Emigracyjna reaktywacja, czyli żółte światło nie tylko dla deweloperów
Z opublikowanych ostatnio przez Gazetę Prawną wyników badań autorstwa rektora Uczelni Łazarskiego wynika, że w wyniku silnej reaktywacji fali emigracji sprzed kilku lat Polskę w ubiegłym roku mogło opuścić nawet grubo ponad pół miliona rodaków. Co gorsza, zdaniem innych niezależnych ekspertów - nota bene profesorów najlepszych polskich uczelni - proces ten w najbliższych latach będzie się w sposób nieodwracalny i systematyczny nasilał - pisze Jarosław Jędrzyński z portalu RynekPierwotny.com.
Co ciekawe, na co zwracają uwagę cytowani w artykule GP specjaliści, obecna fala emigracji przybrała nową jakość. O ile bowiem w latach 2005-2009 kraj opuszczali "wydelegowani reprezentanci gospodarstw domowych", o tyle w obecnym czasie z Polski emigrują już kompletne rodziny. Jest to dowód nie tylko sporej odwagi, ale przede wszystkim wzrostu determinacji nowych rodzimych emigrantów w zamiarze definitywnego opuszczenia ojczyzny i rozpoczęcia nowego życia poza jej granicami. Jeśli dopną celu, a jest to bardzo prawdopodobne, kolejne odsłony "emigracyjnego tsunami" Polaków w najbliższych latach nie są wykluczone. Niestety z realnymi konsekwencjami, których wielokierunkowe traumatyczne skutki w odniesieniu do polskiej gospodarki, ekonomii, demografii czy perspektyw rozwojowych kraju, ujawnią się w pełnej krasie niekoniecznie za kilkadziesiąt czy kilkanaście lat, ale prawdopodobnie jeszcze w trakcie trwania bieżącej dekady.
Szczególnym niepokojem może napawać fakt, że gwałtowny wzrost fali polskiej emigracji przypadł w momencie "kryzysowego" pogorszenia sentymentu zachodnich społeczeństw, ale także niektórych tamtejszych decydentów, w odniesieniu do problemu narastającej w ich państwach imigracji, zwłaszcza z krajów Europy Wschodniej. Z jednej strony może to być przyczyną przyśpieszenia decyzji wielu Polaków o wyjeździe z kraju, z drugiej jednak warto się zastanowić, jakie rozmiary może przyjąć skala odpływów emigracyjnych już w niedalekiej przyszłości, która raczej nieuchronnie przyniesie ożywienie gospodarek zachodnich, inicjując co najmniej kilkuletni czas gospodarczej prosperity.
Dlaczego tak dynamicznie rośnie w ostatnim czasie liczebność młodego pokolenia Polaków, którzy rezygnują z życia w kraju, wybierając "niepewny chleb" na obczyźnie? Prawdopodobnie dlatego, że w ostatnich latach znacznie pogłębił się stopień niepewności i nieprzewidywalności życia w kraju, zwłaszcza dla dopiero wchodzącego w dorosłe życie pokolenia rodaków, istotnie dystansując pod tym względem perspektywę i ryzyko wyjazdu na stałe poza granice ojczyzny - pisze Jarosław Jędrzyński.
Jak poinformował ostatnio GUS, bezrobocie w Polsce w styczniu wzrosło do 14 proc. i było wyższe niż miesiąc wcześniej o 0,6 procent. Liczba bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy w końcu stycznia wyniosła 2 mln 260,7 tys. Nietrudno policzyć, że gdyby nie ubiegłoroczna fala wyjazdów Polaków "za chlebem", statystyki zarejestrowanych bezrobotnych sięgałyby poziomu bliskiego 3 mln osób, co daje mniej więcej 18-proc. bezrobocie. Jak wiadomo, wśród osób młodych i absolwentów szkół jest ono jednak znacząco wyższe.
Kolejnym argumentem za wyborem emigracji jest zdecydowanie kiepska jakość polskiego rynku pracy, w dodatku bez realnych perspektyw poprawy w dającym się przewidzieć terminie. Abstrahując już od nieustannie dołujących statystyk bezrobocia i wszechobecnych "umów śmieciowych", średnia płaca w Polsce, zresztą bardzo rzadko osiągalna przez osoby dopiero rozpoczynające karierę zawodową, jest jedną z najniższych w Unii Europejskiej, bazując na poziomie zbliżonym do jednej czwartej, góra jednej trzeciej średnich zarobków obowiązujących w krajach UE, będących głównymi punktami docelowymi polskiej emigracji. Przy cenach na dość porównywalnym poziomie dostępność wszelkich dóbr w kraju pozostaje mocno zaniżona, co dotyczy zwłaszcza tak ważnych dla osób wkraczających w dorosłe życie nieruchomości mieszkaniowych.
Nie bez znaczenia są też inne czynniki, jak choćby stan systematycznie pogłębiającej się niewydolności polskiej służby zdrowia, coraz większych obciążeń fiskalnych, przerośniętej i coraz bardziej uciążliwej biurokracji, czy wreszcie perspektyw "groszowych" emerytur po zeszłorocznej "reformie" kapitałowego filara krajowego systemu emerytalnego.
Jeżeli dramatyczne w swojej wymowie prognozy ekspertów, przewidujące następne rekordy statystyk polskiej emigracji w bieżącym i kolejnych latach okażą się trafne, już w najdalej kilkuletniej perspektywie odbije się to na całym szeregu czynników najbardziej istotnych nie tylko z punktu widzenia wskaźników polskiej gospodarki, ale co gorsza na społeczno-ekonomicznych parametrach rozwojowych kraju.
Jednak pierwsze sygnały istotnego pogorszenia środowiska gospodarczego wynikającego z faktu rosnącej emigracji młodych Polaków najprawdopodobniej pojawią się na podnoszącym się po kilkuletnim spowolnieniu rynku nieruchomości mieszkaniowych.
W Polsce aktualna pozostaje teza o istniejącym i wciąż mocno trzymającym swoje parametry statystycznym deficycie mieszkaniowym. Ma on sobie liczyć od 1 do nawet 1,5 miliona jednostek. Tyle właśnie lokali ma brakować dla zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych wszystkich Polaków zamieszkałych w kraju. Szacuje się też, że okres konieczny do eliminacji deficytu w drodze budowy nowych mieszkań wynosi około 20 lat.
Nie jest łatwo policzyć, w jakim stopniu wskutek wyjazdu z kraju tylko w ciągu jednego roku ponad połowy miliona Polaków ucierpiał mieszkaniowy popyt efektywny. Do jego policzenia oprócz samej liczby emigrantów konieczny byłby szereg innych informacji i danych. Natomiast ubytek popytu potencjalnego na mieszkania wskutek opuszczenia na stałe kraju przez taką liczbę jego głównie młodych mieszkańców można oszacować nawet na 150-200 tys. mieszkań. Jeżeli tendencje emigracyjne Polaków utrzymają się na zeszłorocznym poziomie lub wręcz będą rosły, obecny deficyt mieszkaniowy już w perspektywie kilku lat może zamienić się w nadwyżkę lokali, zwłaszcza na rynku wtórnym.
Tego typu sytuacja - o ile zaistnieje w rzeczywistości - w połączeniu ze znacznym spadkiem popytu na mieszkania zarówno nowe, jak i z drugiej ręki spowoduje powrót, a następnie długoterminowe utrwalenie trendu spadkowego cen na rynku nieruchomości do poziomu niegwarantującego rentowności firmom deweloperskim. Skutkowałoby to wejściem krajowej mieszkaniówki w okres długotrwałej recesji z wszelkim tego konsekwencjami dla wszystkich bez wyjątku uczestników rynku nieruchomości.
Oczywiście utrwalenie procesu wyludniania Polski wskutek masowej emigracji najbardziej wartościowej z punktu widzenia perspektyw rozwojowych kraju grupy społecznej, miałoby w dłuższym terminie katastrofalne skutki nie tylko dla rynku nieruchomości, ale dla wszystkich bez wyjątku dziedzin gospodarki, prowadząc w konsekwencji do znacznej deformacji struktury ekonomiczno-społecznej państwa.
Według szacunków wskazanych wyżej ekspertów, za granicą przebywa już praktycznie na stałe 2,6-2,7 mln Polaków z tzw. nowej emigracji. Pytanie, w jakim czasie i do jakiego poziomu liczebność rodzimych emigrantów musiałaby wzrosnąć, by scenariusz "emigracyjnego Armagedonu" dla Polski stał się faktem. W roku bieżącym, w którym nawiasem mówiąc przypada rocznica pierwszego ćwierćwiecza polskiej transformacji ustrojowej, ilość ta może już znacznie przekroczyć 3 mln. Z kolei do końca dekady możemy doczekać się podwojenia tej liczby.
Powyższy scenariusz szczęśliwie wydaje się tak abstrakcyjny, że aż mało prawdopodobny i wiarygodny. Niestety wiarygodności nie można odmówić ekspertom, którzy przewidują rozwojowy charakter "bezpowrotnego" exodusu Polaków w kolejnych latach. Jak stwierdza jeden z nich: "nie ma w Polsce żadnych udogodnień, które zachęcałyby do powrotu, nie było i nie ma żadnej dla nich oferty".
Jarosław Jędrzyński