścią zarzutów się nie zgadza, ale prezentuje wyjątkową otwartość na dialog. W styczniu stawił się osobiście w Parlamencie Europejskim na debatę na temat Węgier, gdzie musiał wysłuchać często żenujących ataków niedoinformowanych europosłów na swój rząd, którzy używali sobie na węgierskim premierze, ile wlezie.

15 marca na wiecu, który zgromadził ponad 100 tys. osób pod parlamentem w Budapeszcie, podczas obchodów rocznicy rewolucji węgierskiej z lat 1848-1849 przeciwko absolutnym rządom Habsburgów, Viktor Orban powiedział:

"Zdajemy sobie sprawę, że Europa boryka się z wieloma problemami; trybiki trzeszczą, nerwy są napięte. Jednak jako europejski naród z tysiącletnią tradycją żądamy równego traktowania Węgier. (...) Nie będziemy kolonią. Węgrzy nie będą żyć zgodnie z rozkazami obcych mocarstw, nie oddadzą swej niepodległości i wolności. Jako kraj europejski żądamy równego traktowania. Nie będziemy obywatelami drugiej kategorii. Mamy prawo żądać, byśmy byli traktowani według tych samych standardów, co inne kraje. (...)Znamy lepiej niż dobrze ten rodzaj nieproszonej bratniej pomocy, nawet kiedy teraz nosi ona dobrze skrojony garnitur, a nie mundur wojskowy z pagonami".

W starciu Węgier z instytucjami Unii Europejskiej chodzi zasadniczo o to, czy takie państwo jak Węgry ma prawo do prowadzenia podmiotowej polityki, czy też jego rola sprowadzać się powinna do realizowania wytycznych Komisji Europejskiej i zadowalania rynków finansowych.

Artur Bazak

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: kryzys gospodarczy | strefa euro | Węgry | Węgrzech | Węgier | rynki wschodzące
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »