Brexit: gospodarcza katastrofa i funt poniżej 4 zł
Miesiącami negocjowana umowa dotycząca warunków opuszczenia Unii Europejskiej nie będzie głosowana w brytyjskim parlamencie. Premier May będzie prawdopodobnie chciała renegocjować warunki porozumienia w Brukseli, by zwiększyć szansę przyjęcia go przez Izbę Gmin. Jeżeli ten proces zakończy się porażką, to poważnie wzrośnie ryzyko fatalnego dla funta scenariusza - pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
W poniedziałkowe popołudnie funt spadał do najniższych poziomów od półtora roku w relacji do dolara. To reakcja na doniesienia zapowiadające, że przygotowywana przez rządowych negocjatorów umowa dotycząca brexitu prawdopodobnie nie będzie głosowana w parlamencie we wtorek wieczorem, a Unia nie zgadza się na jej zmianę.
Brytyjska premier Theresa May potwierdziła w poniedziałek, że rząd zdecydował o przełożeniu planowanego na wtorek głosowania nad projektem umowy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Zapowiedziała próbę dalszych dyskusji na ten temat ze Wspólnotą.
Zwiększa się więc ryzyko, że Wielka Brytania 29 marca 2019 r. opuści UE w sposób chaotyczny. Scenariusz nieuporządkowanego wyjścia Unii przygotowany przez Bank Anglii przewiduje poważne konsekwencje. Zakłada on m.in.nagłe zerwanie relacji z największym partnerem handlowym, olbrzymi wzrost obostrzeń celnych oraz pozacelnych dla brytyjskich przedsiębiorstw, czy dalszy dramatyczny spadek wartości funta.
Zbliża się polityczna katastrofa
Chociaż poparcie dla brexitu wśród Brytyjczyków systematycznie spada i coraz częściej mówi się o kolejnym referendum, które może nawet pozostawić Zjednoczone Królestwo wewnątrz Unii, to obecna sytuacja polityczna na Wyspach generuje ryzyka dla zupełnie innego rozwoju wydarzeń.
Premier May, by zachować władzę, będzie chciała renegocjować obecne porozumienie z Unią. Szanse na zmiany, które usatysfakcjonują proeuropejską opozycję i eurosceptyczną część rządzących torysów są niewielkie. Nie tylko dlatego, że Bruksela nie chce zmieniać głównych elementów porozumienia, ale również ze względu na fakt, że techniczne rozwiązania utrzymania bezgranicznego ruchu na irlandzkiej wyspie, bez bliskich relacji Belfastu z Unią, mogą być niezwykle trudne do wprowadzenia.
Rozszerzający się konflikt wewnątrz struktur rządzących torysów i niechęć do ogłoszenia przedterminowych wyborów czy nowego referendum może powodować, że zaistnieje ryzyko nie tyle twardego, ile właśnie nieuporządkowanego chaotycznego brexitu.
Wielkiej Brytanii grozi gospodarcze załamanie
Pod koniec listopada, Bank Anglii na prośbę parlamentu, przygotował gospodarcze scenariusze dla brexitu. Ogólnie, im relacje Wielkiej Brytanii z Unią będą bliższe, tym ryzyka dla wzrostu gospodarczego powinni być łagodniejsze. W przypadku umowy, której warunki będą zbliżone do obecnych relacji z Unią, funt nawet powinien zyskać na wartości.
Zupełnie inaczej wygląda scenariusz chaotycznego brexitu. Oznaczałby on dla Zjednoczonego Królestwa ekonomiczne tsunami o większej skali niż kryzysy finansowy z 2008/2009 r.
W najgorszym analizowanym przypadku PKB zanurkowałoby w kulminacyjnym momencie nawet o 8 proc., inflacja wzrosłaby do ponad 6 proc, ceny domów obniżyłyby się o 30 proc., a nieruchomości komercyjne straciłyby prawie połowę wartości. Wartość funta spadłaby nawet o 25 proc., co oznacza, że brytyjska waluta stałaby się tańsza od amerykańskiej.
Zakładając nawet, że chaos w Wielkiej Brytanii przyczyniłby się osłabienia polskiej waluty i tak prawdopodobnie funt byłyby wart mniej niż 4 zł, jeżeli doszłoby do drastycznego załamania relacji handlowych z Unią Europejską.
Ryzykowna gra
Chociaż szanse na realizację najgorszego scenariusza nie są wysokie, to jednak samo rosnące prawdopodobieństwo jego wystąpienia może poważnie osłabiać funta. Niewykluczone także, że rządzący torysi wybiorą bardzo ryzykowne rozwiązanie "politycznego szantażu" parlamentarzystów.
Przeciągające się rozmowy z Brukselą i wśród konserwatystów będą stwarzać coraz większe napięcia gospodarcze i spadek kursu funta w kolejnych tygodniach. Brzemię tego będzie jednak spoczywać na Izbie Gmin, która finalnie musi zatwierdzić umowę. Może ona zostać postawiona pod ścianą i w rezultacie zaakceptować rozwiązanie przedstawione przez May. Wtedy zarówno premier utrzyma swoje stanowisko, jak i plan zostanie przyjęty. Do tego czasu jednak funt może bardzo wyraźnie tracić na wartości w obawie, że polityczna gra może faktycznie zmienić się w gospodarczą katastrofę.
Brytyjskie media nieoficjalnie poinformowały w poniedziałek, że premier Theresa May zdecydowała się na przełożenie zaplanowanego na wtorek głosowania w sprawie przyjęcia przez Izbę Gmin projektu umowy wyjścia kraju z Unii Europejskiej.
Jako pierwsza tę informację podała agencja Bloomberga, a następnie, powołując się na źródła wśród ministrów rządu May, przekazali ją także nieoficjalnie dziennikarze telewizji publicznej BBC i dziennika "The Telegraph".
Downing Street nie skomentowało jeszcze tych doniesień, ale w trakcie wcześniejszego regularnego briefingu prasowego rzecznik szefowej rządu zapewniał, że do głosowania zgodnie z planem dojdzie we wtorek.
Parlamentarna arytmetyka sugeruje, że szefowa mniejszościowego rządu miałaby minimalne szanse na zwycięstwo - swój sprzeciw zapowiedziały nie tylko wszystkie opozycyjne partie, ale także ponad 100 deputowanych rządzącej Partii Konserwatywnej oraz dziesięciu posłów zasiadających w ławach wspierającej rząd północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistów.
Przeciwnicy obecnego projektu umowy w sprawie Brexitu domagają się m.in. usunięcia tzw. mechanizmu awaryjnego dla Irlandii Północnej, który w razie braku wynegocjowania innego rozwiązania zmusiłby Wielką Brytanię do pozostania w unii celnej z UE, a także potencjalnie wprowadziłby granice regulacyjne między Wielką Brytanią a Irlandią Północną.
Parlamentarna arytmetyka sugeruje, że szefowa mniejszościowego rządu ma minimalne szanse na zwycięstwo w głosowaniu. Sprzeciw zapowiedziały nie tylko wszystkie opozycyjne partie, ale także ponad 100 deputowanych rządzącej Partii Konserwatywnej oraz dziesięciu zasiadających w ławach wspierającej rząd północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistów.
Szacunki ekspertów sugerują, że May może przegrać nawet ponad 100-150 głosami, co postawiłoby ją w trudnej sytuacji politycznej i mogło być dla niektórych polityków Partii Konserwatywnej sygnałem, że powinni zastanowić się nad zmianą lidera ugrupowania i premiera.
Spodziewany margines w głosowaniu jest na tyle duży, że poniedziałkowe wydanie dziennika "The Times" przypomniało największe rebelie posłów partii rządzących i rekordowe porażki w historii brytyjskiego parlamentaryzmu.
Jak przypomniano, w 2003 roku aż 139 posłów Partii Pracy zagłosowało przeciwko rządowi Tony'ego Blaira w trakcie podejmowania decyzji dotyczącej wojny w Iraku. Z kolei w 1996 roku aż 95 posłów Partii Konserwatywnej odrzuciło propozycje gabinetu Johna Majora dotyczące legislacji o broni palnej.
Jednocześnie zastrzeżono, że w ciągu ostatnich 100 lat tylko trzykrotnie rząd doznawał porażki w Izbie Gmin różnicą ponad stu głosów - wszystkie w trakcie rządów Partii Pracy w 1924 roku.
W niedzielę "Sunday Times" sugerował, że w obliczu takiej sytuacji Downing Street może zdecydować się na wycofanie się z głosowania i podjęcie kolejnej próby renegocjacji z Unią Europejską podczas czwartkowego szczytu Rady Europejskiej w Brukseli.
W niedzielę szef resortu ds. Brexitu Stephen Barclay zapowiadał jednak, że do głosowania dojdzie "na 100 proc. we wtorek". W poniedziałek podobną zapowiedź złożył także rzecznik premier May, dodając, że szefowa rządu weźmie udział w rozmowie telefonicznej z ministrami, w trakcie której przedstawi swoje plany i wnioski z weekendowych rozmów z innymi liderami UE.
W przypadku odrzucenia umowy podczas głosowania, Izba Gmin mogłaby ponownie głosować nad porozumieniem jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia. Niektóre media podawały, że możliwe jest nawet kontynuowanie obrad w okresie świąteczno-noworocznym, co dotychczas zdarzyło się tylko raz w historii: w trakcie protektoratu Olivera Cromwella w 1656 roku.
Spodziewany kryzys polityczny wokół głosowania wywołał także na nowo spekulacje, dotyczące możliwości rozpoczęcia procedury wotum nieufności wobec May jako liderki Partii Konserwatywnej, co mogłoby doprowadzić także do zmiany na stanowisku szefowej rządu.
W połowie listopada grupa eurosceptycznych posłów ugrupowania rozpoczęła zbieranie 48 listów wymaganych do uruchomienia procesu, ale według publicznych deklaracji uzyskała poparcie jedynie ok. 30 deputowanych. Wysoka porażka May lub wycofanie się z głosowania w ostatniej chwili mogłyby być jednak odebrane jako dalsza oznaka słabości i zachęcić kolejnych posłów do złożenia swoich podpisów.
Według mediów o zastąpienie May mieliby się ubiegać m.in. minister spraw wewnętrznych Sajid Javid, były minister spraw zagranicznych i były burmistrz Londynu Boris Johnson, były minister ds. wyjścia z Unii Europejskiej Dominic Raab i była minister pracy Esther McVey.
Pisząc o sytuacji szefowej rządu, dziennik "The Times" ocenił w poniedziałek wprost, że to będzie "najtrudniejszy tydzień w targanym kłopotami okresie rzadów May".
Wielka Brytania powinna wyjść z Unii Europejskiej 29 marca 2019 roku.
PAP