Ceny nieruchomości rosną przed igrzyskami, potem bywa różnie
Dziś za 75-metrowy apartament w centrum Londynu trzeba zapłacić równowartość prawie 4,7 mln złotych - wynika z danych GPG. W ostatnich 12 miesiącach przeciętna wartość nieruchomości wzrosła w Londynie o ponad 9 proc. Czy za rok wynik ten też będzie tak optymistyczny? W Pekinie, Atenach i Atlancie po olimpiadach sytuacja na rynku nieruchomości uległa pogorszeniu.
Polska zdobędzie w Londynie 12 medali, w tym 4 złote - typuje bank inwestycyjny Goldman Sachs. Prognozy towarzyszące wielkim imprezom sportowym mogą mieć jednak nieco mniej poważny charakter - na Ukrainie swoich sił we wróżeniu podczas EURO 2012 próbowała 300- kilogramowa świnia "Funcik", a podczas mistrzostwach świata w piłce nożnej w RPA (2010 r.) wyniki typowała ośmiornica "Paul". Nic więc nie stoi na przeszkodzie, żeby dziś wróżyć co igrzyska przyniosą londyńskiemu rynkowi nieruchomości. Na to pytanie postara się odpowiedzieć Home Broker.
Wydawałoby się, że dzięki organizacji tak dużej imprezy sportowej rozwija się infrastruktura i rośnie popularność danej lokalizacji, co powinno sprzyjać wycenom nieruchomości. Niestety historia letnich olimpiad tego nie potwierdza. Pogorszenie na rynkach widoczne było w rok po organizacji igrzysk w Pekinie, Atenach i Atlancie. Odmienna sytuacja miała miejsce jedynie w Sydney. Teoretycznie więc jeśli ktoś rozważa inwestowanie w nieruchomości w miastach, które organizują Igrzyska Olimpijskie, lepszym rozwiązaniem jest zakup z wyprzedzeniem.
Zaczynając jednak chronologicznie, w Pekinie w ciągu roku przed organizacją igrzysk ceny nieruchomości wzrosły aż o ponad 24 proc. Po igrzyskach dynamika wyraźnie wyhamowała - w połowie 2009 roku w Pekinie płacono za nieruchomości przeciętnie o 2,6 proc. więcej niż w momencie odbywania się imprezy sportowej. Wciąż były to jednak wzrosty. Inaczej sytuacja wyglądała w Atenach, gdzie igrzyska odbywały się w 2004 roku. W ciągu roku przed tym wydarzeniem przeciętna nieruchomość traciła na wartości kosmetyczne 0,3 proc. W rok później było to już -5,4 proc. W Atlancie wzrost cen zwolnił z 5,3 proc. przed igrzyskami do 2,8 proc. po ich zakończeniu.
Inaczej było w przypadku Sydney. Tam w rok po organizacji igrzysk (2000 rok) dynamika wzrostu cen była wyższa niż w rok przed imprezą. Wzrosty wynosiły odpowiednio 10,7 proc. i 7,5 proc. Nie powinno to jednak dziwić. Australijski rynek nieruchomości nie zwykł podążać za ogólnymi trendami. Przykładem może być kryzys, za którego początek powszechnie uważa się upadek Lehman Brothers (bank ogłosił upadłość 15 września 2008 roku). W wielu krajach (np. Bułgaria, Irlandia, Hiszpania, USA, Polska) kryzys spowodował sporą korektę cen nieruchomości. W Australii natomiast kryzys po dziś dzień nie przerwał trendu wzrostowego.
W Londynie ostatnie 12 miesięcy przyniosły bardzo duży wzrost wycen nieruchomości (o 9,2 proc.) - wynika z szacunków Nationwide. Gdyby przyszłość przyniosła analogiczne zmiany jak w przypadku Aten, Pekinu czy Atlanty, można prognozować, że w perspektywie kolejnych 12 miesięcy dynamika wzrostu cen przynajmniej zwolni, o ile nie zostanie przekuta w korektę. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że nieruchomości w Londynie należą do najdroższych w gronie pięciu miast organizujących ostatnio letnie igrzyska. Zgodnie z danymi publikowanymi przez portal Global Property Guide, za 75-metrowy apartament w centrum Londynu trzeba dziś zapłacić ponad 871 tys. funtów (równowartość prawie 4,7 mln złotych). Dla porównania w Atenach jest to dziś 345 tys. euro (1,4 mln zł), w Pekinie 466 tys. dolarów (1,6 mln zł), a w Sydney 673 tys. dolarów australijskich (2,5 mln zł). Niestety Portal GPG nie publikuje stosownych danych dla Atlanty. Jak jednak donosi portal Zillow, przeciętna cena transakcyjna domu w pięciu najdroższych lokalizacjach Atlanty wynosi dziś 856 tys. dolarów amerykańskich (równowartość niecałych 3 mln złotych).
Dla porównania w okresie igrzysk w Pekinie za nieruchomość dziś wartą 466 tys. dolarów trzeba było zapłacić kilka tysięcy więcej. W Atenach w 2004 roku było to przeciętnie 426 tys. euro, w Sydney 434 tys. dolarów australijskich, a w Atlancie 844 tysiące dolarów amerykańskich. Po dziś dzień osoba, która kupiłaby taką nieruchomość w momencie organizacji igrzysk zanotowałaby stratę w Atenach na poziomie 19 proc., a w Pekinie 1 proc. Natomiast w Atlancie zysk wyniósłby skromne 1 proc., ale w Sydney aż 55 proc. Ale Uwaga! Jeśli polskiego inwestora kusi perspektywa zysków, które można było osiągnąć w Australii musi pamiętać o ryzyku związanym z tego typu inwestycjami. Przypomnijmy, że spadek wartości złotego (wzrost notowań innych walut) sprzyja inwestycjom zagranicznym, gdyż zarówno przeliczony na złote czynsz najmu, jak i wyrażona w złotych wartość nieruchomości za granicą rosną wraz z kolejną przeceną naszej waluty. Odwrotna sytuacja ma miejsce w przypadku umocnienia złotego (wtedy waluty zagraniczne "tanieją" względem złotego).
Chcesz kupić/sprzedać mieszkanie? Przejrzyj oferty w serwisie Nieruchomości INTERIA.PL
Dobrym przykładem wpływu kursu walutowego na zyski inwestora z Polski jest Pekin. W mieście tym od 2008 roku cena nieruchomości wyrażona w Amerykańskim dolarze prawie się nie zmieniła (co prawda obowiązującą w Chinach walutą jest Renminbi (Yuan), ale jest on mocno połączony przez system kursu stałego m.in. z dolarem amerykańskim). Trzeba jednak pamiętać, że w lipcu 2008 roku za amerykańską walutę płacono niewiele ponad 2 zł. Dziś jest to ponad 3,4 zł, a więc zainwestowane za granicą 100 dolarów warte było cztery lata temu ponad 200 zł, a dziś ponad 340 zł. Pomimo braku zmiany ceny nieruchomości w Pekinie zysk na poziomie ponad 60 proc. można było osiągnąć dzięki zmianie kursu złotego wobec dolara.
Bartosz Turek, analityk rynku nieruchomości
Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze