Wist podatkowy

Za nami udany wist rządu Leszka Millera - w szalonym tempie przegłosowano na Wiejskiej podwyżki podatków. Teraz kolej na asa trzymanego do tej pory w rękawie - dotkliwe cięcia w wydatkach przyszłorocznego budżetu.

Za nami udany wist rządu Leszka Millera - w szalonym tempie przegłosowano na Wiejskiej podwyżki podatków. Teraz kolej na asa trzymanego do tej pory w rękawie - dotkliwe cięcia w wydatkach przyszłorocznego budżetu.

Mam satysfakcję, ale nie odczuwam radości, bo wolałbym zacząć od obniżki podatków - stwierdził wicepremier Marek Belka wychodząc późną nocą z Sejmu. Już drugi raz w okresie transformacji lewicowy rząd na starcie zwiększył ciężary podatkowe. Była to jednak tylko rozgrzewka przed decydującą grą. Pakiet oszczędnościowy, a więc najgorsze, co nas czeka, może okazać się znacznie bardziej dotkliwy niż dodatkowe ciężary fiskalne.

Szukając pieniędzy

Chociaż od decyzji podatkowych zależą dalsze prace nad budżetem na 2002 rok, jego kształt jest już w znacznej mierze przesądzony. Wcześniej ogłoszono limit wydatków (183 miliardy złotych) i złożono obietnicę, że deficyt nie będzie większy niż 5 procent PKB (około 40 miliardów złotych). Dochody zatem muszą być mniej więcej takie same, jak w tym roku, około 143 miliardów złotych.

Reklama

Na tyle właśnie szacuje je resort finansów przy umiarkowanie złej koniunkturze w gospodarce.

Czy w tej sytuacji Marek Belka sięgnie po dodatkowe sposoby zwiększenia dochodów, co pozwoliłoby uniknąć niektórych cięć w wydatkach? Może się okazać, że choć od początku był on sceptycznie nastawiony wobec podatku importowego, będzie zmuszony poprzeć ten pomysł. Gorącym orędownikiem tego podatku jest bowiem PSL, które gotowe jest zagrozić nawet wyjściem z koalicji, jeżeli rządowa większość zignoruje pomysł jego wprowadzenia.

Przeciwnikiem podatku importowego jest jednak Jacek Piechota, minister gospodarki. Cóż z tego, że dochody z jego wprowadzenia mogłyby przynieść dodatkowe 10-15 miliardów złotych wpływów do budżetu, skoro - zanim go wprowadzimy - czekałyby nas trudne negocjacje z WTO i Unią Europejską. Podatek ten zwiększyłby też ceny produkcji, miałby więc wpływ na wzrost inflacji. Inna wielka jego wada to incydentalność (wprowadzono by go tylko na dwa, trzy lata), jeśli więc okazałoby się, że "pod" te dodatkowe dochody pojawiłyby się w budżecie nowe wydatki, bardzo trudno byłoby z nich kiedyś zrezygnować.

W podatku VAT resort finansów zapowiada jedynie kosmetyczne korekty. Chodzi głównie o wyeliminowanie patologii (wpływy z tego podatku są niższe od prognozowanych i istnieją podejrzenia, że powodem jest fikcyjny eksport, który pozwala nielegalnie sprzedawać w kraju towary bez VAT). Zmiany w tym podatku będą także związane z dostosowaniem do wymagań unijnych. Marek Belka zdecydowanie wykluczył natomiast to, czego obawiano się jeszcze kilka tygodni temu - podwyżkę podstawowej stawki VAT. Wyższe niż w tym roku wpływy z tego podatku będą także możliwe dzięki przewidywanemu wolniejszemu wzrostowi eksportu i większej skłonności do konsumpcji (pewien wpływ będzie miało na to opodatkowanie dochodów z lokat, bo najprawdopodobniej zmniejszy się skłonność do oszczędzania).

Gdzie ciąć

Wyborcom lewicy najtrudniej jednak przyjdzie zaakceptować pakiet cięć wydatków socjalnych. Nie do uniknięcia, jeśli poważnie traktować limit wydatków. W zależności od tego, jak rząd potraktuje stare zobowiązania (zaległości w przekazywaniu składek do otwartych funduszy emerytalnych, dług Funduszu Pracy, likwidacja tzw. rezerwy demograficznej), program oszczędnościowy musi obejmować cięcia wydatków na kwotę 10 do 15 miliardów złotych. Co znajdzie się w tym programie - można jedynie się domyślać. Wybór wśród rożnych możliwości nie jest zbyt wielki.

Czy zreformowanie części socjalnej wydatków publicznych pozwoli uniknąć kryzysu finansowego? Na to pytanie dziś trudno odpowiedzieć, bowiem całkiem realna jest obawa, że pogłębiająca się nierównowaga zewnętrzna - pogorszenie się relacji w handlu zagranicznym w przyszłym roku i wzrost zadłużenia za granicą polskich firm - może do takiego załamania doprowadzić. A wówczas pod znakiem zapytania stanie także możliwość sfinansowania pozostałej części deficytu budżetu, zwłaszcza że resort finansów będzie musiał sprzedać o jedną trzecią obligacji i bonów skarbowych więcej niż w tym roku. Cięcia wydatków - choć dotkliwe dla społeczeństwa i powodujące, że poparcie dla lewicowego rządu będzie się zmniejszać - wydają się jednak nieuchronne.

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: dochody | Marek Belka | resort | VAT | resort finansów | cięcia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »